Przewodnik rockowy: Art Garfunkel w cieniu
Jerzy Skarżyński (Radio Kraków)
5 listopada 71 lat skończył Art Garfunkel, połowa legendarnego duetu Simon & Garfunkel.
W muzyce niepoważnej, od jej zarania, całkiem dobrze funkcjonują zespoły, które są najmniejszymi z możliwych - czyli duety. Co całkiem normalne, owym tandemom, jak wszystkim innym układom personalnym, potrzeba sternika-przywódcy. Tu, ponieważ wybór jest stosunkowo niewielki, dość szybko dochodzi do ustalenia hierarchii - kto rządzi, a kto tylko pomaga.
To jednak, zazwyczaj z czasem, prowadzi do ewidentnego faworyzowania przez publiczność i krytykę jednego artysty przed drugim. I choć wydaje się, że powinna się wówczas ujawniać tendencja szybkiego przechodzenia do kariery solowej tych, którzy są mniej lubiani oraz doceniani, to jednak często nic takiego się nie dzieje! Dlaczego? Zadałem pytanie, ale tym razem nie podam jednoznacznej na nie odpowiedzi, gdyż szczerze pisząc, po prostu jej nie znam. A nie znam, bowiem jestem głęboko przeświadczony, że nie istnieje jedna uniwersalna. Domyślam się jedynie, że może chodzić partnerski podział ról przy tworzeniu, o układ solista - akompaniator lub może o coś tak szlachetnego jak przyjaźń i lojalność.
Zanim bohater dzisiejszej opowieści mógł wejść w cień Paula Simona, musiał się urodzić. Stało się to 71 lat temu, 5 listopada 1941 r., w Forest Hills, w dzielnicy Queens, w Nowym Jorku. Jego rodzicami byli: prowadząca dom, Rose i zarabiający na ich utrzymanie jako komiwojażer Jacob "Jack" Garfunkel. Arthur Ira, bo takie imiona nadali chłopcu rodzice miał już wtedy brata - Julesa, a później doczekał się drugiego - Jerome. Trzeba, z tzw. kronikarskiego obowiązku dodać jeszcze, że jego pradziadkowie ze strony ojca byli Żydami, którzy przybyli do Stanów z Jassy w Rumunii.
Zanim Art Garfunkel zaczął wspierać Paula Simona, musiał nieco dorosnąć, a potem zainteresować się muzyką. Ta w jego życiu pojawiła się gdzieś koło piątych urodzin, a skonkretyzowała się, gdy jako pierwszoklasista został "przetestowany" na potrzeby szkolnego chóru. Niewiele później zdolności wokalne syna docenił tato, co sprawiło, że Art dostał magnetofon, na którym mógł rejestrować swój śpiew, a później, dzięki dobremu słuchowi, ucząc się na własnych błędach, go korygować. W 1954 r., podczas potwierdzającej jego dojrzałość uroczystości Bar Mitzvah, trzynastoletni wtedy Garfunkel, jako kantor, śpiewał przez blisko cztery godziny dla całej swojej rodziny i przyjaciół.
Zanim Art Garfunkel został muzycznym partnerem Paula Simona musiał go po prostu spotkać. I spotkał. A stało się to już 1953 roku, kiedy chodzący do jednej podstawówki, a mieszkający zaledwie o trzy przecznice od siebie chłopcy, zgłosili się na casting do szkolnej inscenizacji "Alicji w Krainie Czarów". W jego efekcie Art został Kotem z Cheshire, a Paul Białym Królikiem. Trochę później obaj "artyści" zaczęli wspólnie śpiewać piosenki, a żeby móc je publicznie wykonywać i ewentualnie nagrywać, nazwali się - Tom And Jerry. Tu, a propos tego szyldu, warto dodać, że wprawdzie kojarzył się on z tytułem słynnych kreskówek dla dzieci, to jednak, tak naprawdę, był tylko złożeniem pseudonimów, jakie wybrali sobie wtedy chłopcy: Art - Tom Graph, a Paul - Jerry Landis.
W 1957 r. duet zarejestrował swojego pierwszego singla - "Hey, Schoolgirl", który stał się aż tak popularny, że trafił do pierwszej pięćdziesiątki listy przebojów Billboardu. Niestety następne płytki Toma i Jerry'ego nie powtórzyły sukcesu debiutanckiej, więc nastolatkowie zdecydowali, że przynajmniej na razie, dają sobie spokój z muzyką i zajęli się własną edukacją. I tak, Simon rozpoczął studia w renomowanym Queens College, natomiast Garfunkel na równie cenionym Columbia University. W jego wypadku (bo to on przecież jest dziś dla nas ważniejszy) była to początkowo architektura, którą później zmienił na historię sztuki (ma z niej licencjat), a potem, to już 1967 roku, zdobył na tej samej uczelni tytuł... magistra matematyki. Żeby zamknąć ten temat, dodam jeszcze, że nieco później, też na Columbii (w Teachers College), nasz pupil podjął studia doktoranckie na kierunku matematyki pedagogicznej! I żeby ktoś nie pomyślał, iż był w tamtych latach klasycznym kujonem, dorzucę jeszcze, że poza wchłanianiem wiedzy zajmowały go wówczas także tenis, kręgle, jazda na nartach oraz muzyka, bo w 1963 r. doszło do wznowienia jego współpracy z Simonem. Tyle, że teraz już zdecydowanie bardziej dojrzali artyści zaczęli występować jako duet Simon And Garfunkel.
Tom & Jerry i "Hey, Schoolgirl":
Zanim Art Garfunkel pomyślał, że warto wyrwać się z cienia Paula Simona, musiał zdobyć pozycję współfilara najsłynniejszego folk-rockowego duetu wszech czasów. A co ważne, nie stało się to ani bezboleśnie, ani natychmiast, bo po wydaniu w 1964 r. przez Columbię ich debiutanckiego albumu - "Wednesday Morning, 3 A.M.", mimo dość dobrych recenzji, sukcesu komercyjnego nie zyskali. To ich na tyle zniechęciło, że znów zdecydowali się na artystyczne rozstanie. Postanowili działać na własną rękę. W praktyce oznaczało to, że Paul wyjechał szukać szansy na karierę solową do Londynu, a Art pozostał w Stanach i wrócił do studiowania. I gdy wydawało się, że wszystko zakończy się zanim tak naprawdę się zaczęło, zaszło coś niezwykłego. Otóż amerykański producent Tom Wilson, do ich dość ascetycznie nagranej piosenki "The Sounds Of Silence" zlecił dogranie partii gitary elektrycznej oraz sekcji rytmicznej i doprowadził do wydania tej jej urockowionej wersji na singlu. Efekt był absolutnie zaskakujący - "Brzmienie Ciszy" stało się wielkim przebojem!
Posłuchaj "The Sounds Of Silence":
Gdy nic z początku o tym nie wiedzący Simon i Garfunkel dowiedzieli się o sukcesie swojego utworu, natychmiast znów połączyli siły. Tym razem już na dłużej. Efekty: cztery albumy ("Sounds of Silence" i "Parsley, Sage, Rosemary and Thyme" oba z 1966, "Bookends" z 1968 oraz "Bridge Over Troubled Water" z 1970 r.); bardzo liczne przeboje (z "I Am a Rock", "A Hazy Shade of Winter", "Scarborough Fair", "Mrs. Robinson", "The Boxer", "Cecilia", "El Condor Pasa (If I Could)" i z "Bridge Over Troubled Water" na czele); wspaniałe songi do ścieżki dźwiękowej filmu "Absolwent"; wielkie koncerty (także organizowane po oficjalnym rozpadzie duetu); a także ogromna ilość najróżniejszych nagród i wyróżnień (Grammy Awards, BRIT Awards, wprowadzenie do Rock and Roll Hall of Fame). Co jednak ważne, bo m.in. w istotny sposób wiąże się z uwerturą do tej opowieści, w latach swojej współpracy z Paulem Simonem, Art Garfunkel właściwie niemal nic nie pisywał (ani melodii ani tekstów), a jedynym jego wkładem w spuściznę duetu, oczywiście poza pięknym śpiewem, było robienie aranżacji do partii wokalnych. W praktyce oznaczało to, że w przeciwieństwie do błyskawicznie bogacącego się dzięki na tantiemom kolegi, nie zarabiał najlepiej. A to przecież rodzi frustrację!
W 1970 r., powołując się na nieporozumienia co do dalszej działalności duetu, Simon i Garfunkel ogłosili, że kończą współpracę. I wówczas okazało się, że Art zamiast zdecydować się na muzyczną karierę solową... "poszedł w kino". Otóż już 1970 zagrał w zrobionej przez Mike'a Nicholsa ekranizacji słynnego "Paragrafu 22" Josepha Hellera, a w rok później w doskonałym obrazie tego samego reżysera - "Porozmawiajmy o kobietach". Potem przez krótko uczył matematyki w jednej z prywatnych szkół w Connecticut i wreszcie w 1973 wydał solowy album "Angel Clare". Płyta z piosenkami różnych autorów odniosła średni sukces, ale na tyle duży, że zmotywowała go do zarejestrowania kolejnej. Ta, pod tytułem "Breakaway", ukazała się w 1975 r. i m.in. przyniosła nagraną wspólnie z Simonem piosenkę "My Little Town" oraz piękny przebój "I Only Have Eyes For You". Potem jeszcze dostaliśmy longplaya: w 1977 - "Watermark" i w 1979 - "Fate For Breakfast".
Posłuchaj przeboju "I Only Have Eyes For You":
W tymże samym roku, na artystę spadł potężny cios, bo w czerwcu popełniła samobójstwo jego wieloletnia partnerka - Laurie Bird. To go na tyle załamało, że popadł w wieloletnią depresję, a ta z kolei sprawiła, że następna dekada była dla niego nieudana. Poza słynnym jednorazowym koncertem z Paulem Simonem w Central Parku w Nowym Jorku (było na nim 600 000 osób) przyniosła ona jedynie trzy jego płyty długogrające (i kilka niespecjalnie popularnych przebojów).
Następnych dwadzieścia lat (z hakiem) to w życiu Arta Garfunkela rzadko wydawane albumy, równie nieczęste solowe trasy koncertowe oraz tournee z Paulem Simonem (2003/2004), kolejne role filmowe, pisanie poezji, kochane przez niego czytanie książek oraz... niezwykłe piesze wyprawy (m.in. w kilka tygodni przeszedł wzdłuż Japonię, a potem odbył ponad 40 długich wędrówek po Stanach Zjednoczonych). No i na koniec warto jeszcze dodać, że artysta od blisko 25 lat jest mężem modelki Kathryn Cermak (mają dwójkę dzieci) i że... był dwukrotnie aresztowany za posiadanie marihuany.
Czytaj także: