ABBA: Wciąż gra muzyka
W 1974 roku na album "Waterloo" grupy ABBA trafiła piosenka zatytułowana "Dance (While the Music Still Goes On)". Göran Bror "Benny" Andersson, współzałożyciel zespołu i kompozytor jego przebojów, tańczy do dzisiaj.
W ciągu dwudziestu ośmiu lat, jakie minęły od rozpadu grupy, Andersson i Björn Ulvaeus, autor tekstów ABBY, stworzyli musicale "Chess" (1984), "Krystyna z Duvemali" (1995), no i oczywiście oparty na hitach szwedzkiej formacji "Mamma Mia!" (1999), który wciąż jest wystawiany w Londynie i na Broadwayu i na podstawie którego w 2008 roku nakręcono przebojowy film przy aktywnym współudziale Anderssona jako producenta wykonawczego. Od 2001 roku muzyk jest też liderem Benny Andersson's Orkester, 16-osobowego zespołu instrumentalistów, który w jego ojczystej Szwecji opublikował już trzy płyty, a na rynku amerykańskim - album "Story of a Heart", będący składanką utworów z trzech poprzednich wydawnictw.
Zmagania z muzą
Krótko mówiąc, 63-letni Andersson wciąż żyje muzyką - i bardzo go to cieszy.
- Przychodzę tutaj codziennie i zmagam się z muzą - słyszę w słuchawce głos Anderssona. Rozmawia ze mną ze swojego studia w Sztokholmie. - Mogę robić to, na co mam ochotę. Nie muszę przejmować się zarabianiem na życie i całym tym majdanem, mogę więc skoncentrować się na celach, które ja sam uważam za istotne. I, jak dowodzi tego muzyka na "Story of a Heart", nagrana z moim zespołem, robię po prostu to, co mi się żywnie podoba.
- To wielki przywilej, który wynika z faktu, że byłem kiedyś członkiem ABBY - dodaje po chwili.
Benny Andersson's Orkester symbolizuje muzyczną drogę, którą Andersson kroczył na długo przed powstaniem ABBY w 1972 roku i błyskawicznym światowym sukcesem odniesionym przez zespół; sukcesem, który do dziś zaowocował 375 milionami sprzedanych płyt. "Story of a Heart" jest zapisem powrotu Anderssona do takich klimatów, jak szwedzka muzyka ludowa, polki, walce, ale i stylistyki big bandu, którą towarzyszyła mu w okresie dorastania w rodzinnym domu. Jego ojciec i dziadek - obaj "muzycy z zamiłowania", jak mówi Andersson - zaznajomili go z akordeonem, na którym zaczął grać w wieku sześciu lat.
- W Szwecji mamy wspaniałą tradycję muzyczną - wyjaśnia - która właściwie opiera się w większym stopniu na skrzypcach, niż na akordeonie. Ale to właśnie ten drugi instrument niejako wprowadził mnie w świat szwedzkiej muzyki ludowej, a inspiracja nią towarzyszyła mi przez wszystkie te lata. Czuję się z nią mocno związany.
Zaczynał od Elvisa
Ale jako nastolatek, którego dojrzewanie przypadło na lata 50. i 60., Andersson stopniowo zaczął poznawać i inny rodzaj muzyki.
- W Szwecji wyglądało to nieco inaczej, niż gdzie indziej - stwierdza artysta, którego pierwszymi kupionymi płytami były "Jailhouse Rock" Elvisa Presleya (wydana w 1957 roku) i "Du Bist Musik" włoskiej piosenkarki Cateriny Valente z 1956 roku. - Wszystkie inspiracje, które napływały do Szwecji, miały swoje źródło we Włoszech, w Niemczech, we Francji; były wśród nich zarówno niemieckie szlagiery, jak i twórczość Little Richarda, Chucka Berry'ego, Elvisa Presleya i The Beatles. Muzyczne dorastanie w tradycji europejskiej, kontynentalnej, jest nieco inne, gdy porównać je z doświadczeniami większości anglosaskich zespołów.
Niedługo potem Andersson trafił do rockowej formacji The Hep Stars i, pod wpływem Beatlesów, zajął się komponowaniem muzyki.
Zobacz utwór "Lotta min vän" (szwedzką przeróbkę "Martha My Dear" Beatlesów) w wykonaniu The Hep Stars:
- Wcześniej nikt nie zastanawiał się, kto był autorem piosenek - wspomina Andersson. - Ludzie myśleli po prostu: "To jest piosenka Elvisa" albo "To jest przebój Cliffa Richarda". A potem, nagle, przyszło oświecenie - "Wow, ci goście sami piszą sobie muzykę! Może ja też powinienem spróbować...".
- Moja pierwsza kompozycja nie była szczególnie dobra - przyznaje ze śmiechem. - Druga, piosenka zatytułowana "Sunny Girl", była nawet niezła, jeśli chodzi o melodię, ale już tekst nie był udany. W tamtym okresie ledwo co znałem angielski. Pomagałem sobie słownikiem - zaczynałem od rymów, a potem cofałem się, próbując uzupełnić wersy. Nigdy nie byłem tekściarzem, i nigdy nim nie będę.
Na szczęście w tej dziedzinie Andersson mógł liczyć na pomoc. W 1966 roku spotkał Björna Ulvaeusa i zwerbował go do tworzenia tekstów dla The Hep Stars, począwszy od "Isn't It Easy to Say". Efektem tej współpracy były dwa przeboje - "Speleman" z repertuaru The Hep Stars i napisany dla Brity Borg "Ljuva Sextiotal" (oba powstały w 1969 roku).
Agnetha, Bjorn, Benny, Anni-Frid = ABBA
Jesteśmy naprawdę zaskoczeni, że nasza twórczość z lat 70. jest wciąż żywa
Wkrótce tandem Andersson-Ulvaeus zasiadł do komponowania materiału na swój autorski album, który ukazał się w 1970 roku pod tytułem "Bjorn & Benny". Dwa lata później panowie powołali do życia ABBĘ, której głosami zostały żona Ulvaeusa, Agnetha Fältskog, i Anni-Frid "Frida" Lyngstad, która w 1978 roku została żoną Anderssona. Nazwa "ABBA" została utworzona z pierwszych liter imion członków zespołu.
W początkowym okresie swojej działalności ABBA odnosiła umiarkowane sukcesy. Przełom nastąpił w 1974 roku, na Konkursie Piosenki Eurowizji, który Szwedzi wygrali piosenką "Waterloo". Wesoły utwór trafił niebawem na pierwsze miejsca list przebojów w Australii, Niemczech i Wielkiej Brytanii, i na szóste miejsce w Stanach Zjednoczonych.
"Waterloo" - od tego się zaczęło:
Andersson i jego załoga nigdy nie oglądali się wstecz. Na ośmiu albumach nagranych przez ABBĘ znaleźć można trzynaście hitów kultowego zestawienia American Top 40, w tym tak ponadczasowe przeboje, jak "SOS" (1975), "Mamma Mia" (1976), "Take a Chance on Me" (1977) i "Dancing Queen" (1976), który dotarł na pierwsze miejsca list przebojów w kilkunastu krajach. Co roku na całym świecie sprzedają się trzy miliony płyt ABBY, co niezmiennie zaskakuje Anderssona.
- Kiedy w 1983 roku żegnaliśmy się z ABBĄ, wszyscy chyba mówiliśmy to samo: może niektóre płyty ludzie będą kupować jeszcze przez roku. Może jeszcze przez rok czy dwa będą do nas skapywać jakieś pieniądze za stare nagrania - i na tym koniec. Jesteśmy naprawdę zaskoczeni, że nasza twórczość z lat 70. jest wciąż żywa.
Kolejnym zaskoczeniem była nominacja do Rock and Roll Hall of Fame, którą zespół otrzymał w marcu tego roku, mówi Andersson - zwłaszcza, że on sam nie myśli nawet o muzyce ABBY jak o muzyce rockowej.
- Jest to dla mnie prawdziwy zaszczyt - mówi. Na ceremonii wprowadzenia, na którą przyszedł w towarzystwie Fridy Lyngstad, akompaniował na klawiszach Faith Hill, która zaśpiewała kilka przebojów ABBY. - Jesteśmy i byliśmy raczej solidnym zespołem popowym, a pomiędzy popem i rock and rollem istnieje przecież różnica. Prawdę mówiąc, to nie zależało nam na wprowadzeniu do Rock and Roll Hall of Fame.
- Z drugiej jednak strony w ten sposób uhonorowano już wielu wykonawców muzyka pop, nie mam więc nic przeciwko temu - dodaje. - W końcu to nie ja o tym zadecydowałem.
Musicale i orkiestra
Po rozpadzie ABBY Andersson i Ulvaeus zaangażowali się w tworzenie musicali i wydawnictw koncepcyjnych ("Chess", efekt współpracy z Timem Rice, powstał jako koncept album, a wystawienia na scenie doczekał się dopiero po trzech latach). Zajęli się również produkcją - ich pierwszymi podopiecznymi było śpiewające rodzeństwo, Anders i Karin Glenmark. W 1987 roku Andersson wydał solową płytę "Klinga Mina Klockor". Kolejnym etapem było powołanie do życia Benny Andersson's Orkester: do muzycznego zalążka zespołu - pięciu skrzypiec - dokooptował wokalistów, między innymi Tommy'ego Korberga, z którym współpracował przy "Chess", i Helen Sjoholm, która śpiewała w "Krystynie z Duvemali".
W 2001 roku zespół wydał swój pierwszy album, zatytułowany po prostu "Benny Andersson's Orkester", na który teksty napisał nie kto inny, jak Björn Ulvaeus. Jeśli chodzi o Anderssona, to, jak sam mówi, stara się, aby jego "orkiestra" zawsze miała coś do roboty.
- Problem tego zespołu polega na tym, że każdy z jego członków ma własną karierę - tłumaczy. - Zebranie ich wszystkich w jednym miejscu i jednym czasie jest więc niełatwą sztuką. Mi natomiast taka sytuacja odpowiada, bo zawsze mogę napisać coś dla mojej grupy, o ile tylko nie jestem akurat zaangażowany w pracę nad jakimś innym projektem.
Benny Andersson's Orkester daje rocznie siedem-osiem koncertów w pełnym składzie. Zazwyczaj odbywają się one w Szwecji, podczas różnego rodzaju plenerowych imprez. - Ludzie tańczą, słuchają muzyki i świetnie się bawią - mówi Andersson.
Benny Andersson's Orkester w akcji na żywo:
Model funkcjonowania zespołu pozwala również Anderssonowi kontynuować współpracę z Ulvaeusem, który mieszka obecnie w Anglii. - Za dawnych czasów z ABBĄ wspólnie zasiadaliśmy do gry na gitarze i pianinie. Od czasów "Chess" wszystko się jednak zmieniło. Dziś piszę muzykę i wysyłam ją Björnowi, a on, jeśli czuje, że można do niej napisać słowa, pisze je.
Benny i Björn rozmawiają kilka razy w tygodniu - nie tylko o swojej obecnej pracy, ale też o bieżących sprawach dotyczących ABBY: o licencjonowaniu muzyki zespołu, o dokonywanych na całym świecie adaptacjach "Mamma Mia!" i o tym, co Andersson nazywa "tysiącami propozycji i pomysłów napływających w tym samym czasie".
To nie jest praca w kopalni węgla
Andersson ma nadzieję, że uda mu się zorganizować trasę Benny Andersson's Orkester po Stanach Zjednoczonych (do tej pory zespół dał tylko kilka koncertów w Minnesocie), ma jednak świadomość kosztów transportowych i organizacyjnych w przypadku tak dużego zespołu. Ostatnio zajmują go również kwestie promocyjne "Krystyny z Duvemali", której akcja została osnuta na wątkach "Emigrantów", pierwszej części klasycznej tetralogii szwedzkiego pisarza Vilhelma Moberga. Wspólnie z Ulvaeusem napisał niedawno angielską wersję musicalu, która we wrześniu 2009 roku została wystawiona w nowojorskiej Carnegie Hall, a w Europie została wydana na podwójnej płycie CD.
- Nie mam najmniejszego pojęcia o komercyjnej wartości tego przedsięwzięcia - mówi Andersson. - To poważny musical, bardzo odległy od chociażby "Mamma Mia!". Zaprezentowanie go amerykańskiej publiczności było miłym doświadczeniem... A potem - zobaczymy. Może powstanie z niego pełnometrażowa produkcja filmowa... Ale jest jeszcze za wcześnie, by mówić cokolwiek na ten temat.
Niektórzy wieszczą, że "Krystyna z Duvemali" będzie łabędzim śpiewem Anderssona, ale on sam nie zamierza porzucać w najbliższej przyszłości swojego pianina.
- Będę tworzył tak długo, jak długo starczy mi sił - zapewnia. - Mam to szczęście, że zdradzam pewien talent w tym kierunku, co moim zdaniem obliguje mnie do ciężkiej pracy. Chociaż... To nie jest ciężka praca, wiesz? Nie porównałbym jej do pracy w kopalni węgla, ale na pewno wymaga czasu i wysiłku. Poza tym - kocham ją.
Gary Graff, "New York Times"
Tłum. Katarzyna Kasińska