Reklama

Dawid Podsiadło mówi "nie" międzynarodowej karierze. Przyznał, że się przeliczył

Dawid Podsiadło w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" przyznał, że jego marzenia o zrobieniu międzynarodowej kariery były mrzonką. Wokalista dodał również, że popularność zdobyta w Polsce jest dla niego już wystarczająco trudna.

Dawid Podsiadło w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" przyznał, że jego marzenia o zrobieniu międzynarodowej kariery były mrzonką. Wokalista dodał również, że popularność zdobyta w Polsce jest dla niego już wystarczająco trudna.
Dawid Podsiadło nie podbije światowych rynków ze swoją płytą /Paweł Skraba /Reporter

21 października ukazał się album "Lata dwudzieste" Dawida Podsiadły. Produkcją nowego materiału zajęli się wokalista wraz z grającym w jego zespole Jakubem Galińskim.

Następca "Małomiasteczkowego" to zbiór kilku lat przeżyć i przemyśleń artysty, który już przyzwyczaił nas do mocnych tekstów, czego najlepszym przykładem jest pierwszy singel "POST". Problemy mikroświata, osobiste rozterki, ale i spojrzenie na to, co dzieje się na świecie.

"Lata 20. to moje pierwsze dziesięć lat innego życia. Innego od pierwszych dwudziestu. To także nabranie powietrza do płuc przed zbliżającą się trzydziestką i zderzenie się z moim nastoletnim wyobrażeniem o tym, kim wtedy będę. Wachlarz emocji, który towarzyszył mi podczas pracy nad albumem był bardzo szeroki, ale w ogólnym odbiorze sama płyta wydaje mi się całkiem taneczna i bardzo przebojowa. Chyba najbardziej z dotychczasowych" - opowiadał o płycie.

Reklama

Dawid Podsiadło i jego próby międzynarodowej kariery

Podsiadło w tym roku wydał swój czwarty album studyjny, każdy z utwór napisany i zaśpiewany został po polsku. Na debiutanckim albumie "Comfort And Happines" oraz jego kontynuacji "Annoyance and Disappointment" większość piosenek napisana była po angielsku, trend odwrócił się przy "Małomiasteczkowym".

Warto wspomnieć, że w 2014 roku Podsiadło wraz z Sony Music ogłosili, że wokalista z płytą "Comfort And Happines" będzie próbował podbić europejskie rynki jako David Ross. Ostatecznie nic z tego jednak nie wyszło.

Teraz z rozmowie z Jarkiem Szubrychtem z "Gazety Wyborczej" Podsiadło przypomniał tamten epizod i zdradził, że przeliczył się ze swoimi planami.

"Marzenie o tym, żeby być ‘sławnym na cały świat’, było trochę na wyrost. Przesadziłem. Do promowania muzyki w skali globalnej potrzebna jest ogromna machina. Potrzebna jest historia i kontekst, który będzie możliwy do opowiedzenia gdzieś tam, muzyka, która odróżni się czymś od tej, którą tam mają. Dziś wiem, że to miks szczęścia i polityki. Wtedy myślałem, że skoro śpiewam po angielsku i nauczycielka chwaliła mój akcent, że skoro słucham muzyki stamtąd i nagrywam piosenki, które mi się z tamtą muzyką kojarzą, to wystarczy. Byłem naiwny, wierząc w ten swój disnejowski scenariusz" - stwierdził.

W tym samym wywiadzie Podsiadło dodał, że nie czuje już potrzeby być sławnym na cały świat, gdyż trudności sprawa mu popularność w Polsce.

"Nie czuję już potrzeby, żeby być sławnym na cały świat, bo jestem sławny w jednym kraju i już to jest wystarczająco trudne. Przez jeden sezon byłoby super, ale prognozy wskazują, że jeszcze przez parę lat będę rozpoznawalny, a to już jest wyzwanie. Skupiam się więc na swoim podejściu do sławy. Pracuję nad tym, żeby wysyłać tylko dobrą energię, bo ludzie najczęściej zaczepiają mnie, żeby powiedzieć coś miłego. Zarazem muszę dbać o siebie i być asertywny, jeśli ktoś jest nachalny. Uświadomiłem sobie jednak, że ci ludzie spotkają w ciągu dnia tylko jednego Dawida, a ja spotkam kilka takich osób, które mnie rozpoznają" - tłumaczył.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dawid Podsiadło
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy