John i Yoko: Czy trzeba być biednym, żeby być przeciwnikiem wojny?
14 lutego ukazała się książka "Yoko i John. Dni, których nigdy nie zapomnę" Jonathana Cotta opowiadająca o związku wokalisty The Beatles z Yoko Ono. Poniżej możecie przeczytać fragment tej książki.
To fragment ostatniego wywiadu udzielonego przez Johna Lennona. Do rozmowy doszło 5 grudnia 1980 roku wieczorem w biurze Yoko Ono. Trzy dni później Lennon zginął zastrzelony przed Dakota House w Nowym Jorku.
Jonathan Cott: - Na "Double Fantasy" zauważyłem tajemniczy, cudowny mały kolaż dźwiękowy, który niepostrzeżenie łączy twoją piosenkę "Watching the Wheels" i czarujący utwór Yoko "Yes, I'm Your Angel" w stylu lat trzydziestych. Słychać tam coś jakby wołanie domokrążcy, odgłosy powozu konnego, a potem trzaśnięcie drzwiami i kilka muzycznych fraz zagranych na pianinie i skrzypcach w jakiejś restauracji.
John Lennon: - Powiem ci, co to jest. Jeden z głosów należy do mnie. Mamroczę: "God bless you, man, thank you, man, cross my palm with silver, you've got a lucky face" (Niech cię Bóg błogosławi, człowieku, dziękuję, człowieku, sypnij srebrem, masz szczęście wypisane na twarzy), czyli to, co mówią w Anglii faceci, którzy żebrzą albo domagają się napiwku, i właśnie te słowa słyszysz na płycie. Potem odtworzyliśmy dźwięki z - jak ją nazywamy z Yoko - "sali truskawkowo-skrzypcowej", czyli z restauracji Palm Court w hotelu Plaza. Lubimy tam od czasu do czasu usiąść i posłuchać starych skrzypiec, wypić filiżankę herbaty i zjeść truskawki. Romantyczne miejsce.
- No więc obraz jest następujący: ktoś w rodzaju ulicznego proroka, facet w stylu tych, co wystają na rogu Hyde Parku, patrzy na obracające się koła, przechodnie rzucają mu monety do kapelusza - podrobiliśmy to w studiu, gdzie nasi przyjaciele chodzili tam i z powrotem, wrzucając monety do kapelusza - a on mówi: "Dziękuję, dziękuję", a potem wsiadasz do powozu i jedziesz przez Nowy Jork, i wchodzisz do hotelu, gdzie grają skrzypce, a potem pojawia się ta kobieta i śpiewa o tym, że jest aniołem.
Jonathan Cott:- W "Yes, I'm Your Angel" Yoko śpiewa, że ona jest w twojej kieszeni, a ty jesteś w jej medalionie, a potem piosenka przechodzi niepostrzeżenie w "Woman", która brzmi trochę jak wiersz trubadura napisany dla średniowiecznej damy.
John Lennon: - "Woman" wzięła się stąd, że pewnego słonecznego popołudnia na Bermudach nagle uderzyła mnie myśl, ile kobiety dla nas robią. Nie chodzi tylko o to, co Yoko dla mnie robi, chociaż myślałem o tym w takich osobistych kategoriach... ale każda prawda jest uniwersalna. Przyszły mi do głowy wszystkie te gierki i sztuczki - mniejsza o historię, o szowinizm i te sprawy, o których mówią feministki, ale chodzi o wszystko to, co uważałem za pewnik, bo w ten sposób zostaliśmy wychowani.
- Kobiety naprawdę są drugą połową nieba - jak szepczę na początku piosenki. Albo jesteśmy "my", albo nie ma niczego. Piosenka jest taka jak w pierwszej wersji, bo nie chciałem przekombinować i upiększać jej na siłę. Przypomina mi utwór Beatlesów - nazywam ją kawałkiem "Beatle John" - chociaż nie starałem się, żeby brzmiała jak utwór The Beatles. Zrobiłem ją tak, jak wiele lat temu zrobiłem "Girl" - to po prostu jakoś tak uderzyło we mnie znienacka jak powódź i tak wyszło. "Woman" jest dorosłą wersją "Girl". (...)
Jonathan Cott: - W "Woman" śpiewasz także o tym, że Yoko pomogła ci wyrazić twoje najgłębsze uczucia, a potem dziękujesz jej: "for showing me the meaning of success" (za pokazanie mi znaczenia sukcesu).
John Lennon: - Nie twierdzę, że odniesienie sukcesu i zostanie sławnym artystą czy gwiazdą nie jest dobre, ani nie twierdzę, że jest wspaniałe. W piosence "Working Class Hero" jest coś, czego nikt nigdy dobrze nie zrozumiał, a mianowicie, że w zamyśle miała być sardoniczna. Nie miała nic wspólnego z socjalizmem, a jej sens był taki: "Jeśli chcesz przejść tę drogę, dotrzesz tak wysoko jak ja i tym właśnie będziesz - jakimś facetem wyjącym na płycie, w porządku? Jeśli chcesz to zrobić, zrób to". Bo ja odniosłem sukces jako artysta i raz byłem szczęśliwy, a raz nieszczęśliwy, i kiedy byłem nieznany w Liverpoolu czy Hamburgu, też byłem szczęśliwy i nieszczęśliwy. Ale Yoko nauczyła mnie, czym jest prawdziwy sukces - sukces dla mojej osobowości, sukces w moim związku z nią i z dzieckiem, w moim związku ze światem... i pokazała mi, jak być szczęśliwym, kiedy się budzę. To nie ma nic wspólnego z tym, co jest rockową machiną, a co nie jest rockową machiną.
- Kim właściwie mam być, jakimś męczennikiem, który nie powinien być bogaty? Czy kiedy byłem Beatlesem, krytykowali mnie za zbijanie kasy?
- Z perspektywy czasu widzę, że na naszej drodze pojawiło się mnóstwo pieniędzy, a ja dużo ich wydałem i, do cholery, jasne, że świetnie się za nie bawiłem, ale przecież nie roztrwoniłem ich wszystkich - pomyśl o psychodelicznym rolls-roysie. Jednak z powodu swojej ignorancji dużo straciłem i dużo rozdałem, kierując się być może źle pojętą dobroczynnością, nie wiem. Więc dlaczego nagle atakują mnie za zbijanie kasy akurat teraz? Dlatego że byliśmy kojarzeni z radykalnymi ideami, z feminizmem i ruchem antywojennym. Czy trzeba być biednym, żeby być przeciwnikiem wojny?
- W Izbie Lordów jest niejeden socjalista, więc o czym oni mówią? No wiesz, jeśli chcą biedaka, mogą naśladować Jezusa. Ale on jest nie tylko biedny, on jest martwy!
- Ostatnio jakiś dupek napisał o mnie artykuł na pierwszej stronie "Esquire". [W numerze z listopada 1980 roku ukazał się zjadliwy tekst dziennikarza Laurence'a Shamesa pod tytułem "John Lennon, Where Are You?" Shames napisał w nim: "Szukałem tego Lennona, który zawsze miał niewyparzony język i wszystkich obrażał, nie musząc się nawet wysilać. Mój Lennon był zawziętym clownem, człowiekiem popełniającym ekstrawaganckie błędy i obdarzonym ogromną wytrzymałością, był dużym bobasem i żałosnym często poszukiwaczem prawdy, którego zbolałe, głupawe, szczere, paranoiczne oblicze było symbolem i sumieniem jego epoki (...) Lennon, którego bym znalazł, jest czterdziestoletnim biznesmanem oglądającym dużo telewizji, mającym 150 milionów dolarów na koncie, syna, za którym świata nie widzi, i żonę, która przechwytuje jego telefony (...) To prawda, John? Faktycznie odpuściłeś?"]. Ten facet przez ostatnie dwadzieścia miesięcy uganiał się za krowami [John Lennon i Yoko Ono mieli hodowlę rasowych krów. Jedna z nich została sprzedana na aukcji za ponad 250 000 dolarów - przyp. tłum.], ogrodnikami i aktami notarialnymi. Ja pracuję nad płytą, a ten dupek gapi się na krowy. Do k**wy nędzy, człowieku, o czym oni mówią? A co powinienem był sobie kupić - niewolników? Dziwki? [śmieje się] Mają w głowach pie***lone szambo i zrobią wszystko, byle tylko sprzedać czasopisma, sprzedać towary, na które ludzi nie stać i których nie potrzebują, a co trzy miesiące i tak trzeba je wymieniać... więc o co mnie właściwie oskarżają? Ten facet jest kimś takim, kto kiedyś był w tobie zakochany, a teraz cię nienawidzi - typ odrzuconego kochanka.
-----
Jonathan Cott, "Yoko i John. Dni, których nigdy nie zapomnę", Wydawnictwo Znak
Czytaj także: