Coke Live, czyli Marsjanie atakują
Co mają wspólnego zagraniczne gwiazdy tegorocznego festiwalu Coke Live? Otóż tak się szczęśliwie złożyło, że słyną z wyjątkowych występów na żywo, zwłaszcza Muse i The Chemical Brothers. Ale to nie wszystko. Muse, 30 Seconds To Mars oraz N.E.R.D. łączy dodatkowo... kosmos.
Coke Live Music Festival odbędzie się 20 i 21 sierpnia (piątek i sobota) w Krakowie, na terenie lotniska Muzeum Lotnictwa. Bramy znajdujące się przy ul. Bora-Komorowskiego będą otwierane o godzinie 16. W ubiegłym roku na Coke Live bawiło się ok. 30 tysięcy festiwalowiczów.
A teraz już zapraszamy na przegląd najważniejszych wykonawców podczas tegorocznej edycji krakowskiego festiwalu!
Muse
Matt, Chris i Dom z Devon poznali się w koledżu - początkowo grali w trzech różnych zespołach. Gdy już połączyli siły, najpierw nazywali się Gothic Plague, później Fixed Penalty, następnie Rocket Baby Dolls aż w końcu stanęło na Muse.
Byli na siebie skazani z dwóch powodów: nie chcieli grać coverów i nie chcieli brzmieć jak Nirvana, czym różnili się od pozostałych muzykujących kolegów. Zespół Muse wykluwał się w niezwykłych okolicznościach - Chris o trudnym nazwisku Wolstenholme i Dominic Howard byli perkusistami. Jeden z nich musiał się więc przekwalifikować. Padło na Chrisa, który specjalnie dla zespołu nauczył się grać na basie. Inny problem polegał na tym, że nie mieli wokalisty. Poprosili gitarzystę Matta Bellemy'ego, by pełnił tymczasowo rolę frontmana.
Pierwszy koncert z Mattem na wokalu był klęską. Bellamy stękał cichutko pod nosem i patrzał cały czas albo na gitarę albo pod nogi. Chris i Dominic zwrócili mu na to uwagę. Kiedy podczas kolejnego występu zaśpiewał pełnym, donośnym głosem, byli w szoku. Matt momentalnie przestał być opcją tymczasową.
Muse mają na koncie pięć studyjnych albumów. Pierwszy, "Showbiz", ukazał się w 1999 roku, najnowszy, "The Resistance", we wrześniu 2009 roku. Jak grają Muse? Gitarowo, monumentalnie, czasem histerycznie, czasem pretensjonalnie, nie wahają się zatrudnić orkiestrę symfoniczną, kochają rozmach. To właśnie dzięki gigantomanii uznawani są za najlepszy koncertowy zespół świata. Ich show to erupcja ogromnej energii, potęgowanej przez oszałamiające efekty świetlne.
Z ciekawostek - za Mattem Bellamym ciągnie się aura dziwaka. Wokalista nie tylko ubiera się czasami jak kosmita, ale także uchodzi za fana wszelkich teorii spiskowych. W obawie przed zbliżającym się kataklizmem (wielką wojną bądź katastrofą naturalną) zgromadził w swojej piwnicy zapas konserw na kilka lat, trzyma tam również siekierię. Matt z pasją opowiada o dowodach na to, że za atakami na World Trade Center mogą stać sami Amerykanie albo że nasza cywilizacja została zapoczątkowana przez kosmitów. W piosenkach Muse często pojawiają się tajemniczy "Oni", którzy nam zagrażają i przed którymi należy się buntować. Trudno ocenić, ile w szaleństwach Matta jest autokreacji, a ile faktycznego bzika.
Nowy etap w karierze grupy rozpoczął się w momencie romansu z filmem "Zmierzch". W pierwszej części filmowej sagi widzowie podczas sceny, w której Cullenowie grają w baseball, mogli usłyszeć utwór "Supermassive Black Hole". Z kolei na potrzeby trzeciej części Muse nagrali singel promujący tę produkcję - "Neutron Star Collison (Love Is Forever)". Dlaczego akurat oni? Autorka książek o Edwardzie i Belli, Stephenie Meyer, nie ukrywa, że Muse to jej ulubiony zespół. Muse jeszcze przed "Zmierzchem" potrafili zapełnić cały stadion Wembley, jednak dzięki filmowi o wampirach zdobyli dodatkowo zupełnie nową publiczność - zaczęły ich słuchać zakochane w Pattinsonie nastolatki, a także... Amerykanie. Teraz Muse nie są już anonimowi w Stanach, a tak było jeszcze dwa lata temu.
Muse wystąpią podczas drugiego dnia Coke Live Music Fesival, w sobotę, 21 sierpnia, na scenie głównej o godzinie 23.
Zobacz niesamowity występ Muse na stadionie Wembley"
The Chemical Brothers
"Hey Boy Hey Girl", "Block Rockin' Beats", "Let Forever Be", "Galvanize", "Setting Sun" czy "Out of Control" - aż trudno uwierzyć, że za te wszystkie wielkie przeboje i równocześnie już klasyki muzyki elektronicznej, odpowiada jeden zespół. Brytyjski duet The Chemical Brothers (czyli Tom Rowlands i Ed Simons), bo oczywiście o nim mowa, wreszcie zaprezentuje te kompozycje na żywo w Polsce. Słowa "na żywo" trzeba podkreślić i uwypuklić, bo duet uznawany jest za jedną z najlepszych koncertowych formacji na świecie. I nie mówimy tu o kameralnych setach w tanecznych klubach, ale o występach dla kilkudziesięciu tysięcy osób na stadionach czy festiwalach. The Chemical Brothers grają tutaj w jednej lidze z The Prodigy, Underworld, Orbital czy Fatboy Slimem.
Koncerty The Chemical Brothers to nie tylko muzyka, ale też przedziwne, psychodeliczne obrazy wyświetlane na potężnych telebimach, pulsujące stroboskopy czy wreszcie przecinające powietrze lasery. Dodajmy, że wbrew powszechnej opinii, iż elektroniczni wykonawcy podczas setów naciskają jedynie guzik, a później dla niepoznaki skaczą za sprzętem mikserskim, Chemiczni Bracia przed występami mają jedynie ustalony zarys kompozycji, które zamierzają zaprezentować. Cała reszta dźwięków jest generowana i miksowana już w trakcie koncertu, a kształtuje ją reakcja fanów.
The Chemical Brothers nie tylko są koncertowymi pewniakami, ale są również i przede wszystkim odpowiedzialni za popularyzację ambitnej muzyki tanecznej w drugiej połowie lat 90. To dzięki wymienionym wyżej przebojom mainstream przestał z wyższością i zdziwieniem patrzeć na elektroniczne projekty z prostego powodu - The Chemical Brothers, The Prodigy, Underworld czy Fatboy Slim stali się mainstreamem. W konsekwencji ta muzyka z ciasnych klubów trafiła pod strzechy, to znaczy na areny i stadiony.
Na koniec dodajmy, że panowie Rowlands i Simons przybywają do Krakowa w glorii chwały związanej z wydanym kilka miesięcy temu siódmym studyjnym albumem "Further". Płyta, na której po raz pierwszy w historii The Chemical Brothers nie pojawił się żaden śpiewający gość (a lista ich jest imponująca: Noel Gallagher, Richard Ashcroft czy Q-Tip to pierwsze nazwiska z brzegu), zebrała w większości znakomite recenzje. Nawet tak bezwzględni dla weteranów recenzenci magazynu "Q" czy opiniotwórczego serwisu Pitchfork pochwalili duet, dając "Further" wysokie noty. Dodajmy, że każdemu z ośmiu utworów na płycie towarzyszy specjalnie nakręcony film.
Z najnowszą płytą The Chemical Brothers wiąże się również interesująca historia. Płyta zaskakująco nie pojawiła się w zestawieniu brytyjskich bestsellerów, ponieważ nabywcom dano możliwość udziału w konkursie i wygrania iPada. Z racji tego, że brytyjski przemysł fonograficzny zakazuje takiego "wspomagania" sprzedaży albumów, płyta nie znalazła się w wyspiarskim notowaniu. Jeżeli jesteśmy już przy zestawieniach bestsellerów płytowych, to w Polsce "Further" dotarł do 23. miejsca Oficjalnej Listy Sprzedaży. Pozycja to nie przynosząca ujmy zwłaszcza, że The Chemical Brothers w naszym kraju raczej nie trafiają na playlisty największych rozgłośni radiowych. Na szczęście fani wiedzą swoje.
The Chemical Brothers wystąpią podczas pierwszego dnia Coke Live Music Fesival, w piątek, 20 sierpnia, na scenie głównej o godzinie 23.
Zobacz The Chemical Brothers na festiwalu Glastonbury:
30 Seconds To Mars
Trudno zliczyć, ile rankingów na najseksowniejszego mężczyznę globu wygrał Jared Leto - zebrało się ich całkiem sporo. To właśnie on jest najbardziej charyzmatyczną postacią zespołu, który założył jego brat Shannon.
Intrygująca jest kariera Jareda Leto. W latach 90. dał się poznać jako wzięty hollywoodzki aktor. Zagrał m.in. w "American Psycho", "Przerwanej lekcji muzyki", "Requiem dla snu" czy "Podziemnym kręgu". Od 2002 roku skupił się głównie na muzyce (choć od czasu do czasu w jakimś filmie zagra). Co więcej, gdy Jared widział, że organizator promuje koncert 30 Seconds To Mars jego imieniem i nazwiskiem, odmawiał wyjścia na scenę.
Skąd tak oryginalna nazwa grupy? Członkowie - obecnie Jared, Shannon i Bośniak Tomislav "Tomo" Miličević - tłumaczyli, że "30 sekund do Marsa" wyraża ogromne tempo, w jakim rozwija się ludzkość, a także dobrze oddaje ich muzykę, którą określają jako szybką, nagłą, intensywną.
Zespół Shannona i Jareda ma na koncie trzy studyjne albumy: "30 Seconds To Mars" z 2002 roku, "A Beautiful Lie" z 2005 roku oraz "This Is War" z 2009 roku. Grupa słynie z epickich, wysokobudżetowych teledysków, kręconych według scenariuszy Jareda. To właśnie dzięki pełnym rozmachu wideoklipom 30 Seconds To Mars otrzymali cztery nominacje do MTV Video Music Awards. Jak podkreśla Jared, jego zespół otrzymał najwięcej nominacji spośród wszystkich rockowych artystów.
30 Seconds To Mars wystąpią podczas pierwszego dnia Coke Live Music Fesival, w piątek, 20 sierpnia, na scenie głównej o godzinie 21.
Zobacz 30 Seconds To Mars w utworze "This Is War":
N.E.R.D.
"Odkrywający odległe planety astronauci z N.E.R.D. zostali zaatakowani przez złego kosmicznego goryla. A jak wszyscy wiedzą, jedynym sposobem na pokonanie złych kosmicznych goryli jest siła umysłu". Wbrew pozorom nie jest to fragment powieści fantastycznej czy zapowiedź filmu science-fiction, ale wstęp do gry zręcznościowej na oficjalnej stronie producenckiej supergrupy N.E.R.D. Grupy, która karierę oparła właśnie na sile umysłu, bo dopieszczone do granic możliwości kompozycje zespołu wydają się być skonstruowane nie w studiu nagraniowym, ale w sonicznym laboratorium atomowym.
"Zrób coś, co cię twórczo zaciekawia. Wstań i goń ten pomysł. Tak właśnie wygląda nasz proces twórczy. Jesteśmy czegoś ciekawi i pracujemy nad tym pomysłem, by dowiedzieć się, w jaki sposób będzie brzmiał" - w ten sposób Pharrell Williams, najbardziej rozpoznawalny członek zespołu, tłumaczy filozofię N.E.R.D. Słychać to na płytach grupy, na których dźwiękowy pomysł goni kolejny dźwiękowy pomysł.
Historia N.E.R.D. (No-one Ever Really Dies czyli Nikt nigdy do końca nie umiera) to typowa opowieść o przyjaciołach z dzieciństwa, którzy zafascynowani muzyka postanowili sami ją tworzyć. Pharrell Williams i Chad Hugo poznali się, mając 12 lat na obozie dla uzdolnionych muzycznie dzieci. Jak wspominają, obóz im się bardzo nie podobał, ale intensywniej zaczęli zajmować się muzyką. W szkole średniej poznali Shay'a Haley i tym samym powstało trio, które w 2001 roku zadebiutowało pod szyldem N.E.R.D. Wcześniej "podkładkę" dla projektu zbudowali Williams i Hugo, którzy jako producencki team The Neptunes są odpowiedzialni za jakąś połowę przebojów z końca lat 90. i początku XXI wieku (najsłynniejszy i najbardziej charakterystyczny brzmieniowo to oczywiście "I'm a Slave 4 U" w wykonaniu Britney Spears).
Choć wydawało się, że konstrukcja złożona z The Neptunes i charyzmatycznego Shay'a stanie się automatycznie maszynką dorobienia przebojów, to jednak tak się nie stało. Debiut N.E.R.D. zatytułowany "In Search Of?" wpadką nie był, ale trio liczyło na poważniejszy sukces. Na pewno trzeba oddać artystom, że pioniersko poszatkowali i przemieszali na płycie prawdopodobnie większość istniejących gatunków muzycznych. Co ciekawe, muzycy nagrali album raz jeszcze - tym razem używając "żywych" instrumentów i pomocy kolegów z rockowej formacji Spymob.
Głośniej o N.E.R.D. zrobiło się przy okazji następnego albumu "Fly or Die" (2004) i pilotującego wydawnictwo przeboju "She Wants to Move" z sugestywnym teledyskiem (raczej pamiętacie krwistoczerwoną sukienkę Aleshy Dixon?). Dodajmy, że eksperyment z rockową wersją "In Search Of?" nie poszedł w las, bo muzycy nauczyli się grać na perkusji (Pharrell) i gitarze (Chad). Zespół dzięki temu zasmakował także w koncertach, od których muzycy - jak sami twierdzą - uzależnili się. Tak bardzo, że pomimo zerwania umowy wydawniczej z Virgin Records, N.E.R.D. własnym kosztem nagrali i opublikowali album "Seeing Sounds". Z myślą o - tu znów cytat - "dających im energię" fanach. O sukcesie komercyjnym ciężko tym razem mówić, ale N.E.R.D. w tym czasie bardziej dbali o koncertową renomę, co momentami bywało więcej, niż trudne.. Na przykład w 2008 roku zespół ledwie zdążył na słynny festiwal na wyspie Wight. Dlaczego? Bo przedstawiciele N.E.R.D. do ostatniej chwili nie mieli pojęcia, gdzie znajduje się wspomniana wyspa (dla innych geograficznych orłów - południowe wybrzeże Wielkiej Brytanii). Miejmy nadzieję, że artyści nie będą mieli problemów z lokalizacją Krakowa. Zwłaszcza, że na początku września do sklepów trafi nowy album tria zatytułowany "Nothing". Płytę pilotuje przebój "Hot-n-Fun", w którym zaśpiewała sama Nelly Furtado, a którego polscy fani na pewno chętnie posłuchają. Nawet bez udziału popularnej Kanadyjki.
"Nie sprzedaliśmy milionów płyt, ale nasze trasy koncertowe i występy są najgorętsze na świecie" - to jeszcze słowa zachęty od Pharrella - dla tych wciąż niezdecydowanych.
N.E.R.D. wystąpią podczas pierwszego dnia Coke Live Music Fesival, w piątek, 20 sierpnia, na scenie głównej o godzinie 19.
Zobacz N.E.R.D. na festiwalu Glastonbury:
Artur Wróblewski, Michał Michalak