Przewodnik rockowy: Orzeł wśród Orłów
Jerzy Skarżyński (Radio Kraków)
20 listopada 1947 roku urodził się Joe Walsh, gitarzysta grupy The Eagles (lata 1975-80 i od reaktywacji w 1994 roku), mający w bogatym dorobku także albumy solowe.
Skoro symbolem rocka - z czym zgodzi się chyba każdy - jest gitara, to dwie gitary... Dwa wiosła w rocku, to nic dziwnego. Tyle tylko, że w latach jego wspaniałego dziecięctwa i młodości, czyli w szóstej i siódmej dekadzie ubiegłego wieku, był to zazwyczaj układ instrumentów traktowanych na dwa różne sposoby.
Pierwszy, dotyczący tzw. gitary prowadzącej, był ważniejszym, bo to do niej należały solówki i riffy, natomiast drugi, określany jako gra na gitarze rytmicznej, sprowadzał się głównie do wspierania akordami pracy basu i perkusji. Jak łatwo się domyśleć, do pierwszej z wymienionych ról, aspirowali wszyscy, do drugiej, jedynie ci mniej ambitni lub mniej utalentowani albo ci, którzy jednocześnie spełniali także rolę wokalisty (np. układ Goerge Harrison - John Lennon).
Wraz upływem czasu, tj. wraz z podniesieniem się umiejętności poszczególnych muzyków, ujawniło się zjawisko polegające na tym, iż (głównie) w nowo powstających zespołach, żaden z gitarzystów nie chciał być tym rytmicznym. Sprawiło to, że w pewnym momencie pojawiła się myśl, aby obu wioślarzom powierzać te same zadania, co w praktyce oznaczało ciągłe ich wzajemne się wspieranie oraz częste zamienianie się rolami. Tak naprawdę, pierwszą grupą, która o ową ideę oparła własny styl, był brytyjski Wishbone Ash. To właśnie Andrew Powell i Ted Turner wykuli podwaliny pod to, co w następnych dekadach dawały nam gitarowe duety w Rare Bird, Thin Lizzy, Iron Maiden, Judas Priest, a nawet po części w Metallice.
Oczywiście lista formacji korzystających oraz rozwijający ową ideę jest bardzo długa, ale dziś, na potrzeby tej pogawędki, przywołam tylko jedną z nich i to taką, która wcale nie jest wzorcowym przykładem na takie gitarowanie. Stąd też od razu dodam, że w tym wypadku nie ma to większego znaczenia, bo nie będzie nas zajmować całokształt twórczości tego zespołu, lecz zaledwie jeden utwór z jego dyskografii. Aby bardziej zaintrygować szanownych czytaczy, dorzucę że czytelnicy brytyjskiego magazynu "Guitarist" uznali ową kompozycję za tę, która jest ozdobiona najwspanialszym gitarowym solem wszech czasów (!), a ich amerykańscy koledzy czytający miesięcznik "Guitar World", okrzyknęli ów popis za ósmy wśród najważniejszych w historii rocka! Cóż to za numer? Piękna folk-rockowa pieśń "Hotel California" zarejestrowana w lutym 1977 r. przez kalifornijską grupę The Eagles. Natomiast to, co jest najistotniejsze w kontekście tego tekstu, czyli owo super-gitarowanie w finale tego arcydzieła zawdzięczamy parze wioślarzy - Donowi Felderowi i Joe Walshowi. Dziś, całkiem nie z przypadku, zajmiemy się tym drugim.
Joseph Fidler Walsh, nie był specjalnie oryginalny, bo jak wszyscy urodził się nie mając zielonego pojęcia jak należy grać na gitarze. Owo wydarzenie nastąpiło 65 lat temu, 20 listopada 1947 r. w Wichita, w stanie Kansas. Niewiele później jego rodzina najpierw przeprowadziła się do Columbus w Ohio, a w 1959 przeniosła się do Nowego Jorku. Kolejnym etapem w jego życiu było Montclair w New Jersey, gdzie przyszły wirtuoz uczęszczał do szkoły średniej. Po jej ukończeniu trafił na Kent State University w Ohio. W tym już czasie, zapewne dzięki talentowi, który odziedziczył po mamie - klasycznie wykształconej pianistce, grywał na różnych instrumentach, w kilku lokalnych zespołach. Z czasem jednak zdecydowanie postawił na gitarę.
W styczniu Joe Walsh 1968 r. zastąpił gitarzystę Glena Schwartza (późniejszego założyciela ciekawej grupy Pacific Gas & Electric) w mocno grającym triu - James Gang. Okazało się, że jego przyjście było jak powiew ożywczego wiatru dla jego nowych kolegów, bo sprawiło, iż grupa dość szybko zyskała sporą popularność, a Walsh zdobył reputację wirtuoza. W 1971, po nagraniu z nią czterech długograjów: "Yer' Album" w 1969; "James Gang Rides Again" w 70; "Thirds" w 71 i "James Gang Live in Concert" też w 71, chcący się rozwijać muzyk, porzucił Gang (Jessy) Jamesa i założył własny - Barnstorm. Ten nagrał dwa longplaye ("Barnstorm" z 1972 i "The Smoker You Drink, the Player You Get" z 73), zyskał bardzo pochlebne opinie krytyków oraz... odniósł tylko dość umiarkowany sukces komercyjny.
Warto też wspomnieć, że wydany wtedy, a firmowany nazwiskiem Walsha singel "Rocky Mountain Way" dotarł do 23 miejsca na amerykańskiej liście przebojów. Po rozpadzie w 1974 r. Barnstormu, Joe opublikował swój pierwszy solowy longplay - "So What", a w 1976 kolejny - "You Can't Argue With A Sick Mind". W tym też czasie dość często udzielał się jako muzyk sesyjny wspierając m.in. formacje: America i REO Speedwagon oraz solistów: Ricka Derringera i Dana Fogelberga, a także solowe poczynania bębniarza The Who - Keitha Moona.
Joe Walsh w "Rocky Mountain Way" (1973):
20 grudnia 1975 r. Joe Walsh zastąpił jednego z współzałożycieli wtedy już bardzo popularnego zespołu The Eagles - Bernie Leadona. Tym samym został zamknięty pierwszy, mocno folkowy rozdział w historii Orłów. To właśnie dzięki Walshowi dotąd dość delikatny "południowo kalifornijski country rock" (tak określali styl The Eagles krytycy) bardzo efektownie splótł się z elementami typowymi dla hard rocka. Efektem tego mariażu był wydany 8 grudnia 1976 r. album "Hotel California". W kilka miesięcy później okazało się, że w samych Stanach Zjednoczonych krążek sprzedano w nakładzie ponad 16 milionów!
Jednocześnie wielkimi przebojami stały się promujące go single: ze świetną pieśnią "New Kid In Town" i z utworem tytułowym. To właśnie w jego finale Joe Walsh i Don Felder zagrali to (już wspomniane) niewiarygodnie piękne solo na dwie gitary. I żeby wszystko jasne, ten poruszający temat o pułapce, jaką stanowi bogactwo oraz to, co zwykło się określać jako "American Dream" (Witaj w Hotelu California... / Możesz się wymeldować kiedy chcesz, ale i tak nigdy stąd nie wyjedziesz) zachwycał nie tylko swoją gitarową końcówką, ale równie wspaniałą melodią partii śpiewanej oraz wyrafinowaniem aranżacji.
The Eagles w "Hotelu California":
Jak to zwykle, nagranie tak wielkiej płyty wywołało paraliżującą presję, aby kolejny longplay przyniósł muzykę równie wspaniałą i aby odniósł równie wielki sukces komercyjny. A to zazwyczaj jest po prostu niemożliwe. Przecież bardzo trudno jest pobić własny, i to niewiarygodnie wyśrubowany (jak mawiają sprawozdawcy sportowi) rekord świata. Stąd kolejne pełnowymiarowe dzieło The Eagles - krążek "The Long Run" powstawało aż dwa lata i niestety było... tylko (!) bardzo dobre. Sprzedało się w na tyle "skromnym" nakładzie (7 milionów!), że po wielomiesięcznej koncertowej promocji, nie wierzący w kolejny wielki wzlot muzycy postanowili się rozstać. Każdy poszedł na swoje. Oczywiście także Joe Walsh.
W latach 1980-94 Joe Walsh nagrał sześć płyt solowych ("There Goes the Neighborhood" w 81, "You Bought It - You Name It" w 83, "The Confessor" w 85, "Got Any Gum?" w 87, "Ordinary Average Guy" w 91 i "Songs for a Dying Planet" w 92), wspierał jako muzyk sesyjny artystów w swojej ojczyźnie (m.in.: The Beach Boys, Lionela Richie, Richarda Marxa, Wilson Phillips oraz Boba Segera) i w Australii (The Boys Party), był członkiem zespołu All Starr swojego szwagra - Ringo Starra (Joe jest żonaty z Marjorie Bach, siostrą żony Ringa - Barbary Bach) oraz był wioślarzem supergrupy The Best w której na klawiszach grał Keith Emerson (Emerson, Lake & Palmer), na basie John Entwistle (The Who), na drugiej gitarze Jeff "Skunk" Baxter (Steely Dan, Doobie Brothers), a na bębnach Simon Phillips (m.in. Toto)!
Joe Walsh na żywo w The Best:
Rok 1994 przyniósł prawdziwą sensację. Oto po piętnastu latach muzycy The Eagles reaktywowali swoją formację i ruszyli wielką trasę koncertową, którą unieśmiertelnili longplayem "Hell Freezes Over", a potem, co pewien czas powtarzali ów manewr (tyle, że już bez dokumentujących go krążków). I gdy wydawało się, że już nigdy nie stworzą czegoś nowego w studio, pięć lat temu wydali album - "Long Road Out of Eden". I aby dopełnić tą bogatą w daty, nazwiska oraz tytuły wyliczankę dorzucę jeszcze, że Joe Walsh brał także udział w słynnym przedsięwzięciu Erica Claptona - "Crossroads Guitar Festival", że wystąpił podczas pamiętnej imprezy - "The Strat Pack" (50-lecie powstania gitary Fender Stratocaster) i że w maju tego roku otrzymał doktorat honoris causa Berklee College of Music. Poza tym można go było oglądać w kinie, bo poaktorzył m.in. w obrazach "The Blues Brothers" i "RoboCop", a także że miał własny program radiowy w jednej stacji w Los Angeles i że jest wielkim miłośnikiem krótkofalarstwa.
PS. W czerwcu tego roku wydał swój ostatni album - płytę "Analog Man" której producentem był sam Jeff Lynne!
Czytaj także: