Reklama

Cudowna przemiana Dody

Sam sobie winien. Po co brał Dodę do filmu? Efekt jest taki, że najnowsza produkcja Krzysztofa Zanussiego "Serce na dłoni" istnieje w zbiorowej świadomości wyłącznie jako "film z Dodą". Piosenkarka pojawia się na ekranie dwukrotnie, przechodząc cudowną metamorfozę. Jak przemianę Krzysztofa Zanussiego oceniają recenzenci?

"SERCE NA DŁONI"

"Reżyser dyryguje bohaterami jak pionkami - przesuwa je to w tę, to w inną stronę, w sposób oczywisty zmierzając do banalnego happy endu. Nie tylko same postaci, ale i kolejne ich ruchy okazują się przewidywalne do bólu - w matematycznie ułożonej fabule nie ma miejsca i na cień prawdziwego dramatu, i na humor. Jest za to miejsce na Dodę. Pojawia się tylko dwukrotnie - również na koniec, by metaforycznie podkreślić reżyserską tezę, że każdy w życiu może przejść przemianę. Jaka teza, taka metafora".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

Reklama

"Jakiś pomysł na czarną komedię był, tyle że został przygnieciony sztucznościami, kliszami i umownościami, ocierającymi się o być może zamierzoną autoparodię. Nie musiało tak być, gdyby Zanussi był bardziej dowcipny, albo bardziej precyzyjny. Tymczasem jego film, pełen logicznych dziur, nieprawdopodobieństw i cudownych zbiegów okoliczności, odlatuje od rzeczywistości w stornę przypowieści ostentacyjnie obciążonej moralizatorskim mentorstwem, do którego Zanussi ma nie od dziś skłonności. W gruncie rzeczy więc opowiastka o wartościach i przemianie serc (w tym również przemianie Dody) nie ma żadnego ciężaru, ciągnie się siła bezwładu, niemiłosiernie eksploatując scenariuszowy wytrych i cały ciąg banalnych opozycji".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"


"JAJA W TROPIKACH"

"Jaja w tropikach (kto wymyślił ten straszny tytuł?!) zaczyna się od trailerów ukazujących ostatnie dokonania trzech aktorów mających wystąpić w planowanym właśnie wysokobudżetowym filmie o wojnie w Wietnamie: Tugga (sam Stiller), weterana kina akcji, którego kariera znalazła się na niebezpiecznym zakręcie; Jeffa (Black), uzależnionego od narkotyków gwiazdora komedii a la późny Eddie Murphy oraz Kirka (Downey Jr.), australijskiego zdobywcy pięciu Oscarów, który na potrzeby filmu poddał się chirurgicznej operacji przyciemnienia skóry. (...) Tytuł wchodzi bez pokazu prasowego, co nigdy nie wróży najlepiej, choć z drugiej strony sam pomysł wydaje mi się całkiem całkiem... a doniesienia zza Oceanu, gdzie "Tropic Thunder" miał premierę w lecie, też są zachęcające".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"Niefortunny polski tytuł wtłacza nową komedię Bena Stillera na półkę z produkcjami w rodzaju Strasznego filmuWielkiego kina. Tymczasem - Jaja w tropikach to nie tylko parodia kina wojennego, ale przede wszystkim złośliwy i do granic możliwości przerysowany portret hollywoodzkiego establishmentu. (...) Hollywood to fabryka ściemy - mówi Stiller. I choć nie jest to spostrzeżenie w żaden sposób odkrywcze, dawno nikt nie opowiedział o tym w tak zabawny sposób".
Jakub Demiańczuk, "Dziennik"


"OGRODY JESIENI"

"Straszne słyszę zewsząd zachwyty nad tą komedią gruzińskiego weterana, które wydają mi się mocno przesadzone. Wynosi się pod niebiosa jego mądrość, podczas gdy jest to po prostu ciepły i sympatyczny film, w którym łagodny epikureizm przeciwstawia się fałszywemu splendorowi władzy (co naprawdę bardzo mało oryginalne) i gdzie można odnaleźć trochę klimatów starego, zapomnianego już Paryża. Sama opowieść jest jednak nudnawa, humor niektórych skeczów (bo z nich się składa fabuła) mocno przyciężki, a improwizowane sceny przeciągnięte: to jedna z tych komedii, gdzie aktorzy na planie bawią się lepiej niż widownia w kinie. Kto jednak lubi filmy Jacques'a Tati lub/i ekranizacje prozy Hrabala, będzie się czuł u siebie".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"Ogrody jesieni, podobnie jak niemal wszystkie utwory gruzińskiego reżysera od lat tworzącego we Francji, przy pierwszym podejściu sprawiają wrażenie radosnej beztroski. Filmowa afirmacja prostoty w twórczości Josselianiego łączy okruchy codzienności, niby ukradkiem podpatrzone mikroscenki z humorystycznym szwungiem dialogów. Nie wolno jednak pozwolić zwieść się pozorom - tylko wybitnie utalentowanego rzemieślnika stać na aż taką nonszalancję".
Łukasz Maciejewski, "Dziennik"


"FALA"

"W Fali wszystko jest podręcznikowe, naiwne i jawnie dydaktyczne, pozostawiające nieusuwalne wrażenie sztuczności (po części jest to wynik kompresji czasowej; wszystkie radykalne zmiany muszą tu nastąpić w kilka dni) - bardziej jest to wywód niż autentyczny dramat. Eksperyment, film o nieco zbliżonej tematyce (też zresztą niemieckiego reżysera Olivera Hirschbiegela) pokazywany u nas kilka lat temu, był znacznie bardziej przekonujący".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"O ile film zawodzi pod względem artystycznym - zwłaszcza w scenach, w których młody reżyser chciał być przede wszystkim modny i coolersko poeksperymentował sobie sobie na przykład z zanikającym w ważnych momentach dźwiękiem, o tyle bardzo intrygujący wydaje się przekaz Fali>. Nieprzypadkowo akcja filmu rozgrywa się w Niemczech. W trakcie pierwszej jeszcze zupełnie niewinnej lekcji Reinera na temat autokracji uczniowie mówią, że nie mają ochoty słuchać więcej wykładów o groźbie faszyzmu. Nie czuję się winny za grzechy moje dziadka - mówi leniwy hiphopowiec. Czyżby?".
Łukasz Maciejewski, "Dziennik"


"GWIEZDNE WOJNY: WOJNY KLONÓW"

"Czy George Lucas cierpi na brak pieniędzy? Oprócz dalszego dojenia krowy imieniem Gwiezdne wojny nie widać żadnego uzasadnienia dla powstania tego wyjątkowo niewydarzonego filmu - tym razem w wersji rysunkowej. Akurat w dziedzinie animacji sztuka filmowa rozwinęła się w ostatnich latach najbardziej, ale patrząc na Wojnę Klonów naprawdę trudno w to uwierzyć. Toporna kreska, brzydkie kolory, postacie bohaterów przypominające drewniane kukiełki - pod tym względem film reprezentuje poziom telewizyjnej kreskówki z lat 60. albo współczesnej gry komputerowej".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"Niby jest tu wszystko, czego oczekujemy od Gwiezdnych wojen: efektowne pojedynki, miecze świetlne i szlachetni Jedi. Jeśli jednak ktoś w Wojnach klonów szuka dawnego uroku kosmicznej sagi, lepiej niech omija kina z daleka. (...) Tym widzom polecałbym raczej powtórny seans np. Imperium kontratakuje na DVD. Może i statki kosmiczne były tam plastikowe, ale za to emocje prawdziwe".
Jakub Demiańczuk, "Dziennik"

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Przemiany | jaja | serce | dziennik | Gazeta Wyborcza | film | przemiana
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy