Przewodnik rockowy: Linda McCartney - muza
Jerzy Skarżyński (Radio Kraków)
Gdybym sam się nie znał, to byłbym bardzo zdziwiony, że do cyklu poświęconego wielkim artystom i wydarzeniom historii rocka, wprowadzam kobietę, która tak naprawdę prawdziwym muzykiem nigdy nie była. A zatem dlaczego? Z jednego, ale za to z bardzo ważnego powodu.
Ale zanim o nim, jeszcze raz o mnie. Otóż mam szczęście, bo od wielu już lat jestem w szczęśliwym związku z kobietą, dzięki której moje wcześniej totalnie zwariowane życie nagle się uporządkowało. Ujmując to inaczej (choć proszę mi wierzyć, absolutnie nie poczuwam się do roli artysty), czuję, że znalazłem swoją muzę. A wspomniałem, że nie jestem człowiekiem sztuki, aby podkreślić, iż tylko mogę sobie wyobrazić jak wielkie znaczenie mają kobiety życia dla ludzi prawdziwie utalentowanych, a więc o niebo wrażliwszych od nas, szaraków.
Kim byłby, dajmy na to, Salvador Dalí bez Gali, Auguste Rodin bez Camille Claudel, a John Lennon bez Yoko Ono? No tak - ciepło, jeszcze cieplej, gorąco... I tym oto sposobem doszliśmy do Beatlesów. A o Beatlesach, ich utworach, płytach, wpływie na rock'n'rolla, kulturę oraz modę w tym roku powinno się mówić i pisać jak najwięcej - wszak mija właśnie 50 lat od ich fonograficznego debiutu. Tyle tylko, iż obawiając się, że przy tak znanym, tyle już razy opisywanym zespole trudno mi będzie opowiedzieć coś w miarę interesującego, to sięgnąłem do biografii "siódmego Beatlesa" (jak z tego zrobić rodzaj żeński?) - Lindy McCartney. Dlaczego siódmego? Bo piątym był George Martin, a szóstym wspomniana już Yoko Ono.
Zanim Linda Louise Eastman stała się przyjaciółką, miłością, partnerką, żoną, matką dzieci, współpracowniczką oraz, co najważniejsze, muzą Paula McCartneya, musiała najpierw się urodzić (zrobiła to 24 września 1941 r. w Nowym Jorku), a potem przebyć długą drogę, która wiła się pomiędzy wielkimi gwiazdami złotej ery rocka. Pisząc już mniej enigmatycznie, zacznę od tego, że jej rodzicami byli Louise Sara Lindner Eastman (zginęła w katastrofie lotniczej w 1962 r.) i mający rosyjsko-żydowskie pochodzenie Leopold Vail Epstein, który zmienił imię i nazwisko na Lee Eastman.
Dziewczynka miała troje rodzeństwa: starszego brata Johna, w późniejszych latach prawnika i menedżera Paula McCartneya oraz dwie młodsze siostry - Laurę i Louisę. Ponieważ rodzinie wiodło się dość dobrze, nasza bohaterka najpierw chadzała do renomowanej Scarsdale High School, którą ukończyła w 1959, a potem na University of Arizona, gdzie studiowała sztukę (Fine Art).
W czasie nauki na Uniwersytecie nawiązała romans z Josephem Melville See Jr, z którym zaszła w ciążę, co sprawiło, że przyszli rodzice pobrali się w dniu 18 czerwca 1962 r. W ostatnim dniu grudnia tegoż roku przyszła na świat ich córeczka - Heather Louise. Niestety, jak to często zdarza się z małżeństwami, które zostały zawarte "bo tak wypadało", związek Lindy oraz Josepha nie przetrwał próby czasu i rozpadł się ostatecznie w czerwcu 1965 r.
Mniej więcej w tym samym czasie Linda, która zaczęła pracę recepcjonistki w popularnym amerykańskim piśmie "Town & Country", dzięki uśmiechowi losu dostała się na pokład ekskluzywnego jachtu o nazwie Sea Panther, na którym odbywało się jedno z niezliczonych przyjęć promocyjnych zorganizowanych przez The Rolling Stones. A ponieważ miała ze sobą aparat, udało jej się zrobić kilka zdjęć, które zostały zauważone i docenione.
W efekcie dziewczyna otrzymała propozycje stałego fotografowania gwiazd na potrzeby słynnej sali koncertowej Fillmore East w Nowym Jorku. Dzięki temu miała okazję portretowania (i nie tylko, bo podobno przez pewien czas zachowywała się jak typowa groupie) tak wielkich muzyków jak: Aretha Franklin, Grace Slick, Janis Joplin, Eric Clapton, Bob Dylan, Jimi Hendrix (to jej praca trafiła na tył okładki "Electric Ladyland"), John Lennon i Neil Young oraz zespołów - The Animals, The Doors, Simon & Garfunkel oraz The Who. Aby od razu uciąć spekulacje na temat jej talentu, dodam, że była pierwszą kobietą, której zdjęcie (portret Erica Claptona) trafiło na okładkę magazynu "Rolling Stone", a później jej prace pokazywano na ponad 50 wystawach (w tym prestiżowym Victoria and Albert Museum w Londynie) oraz opublikowano w kilku albumach.
W 1967 r. Linda poleciała do Londynu, aby fotografować brytyjskie gwiazdy i ich fanów. 15 maja, w jednym z klubów, podczas koncertu Georgie Fame'a, po raz pierwszy spotkała Paula. Widać wtedy jeszcze jednak nie popatrzyli sobie głęboko w oczy, bo... nie stało się nic. Drugą szansę dostali od losu, gdy trafili na siebie podczas koncertu Procol Harum w słynnym Speakeasy Club. Coś wstępnie zaiskrzyło (a może to tylko mrugnął flesz jej aparatu). Ponieważ jednak, jak wiadomo, do trzech razy sztuka, to kolejna okazja trafiła im się już w kilka dni później, bo owego dnia, a raczej wieczoru, odbywała się oficjalna premiera "Klubu Samotnych Serc Sierżanta Peppera". Ona przybiegła, aby robić mu (też) zdjęcia, on przyszedł aby jej (też) pozować. I cóż... co tu wiele pisać - ona miała samotne serduszko, on samotne miał serce...
W maju następnego roku zetknęli się po raz kolejny. Okazję dał przylot Johna i Paula do Nowego Jorku w celu ogłoszenia, że Beatlesi właśnie założyli własną firmę - Apple. Ponieważ (jak się już tylko domyślam) Paul w obcym mieście czuł się nieco zagubiony i pewnie (to też domysł) nie miał gdzie spać, to Linda zaproponowała mu opiekę oraz suchy kąt i poczęstunek. Wzruszony Beatles skwapliwie skorzystał z propozycji. Musiało być cudownie, bo we wrześniu tegoż samego roku muzyk zadzwonił do fotografki i grzecznie zaprosił ją do Londynu. Ta na skrzydłach miłości pognała do niego. W sześć miesięcy później, 12 marca 1969 r., pobrali się podczas skromnej uroczystości w kancelarii w Marylebone. Co bardzo dziwne, już w pięć miesięcy później (28 sierpnia 1969), Linda powiła Paulowi córeczkę, której rodzice nadali imię Mary.
Ślub Paula i Lindy:
Teraz już trochę poważniej. Po ślubie Paul McCartney oficjalnie zaadoptował Heather, czyli córkę Lindy z jej pierwszego małżeństwa, a gdy zakończyły się sesje nagraniowe do beatlesowskiego opus magnum - albumu "Abbey Road", zajął się pracą nad swoją pierwszą płytą solową - "McCartney". Jedyną osobą, która pomogła mu w nagrywaniu (chórki) tego bardzo ascetycznego krążka, była jego świeżo upieczona żona.
W rok później, czyli już po oficjalnym ogłoszeniu rozpadu The Beatles, wojujący wtedy z Johnem Paul, postanowił udowodnić światu, że Linda jest osobą równie inteligentną oraz zdolną co Yoko Ono; zabrał się do pracy nad albumem, który miał być firmowany ich imionami oraz nazwiskiem. Tak powstał wspaniały (jeden z najlepszych post-beatlesowskich) longplay - "Ram". Ponieważ płyta została przyjęta o wiele lepiej niż "McCartney", to logicznym było pójście tą drogą i stworzenie stałego zespołu, z którym małżonkowie mogliby nagrywać i koncertować. I tak zrodziła się grupa Wings. Zanim jednak Skrzydła zaczęły funkcjonować, Linda 13 września 1971 r. urodziła drugą córeczkę, dziś słynną projektantkę mody Stellę.
Posłuchaj singla "Uncle Albert/Admiral Halsey" Paula i Lindy McCartneyów z płyty "Ram":
Linda, Paul i ich Wings działali z wielkimi sukcesami do 1981 r., kiedy to lider formacji stwierdził, że osiągnął z nią wszystko, co było możliwe i wrócił do pracy jako solista. Natomiast jego żona, która w międzyczasie (12 września 1977 r.) powiła jeszcze synka Jamesa, zajęła się ich domem i wszystkim tym, co się wiąże się z tym słowem. Także kwestią żywienia rodziny. Wspominam o tym, bo pani McCartney w pewnym momencie przeszła na wegetarianizm ("gdyby rzeźnie miały szklane ściany, to cały świat byłby wegetariański"), a potem przekonała do niego męża i dzieci.
A propos dzieci, te (co ciekawe - bo w świecie gwiazd to rzadkość) były wychowywane oraz początkowo kształcone jak wszystkie inne, czyli chodziły do publicznych szkół państwowych i dopiero później, w wyniku własnej pracy trafiły na wyższe uczelnie.
Ta piękna historia o spełnionej miłości niestety (o czym wie chyba każdy fan Beatlesów) miała smutny koniec. Oto w 1995 r. wykryto u Lindy McCartney raka piersi, który mimo intensywnego leczenia szybko się rozprzestrzenił, atakując m.in. wątrobę. W jego efekcie, 17 kwietnia 1998 r. Linda zmarła na ranczu Paula, w Tuscon, w Arizonie. Została skremowana, a jej prochy zostały rozsypane na terenie ich rodzinnej farmy w Sussex.
I jeszcze: Linda i Paul, od czasu gdy zostali parą, nigdy się nie rozstawali na dłużej niż kilka dni; Linda nagrywała też własne piosenki (wydano je 1998 r. na płycie "Wide Prairie"); napisała kilka książek kucharskich dla wegetarian; była bardzo aktywną działaczką organizacji walczących o etyczne traktowanie zwierząt (PETA); a także stworzyła własne przedsiębiorstwo (Linda McCartney Foods), które produkowało mrożone dania wegetariańskie.
Co do Paula, to ten po jej śmierci bardzo aktywnie (szczodrze, bo sumami rzędu milionów dolarów) wspiera medyczne instytucje prowadzące badania nad nowotworami; przyczynił się do otwarcia Linda McCartney Centre - kliniki będącej częścią The Royal Liverpool University Hospital; a także sfinansował The Linda McCartney Memorial Garden, czyli ogród (z pomnikiem Lindy) poświęcony jej pamięci. Utworzono go w mieście Campbeltown na (pamiętnym m.in. dzięki superprzebojowi "Mull Of Kintyre") szkockim półwyspie Kintyre.
Zobacz teledysk "Mull Of Kintyre" Wings: