Przewodnik rockowy: W cieniu nieśmiertelnych ojców

Jerzy Skarżyński (Radio Kraków)

Z okazji 50. urodzin (8 kwietnia) Juliana Lennona pochylamy się nad życiorysami dzieci Wielkiej Czwórki z Liverpoolu.

Julian Lennon skończył 50 lat - fot. Valerie Macon
Julian Lennon skończył 50 lat - fot. Valerie MaconGetty Images/Flash Press Media

Zacznę od dość dziwnej konstatacji. Otóż po prześledzeniu karier członków (i ich damskich odpowiedników) kilku słynnych klanów aktorskich oraz porównaniu ich z życiorysami znanych mi rodzin rock'n'rollowców, doszedłem do wniosku, że zdecydowanie trudniej jest zostać prawdziwym, a więc kreatywnym muzykiem niż popularnym aktorem.

Proszę tylko spojrzeć na sukcesy Fondów (Henry Fonda - jego dzieci: Jane i Peter oraz wnuczka Bridget), Douglasów (Kirk i Michael), Sheenów (Martin oraz synowie z Charliem na czele) czy u nas choćby Stuhrów, a z drugiej strony, na w sumie bardzo nieliczne przypadki zrobienia kariery przez dzieci wielkich rockowców. Kogo wymienić dla przykładu? Synów: Johna Bonhama - Jasona; Boba Dylana - Jacoba (tego z The Wallflowers); Franka Zappy - Dweezila Zappę i zapewne kilku innych, o których pomyśleliście Wy, Drodzy Czytelnicy. Podsumowując ten wątek, śmiem posunąć się do konkluzji, że dużo łatwiej można się nauczyć grania w spektaklach lub filmach, niż wyrobić w sobie talent muzyczny.

Cały ten wstęp pojawił się po to, abym mógł łagodnie wejść w potwierdzającą zawartą w nim tezę opowieść o potomkach Wielkiej Czwórki z Liverpoolu. Bo, nieco żartując, mimo że pociechy wszystkich Beatlesów starały się osiągnąć coś znaczącego w show-biznesie, to i tak najlepiej wyszło to... Stelli McCartney. Teraz bardziej poważnie. Choć wiele osób tego nie wie lub o tym nie pamięta, wśród dzieci George'a, Johna, Paula i Ringa zdecydowanie najlepiej radzi sobie syn tego ostatniego - Zak Starkey. I to nie dość, że grywał oraz nagrywał z naprawdę znakomitymi (m.in. z Tonym Martinem, z The Waterboys i z Oasis), to jeszcze do tego rewelacyjnie bębni od 1996 roku w The Who. Ostatnio można go było zobaczyć z tym wielkim zespołem podczas uroczystości zamknięcia igrzysk olimpijskich w Londynie! Warto tu jeszcze dodać, że ojcem chrzestnym Zaka był pierwszy perkusista The Who, równie wspaniały co szalony pałker - Keith Moon, i że jego młodszy brat - Jason Starkey jest także bębniarzem.

Na zasadzie kontrastu, od pociech wiecznie żartującego Ringa przeskoczę teraz do syna najspokojniejszego z Beatlesów - Harrisona. Dhani, bo tak ma na imię, też próbuje swoich sił w muzyce, a światu dał się poznać podczas pięknego koncertu poświęconego pamięci swojego taty ("Concert For George"). Miał wtedy okazję zagrania na gitarze i zaśpiewania w Royal Albert Hall z najbliższymi przyjaciółmi rodziciela, poczynając od Paula McCartneya, Erica Claptona i Jeffa Lynne'a, a kończąc na córce Ravi Shankara - Anoushce Shankar.

Harrison junior ma też swój zespół o dość dziwnej nazwie thenewno2 (albumy "You Are Here" z 2008 i "thefearofmissingout" z 2012), a także udziela się w drugim (Fistful of Mercy), z którym w 2010 r. wydał płytę "As I Call You Down".

Co do wspomnianego Paula McCartneya, to i jego potomek - James także udziela się jako gitarzysta. W tej roli pomagał tacie przy pracy nad płytami "Flaming Pie" i "Driving Rain" oraz mamie (nieżyjącą już Lindę wsparł podczas nagrywaniu jej krążka "Wide Prairie"). Natomiast później zarejestrował kilka utworów solowych, a teraz przygotowuje się do opublikowania debiutanckiego długograja - "Me" i do trasy mającej go promować.

Ostatnio, w czasie koncertu Jamesa w Ambassadors Theatre w Londynie, niespodziewanie na estradę weszli tata gitarzysty - sir Paul i jego piękny kolega z zespołu o nazwie The Rolling Stones - Ron Wood. Podobno wszyscy, nawet publiczność, bawili się świetnie.

Skoro było już o dzieciach Ringa, George'a i Paula, to wypada jeszcze pogawędzić o synach Johna. Johna Lennona. Ponieważ pretekst do tego tekstu dały 50. urodziny (Happy Birthday!) Juliana, to trochę wbrew zasadom, zanim "dobiorę się" do niego, najpierw kilka słów o jego młodszym bracie - Seanie Lennonie.

Przede wszystkim od razu powinienem sprostować, że tak naprawdę Julian i Sean są tylko braćmi przyrodnimi, bo mieli wspólnego tatę, ale różne mamy. Julian jest bowiem synem pierwszej żony Johna - Cynthi, natomiast Sean jest owocem miłości Lennona i Yoko Ono. I choć mnie kusi, aby opowiedzieć szerzej o niezwykłym dzieciństwie Seana (choćby o tym, że jego ojcem chrzestnym jest sam Elton John!), to od razu zajmę się jego działalnością artystyczną. A jest o czym pisać, bo pracuje dość intensywnie i to na wielu polach.

Jeśli chodzi o muzykę, to poza różnymi "występami" polegającymi na wspieraniu mamy przy okazji nagrywania przez nią płyt (pojawił się na aż pięciu jej krążkach), młody Lennon w 1991 r. zaśpiewał z Yoko w przeboju "It Ain't Over 'Til It's Over", który firmował Lenny Kravitz i skomponował dla niego piosenkę "All I Ever Wanted", która trafiła na drugą płytę Lenny'ego - "Mama Said". Później, a był to już 1996 r. podjął współpracę jako basista z Miho Hatori i Yuka Honda w ich zespole Cibo Matto, a w roku 1998 zarejestrował i wydał swój debiutancki album - "Into The Sun".

Następne lata to współpraca z różnymi muzykami (m.in. z Albertem Hammondem, jr. z The Strokes) i wydanie jeszcze dwóch longplayów. Tyle że pierwszy z nich - "Half Horse, Half Musician" (1999) był po trosze zbiorem nowych remiksów wcześniejszych nagrań, natomiast drugi - "Friendly Fire" (2006) to już dzieło w pełni oryginalne, które zostało docenione przez krytykę oraz publiczność (co ciekawe, szczególnie spodobało się Francuzom).

Natomiast ostatnich pięć lat to czas, w którym Lennon junior działa ze swoją dziewczyną Charlottą Kemp Muhl w formacji o długiej nazwie - The Ghost Of A Saber Tooth Tiger. Grupa wydała dotąd singla - "Jardin Du Luxembourg" (2010) oraz dwa albumy: bardzo chwalony przez krytykę - "Acoustic Sessions" z 2010 r. i koncertowy "La Carotte Bleue" z 2011. Dodam jeszcze, że Sean jest także autorem większości okładek do swoich publikacji.

Julian Lennon. Ponieważ żyję w kraju, w którym kwestie rodziny i jej rozpadu są traktowane bardzo poważnie, to zacznę od tego, że to, iż rodzice Juliana rozwiedli się tak szybko, miało dość łatwą do zrozumienia oraz wybaczenia przyczynę. Otóż chodzi o to, że gdy 23 sierpnia 1962 roku, po pięciu latach "chodzenia", John Lennon poślubił swoją byłą koleżankę z Liverpool Art Coolege, Cynthię Powell, ta była już w ciąży. Do tego Lennon miał wtedy zaledwie 23 lata i tak naprawdę "nieco pstro" w głowie.

W dodatku, na pewno ich związkowi nie posłużyło to, że na skromnej uroczystości nie pojawiła się ani wychowująca Johna jego ciocia Mimi, ani nie mogąca być w tedy w kraju mama Cynthii, a także to, że początkowo, na prośbę Briana Epstaina, państwo młodzi musieli ukrywać swoje małżeństwo przed mediami i fanami. To musiało być "trudne" szczęście. Młodzi nie bardzo mieli też czas nacieszyć się sobą, bo 8 kwietnia 1963 roku urodził się Julian - ich jedynak. Chłopczyk swoje imię zawdzięczał babci - Julii Lennon, a jego ojcem chrzestnym był menedżer zespołu taty.

Pierwsze lata życia Juliana Lennona, jak łatwo się domyśleć, upływały tylko "w miarę" szczęśliwie, bo tata, za sprawą niezliczonych obowiązków, dość rzadko znajdował czas na bycie z chłopcem. Ot, życie gwiazdy na dorobku. Natomiast później, gdzieś w drugiej połowie lat 60., gdy Cynthia zdała sobie sprawę, że dni jej związku z Johnem są już policzone, paroletni jeszcze wtedy Julian, jak to często bywa (zapewne nie wszystko rozumiejąc) zaczął się odsuwać od ojca.

Stało się to jeszcze bardziej widoczne po 8 listopada 1968 r., czyli po ostatecznym rozwodzie rodziców. Podobno to w tym właśnie dniu, jadąc do Cynthii i Juliana, Paul McCartney - głęboko poruszony sytuacją chłopczyka - ułożył w głowie melodię i słowa do uroczej pocieszanki, którą nazwał "Hey Jules" (podczas późniejszego jej nagrywania, ze względów warsztatowych, zmieniono jej tekst i tytuł na "Hey Jude"). A co do Cynthii, to ta po rozwodzie, zapewne bardzo mocno zraniona, chroniąc prywatność swoją i synka, zniknęła z życia publicznego.

W następnych latach świat mediów i fanów, zafrapowany niezwykłością związku Johna Lennona i Yoko Ono, przestał się namolnie (być może z szacunku dla ich sytuacji) zajmować losem Cynthii i Juliana. Także tata właściwie się nimi nie interesował. Sytuacja zmieniła dopiero się wtedy, gdy doszło do czasowej separacji Lennona z Ono, bo dzięki "podpowiedzi" swojej ówczesnej przyjaciółki, Chinki May Pang, John "przypomniał" sobie o synu i zaczęli się spotykać.

To właśnie tato namówił go do zajęcia się muzyką (kupił mu nawet Gibsona Les Paula i automat perkusyjny). Tak naprawdę znów zaczęto o Julianie mówić i pisać (zresztą chyba słusznie) dopiero wówczas, gdy jedenastoletni chłopiec zagrał na perkusji w utworze "Ya Ya", który pojawił się na końcu albumu "Walls And Bridges" Johna.

Ponieważ z racji naszych zainteresowań najważniejsza jest muzyka, to od razu przeskoczę do roku 1984, kiedy Julian Lennon wydał debiutancki LP - "Valotte". Płyta została świetnie przyjęta (dostała nawet nominację do nagrody Grammy) i przyniosła dwa światowe przeboje - utwór tytułowy i "Too Late For Goodbyes". Świat dowiedział się wówczas, że Julian ma głos bardzo podobny do taty, i że jest naprawdę zdolnym twórcą.

W 1986 r. Lennon wydał drugiego długograja - "The Secret Value of Daydreaming", który jednak nie powtórzył sukcesu poprzednika, a później jeszcze cztery albumy: "Mr. Jordan" (1989); "Help Yourself" (1991); "Photograph Smile" (1998) i "Everything Changes" (2011) oraz sporo singli. Jedne i drugie specjalnego powodzenia nie zyskały.

Ostatnio Julian śpiewał w chórku, w otwierającym najnowszą płytę Aerosmith utworze "LUV XXX".

Aby dopełnić ten portret chyba (to już tylko moje przeczucie) nie do końca szczęśliwego życia, dodam, że Julian próbował też swoich sił jako rzeźbiarz, filmowiec i fotograf. Z różnym efektem. Dziś podobno mieszka razem z mamą na Majorce, gdzie prowadzi własną restaurację.

I jeszcze finał, czyli przypomnienie, że niedawno rozeszła się wieść, że Jason Starkey, Dhani Harrison, James McCartney i Sean Lennon mają utworzyć zespół i coś wspólnie nagrać. Zobaczymy, a może raczej usłyszymy. Oby!

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas