Przewodnik rockowy. Rod Stewart: Wino, kobiety i śpiew

Jerzy Skarżyński (Radio Kraków)

Czas wcale się go nie ima i mimo upływu dziesięcioleci jest jak dobre wino, obok siebie ma kolejną piękną kobietę i wciąż wspaniale śpiewa. 14 września brytyjski wokalista Rod Stewart wystąpi w Rybniku.

Blondynka u boku Roda Stewarta to Penny Lancaster, żona nr 3 - fot. Frederick M. Brown
Blondynka u boku Roda Stewarta to Penny Lancaster, żona nr 3 - fot. Frederick M. BrownGetty Images/Flash Press Media

Wino! Ponieważ nigdy nie byłem szczególnie zainteresowany newsami ujawnianymi dawniej przez plotkarskie brukowce, a potem za pośrednictwem ich internetowych odpowiedników, to nie zbierałem (jak to robiłem i robię z informacjami dotyczącymi spraw artystycznych) pojawiających się w nich sensacji. Stąd nie jestem w stanie wyliczyć, ile to razy pojawiały się w nich notatki, że nasz dzisiejszy pupilek, czyli Rod, Rod Stewart ostro zabalował na tej czy innej imprezie.

Na zdjęciach z tychże, można było się dopatrzeć, iż raz w jego dłoni błyskał kieliszek z (zapewne) szlachetnym sokiem z winogron, a kiedy indziej była to szklaneczka z tą czy inną oranżadą z kostkami lodu. Ogólnie było wiadomo, że nasz faworyt lubi często i dużo, choć trzeba dodać, iż nie miał z tym tak poważnych kłopotów jak wielu jego kolegów z po fachu.

Kobiety! Wraz sukcesami i wyjazdem na stałe z Wielkiej Brytanii do Stanów Zjednoczonych ("o czem potem") Rod Stewart do swojego dotąd rock'n'rollowego życia dodał elementy konieczne dla statusu megagwiazdy. Oznaczało to, że poza typowymi w świecie rocka rozróbami w czasie koncertów i potem w hotelach, zaczął się wdawać w bardzo liczne romanse z niezwykle urodziwymi paniami. Prawie zawsze były to blondynki.

Ja mu nie liczyłem, ale ci którzy to robili, twierdzą, że było ich ponad tysiąc ("dziewczyny po prostu wchodziły i wychodziły. Było to cudownie proste... ale był też smutek i pustka"). A ponieważ Rod należał i należy do mężczyzn mocno kochliwych, to każda przygoda wydawała mu się tą najważniejszą. Stąd nie ma co się dziwić, że w końcu postanowił się ożenić. Jego wybranką została eks-żona aktora George'a Hamiltona, modelka i aktorka, Alana Collins. Rod i Alana pobrali się 1979 r. i doczekali się córeczki - Kimberly oraz synka - Seana. Małżeństwo przetrwało 5 lat... C'est La Vie!

W sześć lat później, w 1990 r., człowiek z "ananasem na głowie" (tak określano często jego fryzurę) po raz drugi powiedział "tak". Tym razem jego wybranką była pochodząca z Nowej Zelandii aktorka, piosenkarka i modelka - Rachel Hunter. Ten związek trwał 16 lat (ostatnich 6 lat byli w separacji) i pozostawił im dwójkę dzieciaków - córeczkę Renee i kolejnego synka - Liama. Ale ponieważ do trzech razy sztuka, to w 2005 r., w Paryżu, na wieży Eiffla, Rod oświadczył się kolejnej pięknej blond piękności, będącej już wtedy z nim w ciąży - Penny Lancaster. W tym samym roku Penny urodziła mu synka - Alastaira Wallace'a. Para pobrała się w 2007 r., a 2011 Pani Stewart powiła Rodowi jeszcze jednego synka - Aidena. Tatuś miał już wtedy 66 lat!

Aby zamknąć ten uroczy temat, wypada wyjaśnić, że poza wspomnianą szóstką pociech, Rod Stewart ma jeszcze dwie. Pierwszej doczekał się już w wieku 18 lat, gdy "wpadł" ze swoją ówczesną partnerką, studentką historii sztuki - Susannah Boffey (ich córeczka Sarah najpierw trafiła do domu dziecka, a potem do rodziny zastępczej), natomiast w 1987 r. modelka (oczywiście blondynka) Kelly Emberg urodziła mu jeszcze jedną córeczkę - Ruby. Ogólnie Rod ma się z kim bawić!

Śpiew. Żeby nasz dzisiejszy bohater mógł zacząć zarabiać miliony na zdzieraniu głosu do mikrofonów, przede wszystkim musiał się urodzić. Owo pamiętne wydarzenie nastąpiło 10 stycznia 1945 r. w... Londynie. A tak, w Londynie, bo mimo, że Rod Stewart wyszedł na świat w stolicy Albionu, to jednak zwykł mówić o sobie, że jest Szkotem. I nie brało się to z jakiegoś specjalnego upodobania do noszenia kiltu (czasem jednak go ubierał), ani miłości do szkockiej (czasem z niej też korzystał), ani inklinacji do oszczędności (płacenie za rozwody i alimentów, każdego przecież może nauczyć rozsądnego gospodarowania kasą), lecz po prostu czuł, że w jego żyłach płynie szkocka krew. Było tak, bowiem zanim jego tato (Robert) przeniósł się do najważniejszego miasta Anglii, pracował jako budowlaniec w Leith, w pobliżu Edynburga. Natomiast mama (Elsie), wprawdzie przyszła na świat w Londynie, ale potem przez wiele lat mieszkała w ojczystych stronach swojego męża. Tam też urodziło się czworo starszego rodzeństwa Rodericka. Ponieważ familii powodziło się w miarę dobrze, to rozpieszczany przez wszystkich chłopczyk - jak później wspominał - czuł się fantastycznie szczęśliwy. W następnych latach obok uczenia się, bawienia modelami kolejowymi (robi to do dziś), słuchaniem i śpiewaniem (na razie tylko dla siebie) piosenek Ala Jolsona, Rod zajmował się graniem w piłkę nożną (przez pewien czas był nawet trampkarzem trzecioligowego Brentford FC).

Później, gdy już w wieku 15 lat definitywnie odechciało mu się uczyć (pracował wtedy m.in. przy sitodruku, jako roznosiciel gazet i w zakładzie pogrzebowym, w którym jak to określa - mierzył groby), przez chwilę rozważał czy nie zostać zawodowym futbolistą, ale w końcu zdecydował się na próbę zrobienia kariery show-biznesie. A stało się tak gdyż wykoncypował sobie, iż życie muzyka jest o wiele mniej męczące niż piłkarza i że prowadząc go będzie mógł jednocześnie pić, bawić się oraz świetnie zarabiać.

Ponieważ kariera Roda Stewarta jest tak bogata, że dokładne i co ważniejsze ciekawe jej opisanie wymagało całej książki, to wspomnę jedynie, że tak naprawdę zaczęła się w drugiej połowie lat 60., gdy po występach z zespołami Steampacket i Shotgun Express przyłączył się do rodzącej się wtedy Jeff Beck Group, z którą nagrał dwa klasyczne (pre-zepellinowskie) albumy: "Truth" i "Beck-Ola".

Później, a było to już w 1969 r., wraz z Ronem Woodem (poznali się jeszcze u Becka), na gruzach formacji The Small Faces, założyli zespół The Faces, z którym nagrał kilka przebojów i cztery longplaye studyjne oraz jeden live. Co ważne równolegle z pracą z The Faces Stewart zaczął prowadzić karierę na własny rachunek. Po niespecjalnie udanym początku, z roku na rok, z longplaya na longplay, zdobywał coraz większą popularność i lansował coraz słynniejsze przeboje (z "Maggie May" na czele).

Warto też wspomnieć, że w 1969 r., wraz z australijską grupą Python Lee Jackson, zarejestrował jedną z najpiękniejszych ballad wszech czasów - "Wyrwany z marzeń" ("In A Broken Dream"). W następnych latach dorobił się tak znaczącego majątku, że w celu uniknięcia zawrotnych podatków postanowił przenieść się na stałe do USA. Stąd też wziął się pomysł aby swój siódmy, a pierwszy amerykański album, zatytułować - "Przekroczenie Atlantyku" - "Atlantic Crossing".

Wraz z "Przekroczeniem Atlantyku" i wydaniem na małych krążkach promujących go piosenek z "Sailing" na czele, zaczął się platynowy (bo nazwanie go złotym to za mało) okres jego kariery. Przez kolejnych kilka lat sypały się świetne płyty długogrające i doskonałe przeboje. Do moich faworytek z tamtych lat należały piękne ballady: "I Don't Want To Talk About it", "This Old Heart Of Mine", "Still Love You" (wszystkie z "Atlantic Crossing"), "Tonight's The Night", "The First Cut Is The Deepest", "The Killing Of Georgie (Part I And II)" (te z kolejnego super albumu "A Night On The Town"), "You're In My Heart (The Final Acclaim)", "I Was Only Joking" (z "Foot Loose & Fancy Free"), a także rockowo-dyskotekowe klasyki z "Da Ya Think I'm Sexy?" (ten z płyty "Blondes Have More Fun") i "Passion" (z "Foolish Behaviour")... Na razie dość! Można by te perły wymieniać jeszcze długo, długo, długo.

Wraz z początkiem kolejnej dekady dla Roda Stewarta zaczął się mniej udany okres pod względem zawodowym. I to nie tyle za sprawą słabszych płyt, bo te nigdy nie spadły z wysokiego poziomu, lecz za sprawą zmieniających się mód. Gdy świat zachwycał się perłami spod znaku New Wave i New Romantic, a od lat 90. grunge oraz tańczył przy techno, rapie i hip hopie, Rod wciąż nagrywał porywające pop-rockowe hity. Ja i tysiące mi podobnych na zawsze pokochaliśmy m.in.: "Tonight I'm Yours", "Young Turks", "How Long?", "Baby Jane", "Some Guys Have All the Luck", "Every Beat of My Heart", "Crazy About Her", "Downtown Train", "Rhythm of My Heart", "The Motown Song", "Tom Traubert's Blues (Waltzing Mathilda)", "People Get Ready" (duet z Jeffem Beckiem) i "Human". Ten ostatni, to utwór tytułowy z albumu, który w 2001 r., zamknął na jakiś czas rockową dyskografię artysty. Dlaczego tak się stało?

Otóż jeszcze w 2000 r. lekarze wykryli u Roda Stewarta raka tarczycy i niemal natychmiast poddali go zabiegowi operacyjnemu oraz odpowiedniej terapii. W praktyce oznaczało to także bezpośrednie zagrożenie dla jego strun głosowych i konieczność ich oszczędzania. Stąd powoli wracający do zdrowia artysta, aby zbytnio nie forsować gardła, postanowił nagrać płytę z coverami klasyki swingu i popu "It Had to Be You: The Great American Songbook", a po jej wielkim sukcesie, pięć kolejnych jej części oraz dwie dodatkowe: jedną z przebojami rockowymi, drugą z pomnikami soulu. Potem jeszcze dołożył do tego bardzo ładną płytę gwiazdkową i wreszcie w ubiegłym roku w znakomitym stylu wrócił do śpiewania nowego materiału utrzymanego w konwencji, która przyniosła mu sławę w latach 70. Ta ostatnia to krążek - "Time". Tym sposobem artysta udowodnił, że tytułowy czas wcale się go nie ima i że mimo upływu dziesięcioleci jest jak dobre wino, obok siebie ma kolejną piękną kobietę i wciąż wspaniale śpiewa! Szczęściarz!

PS Rod dotąd sprzedał ponad 250 milionów krążków (z singlami), ma własną gwiazdę w Hollywood, jest członkiem Rockandrollowego Salonu Sławy, otrzymał od Elżbiety II tytuł Komandora Imperium Brytyjskiego i prowadzi szeroką działalność charytatywną.

PS 2 Rod Stewart 14 września wystąpi na Stadionie Miejskim w Rybniku.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas