Reklama

Steve Hogarth w Krakowie: Osobliwa choinka

Gdy Steve Hogarth z solowym projektem h natural gościł poprzednio w Krakowie (2009 rok), awaria nagłośnienia spowodowała, że musiał występ skrócić. Tym razem obyło się bez technicznych niespodzianek. Artysta, który wystąpił w poniedziałek (2 grudnia) w klubie Rotunda, do Krakowa powrócił w ramach trasy "h natural Christmas shows 2013".

Solowe koncerty wokalisty Marillion to nie tylko muzyka, to również rozmowy z widzami, podczas których artysta opowiada historie ze swojego życia, bawi anegdotami, przedstawia genezę powstania utworów. Spotkania te nierzadko mają formułę koncertu życzeń i naszpikowane są utworami z repertuaru innych artystów, które Hogarth wykonuje, akompaniując sobie na pianinie.

Nie inaczej było w poniedziałek, choć koncerty w ramach "Christmas show" zapowiadane były jako specjalne - na scenie miała pojawić się choinka, a każda osoba ze świąteczną ozdobą miała mieć możliwość zadania muzykowi pytania. W Krakowie drzewka nie było. Ale fani przybyli przygotowani. Za choinkę posłużył więc statyw od mikrofonu, na którym Steve powiesił przyniesione bibeloty.

Reklama

Muzyczne życzenia artysta spełniał jednak bez oporów. Bożonarodzeniowa atmosfera nie przeszkodziła nawet w zaśpiewaniu... "Easter". Przepięknie zabrzmiały też "The Hollow Man" i "Fantastic Place" (wszystkie trzy to utwory Marillion). Steve odmówił raz - nie zgodził się wykonać żadnej z piosenek Britney Spears.

Do zadawania pytań także zachęcał. A opowiadać potrafi zajmująco, nawet o garderobie. Krakowska publiczność poznała historię jego marynarki i butów, muzyk wspomniał nawet o bieliźnie.

Do poprzedniego koncertu Hogarth próbował nawiązać raz - zapytał, kto z zebranych widział go poprzednim razem w Rotundzie. Pytanie zostało jednak zakrzyczane przez proszących o kolejne kompozycje fanów i nie dowiedzieliśmy się, co artysta miał do powiedzenia na jego temat.

Oglądając poniedziałkowy występ, przypomniałem sobie inny krakowski koncert, który wraz z macierzystą formacją Steve dał w 2006 roku podczas Wianków. Scena usytuowana była wtedy po jednej stronie Wisły, publiczność znajdowała się po drugiej. Wokalista, który sporą część koncertu przebywał na końcu pomostu by być jak najbliżej widzów, imprezy ponoć nie zalicza do udanych. Obserwując poniedziałkowy koncert, łatwo domyślić się dlaczego. Frontman Marillion po prostu znakomicie czuje się w otoczeniu fanów, a takie sytuacje jak wspólne z nimi wykonywanie piosenek (co w Rotundzie zdarzyło się kilkukrotnie) dodatkowo go uskrzydlają.

Wyrazem szacunku dla publiczności było zaśpiewanie na koniec koncertu przeboju "Life On Mars" z repertuaru Davida Bowiego. Muzyk zapowiedział utwór podczas pierwszej części wieczoru, ale o nim zapomniał. Gdy schodząc ze sceny po dwukrotnym bisie, przypomniał sobie o obietnicy, natychmiast usiadł do pianina.

Zwrotem "Do zobaczenia za rok" zwykło kończyć się relacje z corocznych festiwali; Hogarth planuje, by bożonarodzeniowe koncerty stały się tradycją, uprawnione wydaje się więc użyć go i na koniec tego tekstu: Happy Christmas, Steve! Do zobaczenia za rok.

Olek Mika, Kraków

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Steve Hogarth | koncert | relacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy