Blake Shelton przyznał się, że był pijany na koncercie? "To tylko żart"
Trener amerykańskiego "The Voice" przyznał, że upadek, jaki zaliczył na scenie podczas koncertu w Oregonie, był spowodowany zbyt dużą ilością wypitego alkoholu. Dzień później jego menedżer zdementował słowa artysty i stwierdził, że był to jedynie nieszczęśliwy wypadek, a Shelton żartował.
Gwiazdor country wystąpił na Pendleton Whisky Music Fest 14 lipca. W pewnym momencie Shelton upadł i miał problemy z podniesieniem się.
Wokalista jednak zamiast zapomnieć o wydarzeniu napisał na swoim Twitterze do fanów, czy mają może nagrania z momentu jego upadku. "Proszę, muszę to zobaczyć! Opublikujcie to" - napisał.
W kolejnej wiadomości muzyk dodał, że wpadka na scenie mogła być winą zbyt dużej ilości alkoholu. "Tak, wypiłem sporo" - dodał.
To jednak nie koniec tłumaczeń Sheltona. W kolejnym wpisie stwierdził, że winny jest Pitbull. "To była moja próba rywalizacji z twoim koncertem".
Gwiazdor ściągnął na siebie gniew fanów, jedna fanka była oburzona sposobem, w jaki muzyk traktuje swoich fanów i wprost nazwała go pijakiem. Trener "The Voice" szybko odpowiedział.
"Przepraszam panią... To konto jest przeznaczone dla ludzi z poczuciem humoru. Nie akceptujemy dzisiaj wpisów w płaczliwym tonie. Spróbuj jutro" - odpowiedział.
Wpisy Sheltona tylko pogorszyły sprawę, więc jego menedżer wystosował oficjalne oświadczenie.
"Te wiadomości były żartem. Blake potknął się o stopień. Upadek nie był rezultatem picia".