Chylińska: Czy fajnie mieć znaną twarz?

Ludzie pytają: czy to fajnie mieć znaną twarz w Polsce? A ja myślę wtedy o tych wszystkich pożałowania godnych sytuacjach, kiedy to spora większość tych, co się dorobili znanej twarzy, maszeruje do mięsnego i dostaje gorszym kawałkiem schabu po czerepie, bo pani Hela nie cierpi rokendrola lub nie wie, co to niezależne kino - pisze Agnieszka Chylińska.

Agnieszka Chylińska - fot. Adam Nocoń
Agnieszka Chylińska - fot. Adam NocońAgencja SE/East News

Bo u nas jest tak, że jest się znanym i popularnym i cacy, ale żeby dorobić się zamku z zasiekami, ochroniarzy i móc nabierać ludzi na mit gwiazdy, trzeba albo być Wiśniewskim, albo jeść ryż z sosem przez te wszystkie lata bycia na topie.

Większość znanych i lubianych, szczególnie debiutantów, jeśli tylko nie są bogaci z domu, ma przesrane, bo z jednej strony znana twarz, a z drugiej wynajmowana kawalerka w dzielnicy (i tu znowu przywołam ducha orientu) sosem sojowym i gotowanym ryżem pachnącej. Jak tu być prawdziwym idolem, gdy zna cię każda małolata i gonić za tobą chce, a ty biedny standardowo zaszczuty możesz tylko do klatki uciec w nadziei, że winda akurat będzie działała i porwie cię, wielkiego gwiazdora aż na sam szczyt obskurnego mrówkowca, gdzie niestety mieszkasz.

Pamiętam sama taką sytuację, gdy świeżo po odebraniu "fucktycznego" Fryderyka, wracałam ze statuetką w ręku do siebie, czyli do takiej właśnie kawalerki. Wychodząc z Kongresowej po prostu doszłam do wniosku, że mam blisko na chatę, więc zrobiłam z buta jakieś pięćset metrów, a potem weszłam do swojego bloku. Przed windą nacięłam się na jakichś ziomów, którzy przed chwilą widzieli mnie w tiwi, a teraz mogli zobaczyć na żywca w ich JOŁ BLOKU.

Szczeny zbuntowane i zblantowane im opadły, a ja spokojnie pod mój numer tak blisko, tak po prostu. Albo wypad nad jezioro ze znajomymi mi się przypomina, gdzie na tamtą chwilę, mimo dużej popularności, było mnie stać tylko na suto zakrapiany trzydniowy biwak pod namiotami ze wspólnymi prysznicami w ośrodku. Nie zapomnę m.in. innych dup korzystających z łazienki, gdy ujrzały mnie rano wchodzącą w klapkach i z ręczniczkiem na ramieniu.

 

Im bardziej wydziwiamy na scenie, tym większą cenę płacimy w realu (w "Realu" akurat zapłacimy mniej...). Anja Orthodox czy też Piter z Vadera nie mają możliwości kroczenia przez polskie góry i doliny tylko w krynolinach i niemieckich mundurach. Ich zagraniczne odpowiedniki wysyłają karawanę do spożywczaka. Anja sama musi zapieprzać do rybnego, a Piter pewnie osobiście wędruje do Castoramy w celu nabycia szafki kuchennej.

A wtedy widzi nas nasz osobisty obdziargany fan i co wtedy? Swoją drogą, zawsze zastanawiałam się, jak deathmetalowcy kupują w aptece lek na sraczkę, gdy im się takowa przydarzy... No, ale ich twarze, jeśli nie są akurat Kingiem Diamondem, którego prawdziwej facjaty bez mejkapu nie zna nikt oprócz paru kumpli ze Szwecji, jeśli są identyfikowalne, to nie są tak bardzo znane.

Ciągle śmieszne i niedorzeczne są rozpaczliwe zabiegi tworzenia aury tajemniczości wokół polskiej gwiazdy, gdzie po zakończeniu programu lub występu widzimy ją na drugi dzień w dresie, jak robi zakupy i płaci rachunki na poczcie. Nie do pomyślenia na Zachodzie. Michael Jackson rozglądający się nerwowo za papierem toaletowym w supermarkecie lub Tina Turner, na którą natykamy się nagle u swojego fryzjera. My jesteśmy osiągalni, nas można znaleźć, przyjrzeć się i stwierdzić, na przykład stojąc na przystanku autobusowym, głośnym basem do kolegi, że to nie Chylińska czeka na 182, tylko jakaś podobna, bo tamta chyba gruba jest i bez zębów.

Agnieszka Chylińska

Zobacz teledyski Chylińskiej i grupy O.N.A. na stronach INTERIA.PL.

Machina
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas