Andrzej Piaseczny: Jestem gotów na wszystko! (wywiad)
Na scenie jest od niemal 25 lat. Nagrywa kolejną płytę, a w nowym sezonie "The Voice..." jako trener szuka w uczestnikach pasji, ale i charakteru.
Powiedział Pan, że obecna edycja "The Voice..." jest wielką niespodzianką.
- Największym zaskoczeniem jest bardzo wysoki poziom zawodników, oraz to, że nie widać wyraźnego kandydata do wygranej. W szóstej edycji od początku wyróżniał się Krzysztof Iwaneczko.
Wyczuwało się małą zazdrość, gdy powiedział Pan, że każdy chciał trafić do Marii Sadowskiej...
- To prawda, bywam zazdrosny (śmiech). Proszę jednak pamiętać, że na wszystko, co dzieje się w naszym programie, prócz samej muzyki, trzeba patrzeć z przymrużeniem oka. Nie ma tu miejsca na prawdziwe żale i złośliwości. Maria zgarnia zwykle najlepiej śpiewające osoby, ale to zasługa jej waleczności. Wszyscy fani "Voice'a" znają mój spokój i wiedzą, że czekam na tych, którzy chcą trafić właśnie do mnie.
Czego Pan najbardziej poszukuje w uczestnikach, oprócz talentu?
- Charakteru, czegoś, co będzie powodowało głód, chęć wracania, potrzebę obcowania z tym głosem.
Widzi Pan w niektórych z wokalistów siebie sprzed lat?
- Oczywiście! Ja sam bardzo się "tremuję". Wcale nie jestem pewien, czy gdybym stał po tamtej stronie, ktoś by mnie wybrał i nacisnął przycisk. Całe szczęście, że to ja siedzę w tym fotelu!
Ekipa "The Voice of Poland" na jesiennej ramówce TVP
Pana kariera trwa od wielu lat. Fanki mają dorastające dzieci i widząc to, myśli Pan sobie...
- Przepraszam, ja naprawdę nie lubię jubileuszy i tłustym drukiem przytaczanych dat, ale faktem jest, że w przyszłym roku minie 25 lat mojej drogi na scenie. To skarb, mieć dorastającą ze sobą publiczność. Proszę mi pozwolić wyrazić te myśli jednym zdaniem: jest po co żyć!
A więc nie ma w Panu presji związanej z upływem czasu?
- Jest mi ze sobą dobrze, jak nigdy! Nie znaczy to, że moje życie to pasmo nieustającej euforii. Wcale tak nie jest, tylko ja inaczej niż kiedyś reaguję na niepowodzenia. Wszystko jest potrzebne, wszystko daje siłę, nawet jeśli zrodzoną z bólu. Lubię dzisiejszego siebie. Zawsze jestem gotów na szczęście i miłość. I pracę, bo teraz powstaje współpisana z Anią Dąbrowską moja nowa płyta. Oddam ją Państwu w przyszłym roku. Na pewno nie zawiodę tych, którzy na nią czekają.
Skromny Pan jest. I tak otwarcie przyznaje, że nie jest idealny...
- Idealni są tylko Venus z Milo i posąg Davida, pewnie dlatego, że nie mówią. Staram się być skromny i wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że zawsze w każdej kolejce staję ostatni. Widzowie mogą odnieść inne wrażenie, bo walcząc o uczestników, odwoływałem się do mojej pozycji na rynku. Ale mówiłem to tylko po to, aby przedrzeć się przez tyrady moich niewątpliwie sympatycznych, ale rozkrzyczanych kolegów w innych fotelach!
Rozmawiała Katarzyna Ziemnicka