Reklama

David Lindley nie żyje. Legendarny gitarzysta miał 78 lat

Rodzina potwierdziła informację o śmierci Davida Lindleya, legendarnego multiinstrumentalisty i mistrza gitary hawajskiej. Muzyk miał 78 lat. Był najbardziej znany ze współpracy m.in. z Jacksonem Browne, Bobem Dylanem, Bruce'em Springsteenem, Bonnie Raitt, Toto czy Joe'em Walshem.

Rodzina potwierdziła informację o śmierci Davida Lindleya, legendarnego multiinstrumentalisty i mistrza gitary hawajskiej. Muzyk miał 78 lat. Był najbardziej znany ze współpracy m.in. z Jacksonem Browne, Bobem Dylanem, Bruce'em Springsteenem, Bonnie Raitt, Toto czy Joe'em Walshem.
David Lindley nie żyje. Miał 78 lat /Robert Knight Archive / Contributor /Getty Images

Informację o śmierci Davida Lindleya podała gazeta LA Times. Gitarzysta i multiinstrumentalista wywodził się właśnie z Los Angeles i zasłynął grą na gitarze hawajskiej. Nie podano przyczyny jego śmierci. 

Instrumenty strunowe pokochał jeszcze jako nastolatek, początkowo grając na ukulele barytonowym, a następnie banjo. Grał także na skrzypcach. Inspirowały go egzotyczne i lokalne instrumenty, dlatego też nauczył grać się na sitarze, mandolinie, cytrze czy buzuki.

Mimo to najpopularniejszy stał się dzięki grze na gitarze slide (gitarze hawajskiej; lap steel). Gdy opuścił zespół Kaleidoscope, dołączył w 1973 roku do Jacksona Browne i zagrał na płycie "For Everyman". Rozbudowane solówki Lindleya ubogacały koncerty artysty, a wielu późniejszych gitarzystów inspirowało się jego grą.

Reklama

Na talencie Davida Lindleya poznały się największe gwiazdy muzyki amerykańskiej - pojawiał się gościnnie na krążkach m.in. Davida Crosby'ego, Grahama Nasha, Dolly Parton, Boba Dylana, Bruce'a Springsteena, Joe Walsha, Roda Stewarta, Bena Harpera i wielu innych. Pod koniec lat 70. wraz z Ry'em Cooderem, innym mistrzem gitary slide, nagrał albumy "Jazz" oraz "Bop Till You Drop".

David Lindley nie żyje. Był inspiracją dla pokoleń gitarzystów

O jego wpływie na innych artystów świadczą pożegnania w mediach społecznościowych, które zamieścili m.in. Joe Bonamassa czy Peter Frampton

"Zmienił grę dla nas wszystkich. Spoczywaj w pokoju sir" - pisze Bonamassa. "Śmierć Davida Lindleya to ogromna strata" - napisał wokalista i gitarzysta Jason Isbell, dodając jeszcze, że "miał autentyczną obsesję na punkcie jego gry od pierwszego usłyszenia".

"Był gigantem wśród muzyków" - stwierdza Peter Frampton. "Jego unikalne brzmienie i styl oddawały go zawsze już w jednej nucie" - dodał.

Szerszym wspomnieniem podzielił się Graham Nash, który nazwał Lindleya "jednym z najbardziej utalentowanych muzyków, jacy kiedykolwiek istnieli". "David potrafił zagrać na niemal każdym instrumencie, jaki przed nim postawisz, z niesamowitą wszechstronnością i ekspresją. Był naprawdę muzykiem muzyków i od dawna był traktowany z podziwem i szacunkiem" - mówi Nash. "Był również wspaniałym człowiekiem i przyjacielem. Będzie go bardzo brakowało. Wysyłam moje serce i miłość do jego rodziny i wszystkich, którzy go kochali" - dodał.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: nie żyje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy