Elvis Presley: Król muzyki, król ludzkich serc
Mariusz Ogiegło
16 sierpnia mija równo 35 lat od śmierci Elvisa Presleya. Ten dzień to świetna okazja do tego by przypomnieć sobie jakim był artystą i... człowiekiem.
Jego twórczość pozostawiła niezatarty ślad w historii muzyki rozrywkowej. Pomimo upływu czasu królowi rock'n'rolla wciąż przybywa nowych fanów kupujących jego płyty (tylko w tym roku w ramach ogólnoświatowej akcji "I Am An Elvis Fan" ćwierć miliona fanów z całego świata oddała swoje głosy na ulubione piosenki króla z Memphis tworząc w ten sposób unikatowy album "I'm An Elvis Fan", który do sprzedaży trafił w ostatnim dniu lipca.
Okładkę tego wyjątkowego wydawnictwa stworzyły fotografie wielbicieli artysty z różnych zakątków naszego globu - w tym także kilku osób z Polski), podziwiających jego koncerty i patrzących ze zrozumieniem na nie zawsze dobre filmy fabularne w których wystąpił.
Król muzyki
W grudniu 1956 roku dziennikarze okrzyknęli Elvisa Presleya tytułem króla rock'n'rolla. Decydującym czynnikiem do jego nadania był tu nowy gatunek muzyczny, który wypromował piosenkarz. Jednak już wtedy wiadomo było doskonale, że rock'n'roll nie jest jedynym muzycznym stylem znanym i bliskim Elvisowi.
Mieszkając w Tupelo, a później w Memphis, Presley regularnie uczęszczał na niedzielne nabożeństwa do kościoła. To podczas nich pierwszy raz zetknął się z muzyką gospel i wykonującymi ją kwartetami.
Sposób w jaki ją śpiewano, a także niesamowity ładunek emocjonalny jaki w sobie niosła zafascynował młodego Elvisa. Kiedy stał się popularny (a jego pozycja na rynku była niezagrożona), zdecydował się na nagranie płytki z kilkoma hymnami ewangelicznymi. EP-ka "Peace In The Valley" z 1957 roku odniosła spory sukces jak na płytę z tym rodzajem muzyki docierając do 39 pozycji na liście przebojów.
Trzy lata później, na krótko po powrocie z wojska Presley nagrał kolejnych 13 utworów w stylu gospel. Tym razem były to jego ulubione białe i czarne hymny i pieśni ewangeliczne. Dwanaście z nich weszło w skład albumu "His Hand In Mine".
W 1966 roku w studiu B w Nashville przy niemal całkowicie wygaszonym oświetleniu (Elvis poprosił o wyłączenie świateł żeby uzyskać lepszy nastrój. Paliły się tylko lampki oświetlające muzykom nuty) Presley nagrał materiał na kolejną płytę z muzyką religijną. Za album "How Great Thou Art" otrzymał swoją pierwszą nagrodę Grammy.
W kwietniu 1972 roku wytwórnia RCA skierowała na rynek ostatni studyjny album zawierający pieśni gospel w wykonaniu Elvisa. Również za płytę "He Touched Me" przyznano mu nagrodę Grammy.
To niezwykle prestiżowe wyróżnienie (bo przecież Grammy Award w środowisku muzycznym uważane jest za odpowiednik Oscara!) przyznano Presleyowi raz jeszcze, w 1974 roku. Tym razem otrzymał ją w kategorii "najlepsze wykonanie utworu sakralnego" za wykonaną podczas koncertu w rodzinnym Memphis wersję "How Great Thou Art". Nagranie to udokumentowała wytwórnia RCA na płycie "Elvis Recorded Live On Stage In Memphis".
Elvis w wersji gospel:
Oprócz rock'n'rolla i gospel innym stylem muzycznym, który odcisnął swój ślad na karierze Elvisa był bez wątpienia blues. Pierwszy raz piosenkarz zetknął się z nim prawdopodobnie już w Tupelo. Wraz z rodzicami mieszkał w pobliżu czarnego getta Shakerag. Dla tamtejszej ludności jedyną rozrywką było siadanie całymi rodzinami na werandach swoich jednorodzinnych domków i śpiewanie do akompaniamentu starej, często rozstrojonej, surowo brzmiącej gitary.
Kilka lat później, na ulicy muzyki Beale Street w Memphis, Elvis zetknął się z bluesem granym przez profesjonalnych muzyków w nocnych klubach. Muzykę duszy chłonął od takich nauczycieli jak chociażby B.B.King.
Właściciele klubów dla czarnej ludności wspominają, że musieli "przemycać" nastoletniego Presleya na zaplecze by stamtąd mógł słuchać koncertów. Gdy sam stał się sławny bardzo często sięgał po nagrania utrzymane właśnie w tym klimacie. I chociaż początkowo budziło to wielkie kontrowersje, bo bluesa uważano za muzykę zarezerwowaną tylko dla czarnych, to z czasem nawet najbardziej zagorzali krytycy zaczęli zmieniać zdanie, a utwory takie jak "Heartbreak Hotel", "Reconsider Baby", "Like A Baby", "Tomorrow Is A Long Time", "Baby What You Want Me To Do", "Merry Christmas Baby" czy "Steamroller Blues" stały się prawdziwymi klasykami Presleya.
Elvis Presley w "Heartbreak Hotel":
Zostać kowbojem
Mieszkając w Ameryce nie sposób nie zetknąć się z muzyką country i się w niej nie zakochać "od pierwszej nuty". Nic więc dziwnego, że i Presley nie przeszedł obok tego gatunku obojętnie.
Pierwszy raz country i folk Elvis usłyszał w radiu, które przynosił jego wujek Vester. Wówczas cała rodzina siadała wokół stołu i słuchała takich gwiazd jak Hank Snow czy Ernest Tubb.
Już od dziecka Elvis (jak i wielu amerykańskich chłopców) marzył o tym by zostać prawdziwym kowbojem. Nie przypuszczał wówczas, że swoje marzenia przyjdzie mu spełnić w "fabryce snów" jaką było Hollywood.
Bohaterowie, których zagrał w takich westernach jak "Love Me Tender", "Flaming Star", "Wild In The Country", "Stay Away Joe" czy mrocznym "Charro!" to jedne z najbardziej autentycznych postaci, jakie wykreował w trakcie całej swojej aktorskiej kariery.
Podczas sesji nagraniowych z upodobaniem sięgał po muzykę country. Wkrótce stworzył prawdziwy katalog tego gatunku. Rozpoczął jeszcze w Sun od utworu "Blue Moon Of Kentucky", a później były już tak klasyczne kompozycje jak "Your Cheatin' Heart", "Just Call Me Lonesome" poprzez wydany w 1971 roku doskonały LP "Elvis Country" (uznany przez krytyków i rzesze fanów za najlepszy album studyjny lat 70.) a kończąc na przejmującym "Blue Eyes Crying In The Rain" nagranym w piwnicach Graceland, w pokoju zwanym Jungle Room, podczas jednej z ostatnich w życiu sesji nagraniowych (prawdopodobnie wykonał ją też akompaniując sobie na fortepianie na kilka godzin przed śmiercią).
Elvis w "Blue Eyes Crying In The Rain":
Niektórzy dziennikarze muzyczni twierdzili, że gdyby Elvisowi kazać zaśpiewać książkę telefoniczną to zrobiłby to w sposób imponujący i z pewnością byłby to hit.
Opinia ta w pełni oddaje niewiarygodny talent Presleya, który był nikim więcej jak tylko genialnym amatorem wlewającym w wykonywaną muzykę swoje uczucia i swoją duszę.
Świat muzyki docenił to. Elvis Presley jako jeden z nielicznych artystów na świecie został przyjęty do trzech galerii sław - muzyki gospel, country i rock'n'rolla!
W 1986 roku przyjęto go do Rock'n'roll Music Hall of Fame, dwanaście lat później, w 1998 roku przyjęto go do Country Music Hall of Fame , natomiast dziesięć lat temu, w 2001 roku Elvis stał się członkiem Gospel Music Hall of Fame.
Filmy jakich wcześniej nie było
W latach 1956-1969 Elvis wystąpił aż w trzydziestu jeden filmach fabularnych. Kręcono je w rekordowo krótkim czasie (Obraz "Kissin Cousins" z 1963 roku, w którym Elvis zagrał podwójną rolę powstał w zaledwie dwa tygodnie! Dla porównania, obecnie na nagranie jednego odcinka telenoweli poświęca się od trzech do pięciu dni). Większość z nich przez krytyków zaliczona została do hollywoodzkich produkcji klasy B. Presleyowi powierzano w nich role pilotów, fotografów, piosenkarzy, kowbojów, kierowców rajdowych, przewodników i lekarzy.
Przyglądając się jednak tym produkcjom z historycznego punktu widzenia bez problemu zobaczymy, że Elvis po raz kolejny był prekursorem...
Żelazna zasada Hollywood głosiła "w naszych filmach nie wystąpią żadne dzieci ani żadne zwierzęta". Twórcy obrazów z królem rock'n'rolla w roli głównej bardzo szybko odstąpili od tej zasady i zaczęli angażować do swoich produkcji młodych (czasami nawet bardzo młodych) aktorów.
Sceny, w których piosenkarz pojawiał się na ekranie w towarzystwie dzieci niejednokrotnie były najlepszymi momentami w całym filmie. Doprowadzały do wzruszenia, bawiły do łez i pokazywały Elvisa jako młodego sympatycznego chłopaka, który jest w stanie sprostać każdym wyzwaniom, nawet jeżeli w grę wchodzi opieka nad płaczącym niemowlakiem...
Warto w tym miejscu wspomnieć choćby takie postaci wykreowane przez młodych aktorów jak Amanda z "Change of Habit", zagrana przez Lorenę Kirk, Raula z obrazu "Fun In Acapulco", w którego postać doskonale wcielił się Larry Domasin. Wszyscy zapewne pamiętają też chłopaka, który za kilka dolarów kopie Elvisa w kostkę w filmie "It Happened At The World's Fair" (w tym filmie piosenkarz podrywał piękną pielęgniarkę, a zraniona noga miała być pretekstem do wizyty w przychodni). W ten sposób na dużym ekranie zadebiutował Kurt Russell. Kilka lat później zagrał Presleya w filmie biograficznym "Elvis:The Movie". Dziś jest jedną z najlepiej opłacanych gwiazd Hollywood.
Oprócz sympatycznych, rezolutnych a czasem rozkosznych dzieciaków w filmach Presleya pojawiały się także zwierzęta. Niejednokrotnie bywało tak, że to właśnie do nich adresowane były niektóre piosenki. Przypomnijmy sobie tylko takie sceny jak "A Dog's Life" z obrazu "Paradise Hawaiian Style", gdzie lecąc śmigłowcem Elvis śpiewa do szczekających i rzucających się po kabinie psów, "Old McDonald" z filmu "Double Trouble", które śpiewa siedząc z Anette Day na ciężarówce wypchanej po brzegi klatkami z kurami czy w końcu sekwencję z produkcji "Stay Away Joe", w której do zmokniętych, wyjących psów śpiewa rzewne "All I Needed Was The Rain".
Elvis i zmoknięte psy:
Innowacją w filmach z udziałem Presleya były również wykonywane przez niego piosenki. Wiele z nich ocierało się o kicz, miało błahy a czasami nawet głupawy tekst. Niestety o wyborze utworów do filmu decydowali głównie jego producenci. Kompozytorzy tworzyli utwory według scenariusza (do konkretnych scen w nim zaznaczonych), który otrzymywali z Hollywood. Rola Elvisa ograniczała się tu do ich zaakceptowania lub odrzucenia.
W odróżnieniu od innych produkcji z tamtego okresu piosenki śpiewane przez Elvisa nie były tylko dodatkiem zupełnie oderwanym od fabuły, ale stanowiły tło do przedstawionej sytuacji, komentowały akcję a czasami nawet zastępowały dialogi (jak chociażby scena z piosenką "The Lady Loves Me" w filmie "Viva Las Vegas").
Koncerty, jakich świat wcześniej nie widział
W jednym z wywiadów Elvis powiedział, że "jeżeli ludzie chcą cię posłuchać mogą włączyć płytę, ale jeżeli przychodzą na koncert to chcą zobaczyć show".
Od swojego pierwszego pojawienia się na scenie Presley dbał o to, by jego koncerty nie były tylko nudnym widowiskiem. Kolorowe, ekstrawaganckie stroje, zmysłowe czasem prowokujące ruchy oraz spontanicznie rzucane żarty i rozmowy z szalejącą publicznością stanowiły wspaniałe uzupełnienie muzycznej części każdego występu.
Każdy show przyciągał setki, a z czasem dziesiątki tysięcy fanów, którzy chcieli choć przez krótką chwilę stanąć jak najbliżej swojego idola. Dziewczęta próbowały za wszelką cenę wedrzeć się na scenę by móc choć go dotknąć lub zabrać na pamiątkę część jego garderoby.
To był prawdziwy przełom w dziejach muzyki. Przed Presleyem takie zachowanie nastolatków było nie znane. Po uznanym przez krytyków i dorosłą część widzów za skandaliczny występie Elvisa w programie "Milton Berle Show", Ed Sullivan nakazał swoim kamerzystom pokazywać piosenkarza tylko od pasa w górę. Była to pierwsza w historii próba ocenzurowania występu piosenkarza rozrywkowego!
Elvis Presley śpiewa "Hound Dog" w "Milton Berle Show":
W 1957 roku trzeba było zrezygnować z organizowania tras koncertowych ponieważ stały się one zbyt niebezpieczne zarówno dla samego Elvisa jak i dla przychodzącej go posłuchać widowni.
Kilka koncertów zostało sfilmowanych nawet przez policję. Taśmy miały posłużyć jako dowód w sprawie przeciwko piosenkarzowi, którego oskarżano o demoralizowanie młodzieży i stwarzanie zagrożenia podczas koncertów.
Po wyjściu z wojska zagrał zaledwie trzy koncerty. Później całkowicie poświęcił się karierze aktorskiej (istnieją materiały potwierdzające planowaną na rok 1963 gigantyczną trasę koncertową po Stanach Zjednoczonych, ale jak doskonale wiemy nigdy do niej nie doszło).
Do występów "na żywo" Elvis zdecydował się powrócić dopiero w 1968 roku podczas zdjęć do programu "Elvis" produkowanego przez telewizję NBC.
Artysta obawiał się przyjęcia przez publiczność dlatego według pierwszych ustaleń sekwencje "stand up show" na scenie przypominającej wyglądem ring bokserski miały zostać sfilmowane bez udziału widowni! Dopiero usilne namowy producenta, Steva Bindera przekonały Presleya do zmiany decyzji.
Na plan wpuszczono niewielką grupę fanów, którą usadzono wokół estrady. Show zakończył się pełnym sukcesem. Wkrótce do scenariusza dopisano kolejną sekwencję, "sit down show". Tym razem Binder zdecydował się oprzeć koncert na próbach, które Elvis przeprowadzał w swojej garderobie z muzykami.
Swobodny jam session z udziałem publiczności został niebawem okrzyknięty mianem pierwszego w historii koncertu typu unplugged.
Wielki powrót w Las Vegas
Po fenomenalnym sukcesie programu NBC TV Special Presley zdecydował się wrócić do koncertów. Na miejsce wielkiego comebacku wybrano Las Vegas, miasto do którego co roku ściągały tysiące osób z całego świata.
31 lipca 1969 roku Elvis stanął na scenie nowego International Hotel, którego sala koncertowa mogła pomieścić kilka tysięcy osób.
Miejsce pracującego z nim przez lata zespołu zajęło teraz kilkunastu najwytrawniejszych muzyków studyjnych takich jak James Burton na gitarze, Ronnie Tutt na bębnach, John Wilkinson na gitarze rytmicznej, Jerry Scheff a później Duke Bardwell na basie czy Glen D.Hardin na pianinie, wspieranych przez kilkudziesięcioosobową orkiestrę Joe Meschoe i dwa a czasami trzy kwartety gospel, męski The Stamps Quartet i The Imperials (później również The Voice) i żeński The Sweet Inspirations.
Występy Elvisa stały się teraz prawdziwym muzycznym widowiskiem, które piosenkarz udoskonalał z roku na rok. Po spektakularnym sukcesie odniesionym w Las Vegas w 1970 roku artysta ruszył w pierwszą od 1957 roku trasę koncertową po całych Stanach Zjednoczonych.
W 1971 roku na estradzie zaczął pojawiać się przy dźwiękach majestatycznego tematu "Also Sprach Zaratchustra" z filmu "Odyseja Kosmiczna 2010". Rozhisteryzowana publiczność oglądała go ubranego w zdobione drogimi kamieniami kostiumy (tzw. jumpsuity, które wzorowane były na tradycyjnych strojach do karate. Ich projektantem był współpracujący z Presleyem Bill Belew). Każdy z nich miał swoją nazwę, a wyszyty wzór miał konkretne przesłanie.
Jednemu z nich Presley nadał nazwę "Amerykański Orzeł". Był to biały strój zdobiony barwami amerykańskiej flagi. Na plecach i z przodu kostiumu rozpościerał swe skrzydła dumny symbol Ameryki - orzeł. Taki sam motyw znalazł się na pasie i pelerynie. Wzór wykonano ze specjalnego rodzaju kamieni szlachetnych, które Elvis kazał sprowadzić aż z Włoch!
Tym strojem chciał powiedzieć całemu światu jak wielkim jest patriotą i jak bardzo kocha swój kraj. Dlatego też to właśnie w nim wystąpił podczas koncertu Aloha From Hawaii, w styczniu 1973 roku. Był to pierwszy w dziejach telewizji satelitarny przekaz. Dzięki niemu koncert Presleya obejrzało jednocześnie ponad miliard osób na całej kuli ziemskiej. Transmisja dotarła także do Australii i kilku krajów europejskich!
Elvis podczas koncertu Aloha From Hawaii:
"Występy na żywo to moja ulubiona część muzycznego biznesu z powodu tej elektryczności generowanej przez tłum na scenę" - mówił.
Dla Elvisa zawsze ważna była jego publiczność. Podczas koncertów starał się spełniać wszystkie życzenia swoich fanów. Rozdawał setki pocałunków, apaszek, ściskał dłonie, przyjmował najróżniejsze prezenty przynoszone pod scenę (a na deski sceny trafiało dosłownie wszystko: klucze od hotelowych pokoi, damska bielizna, pluszowe zabawki, obrazy, listy z gorącymi wyznaniami i wiele innych rzeczy. Większość z nich dziś spoczywa w Graceland).
Starał się by każdy show był inny od poprzedniego dlatego wprowadzał do stałego programu ulubione piosenki publiczności (najczęściej te głośno wykrzykiwane z widowni).
Podczas jednego z sezonów w Las Vegas w 1975 roku poprosił pracowników Hotelu Hilton by wywiesili skrzynkę przed wejściem do showroomu, do której fani będą wrzucać karteczki z tytułami piosenek, które chcą usłyszeć na koncertach. Dzięki temu występy zostały wzbogacone o takie utwory jak "Wooden Heart", "Crying In The Chapel", "Loving You" czy "Young And Beautiful".
Elvis występował na amerykańskich estradach niemal do samego końca swojego życia. Ostatni koncert zagrał w Indianapollis, 26 czerwca 1977 roku. Kolejny zaplanowany był na 17 sierpnia tego roku. W planach była również trasa koncertowa po Europie. Niestety... śmierć idola wszech czasów przeszkodziła w ich realizacji... Pomiędzy rokiem 1969 a 1977 Elvis Presley zagrał 1068 koncertów!
Król ludzkich serc
Elvis Presley wychował się w skrajnej biedzie. Dorastał w najbiedniejszej dzielnicy maleńkiego Tupelo obserwując każdego dnia zmagania jej ludności z przeciwnościami losu, brakiem pieniędzy i wszelkimi możliwymi niewygodami życia.
Pewnego dnia młody Presley zwrócił się do swojej matki słowami, "kiedyś kupię ci wszystko czego tylko zechcesz". Słowa dotrzymał gdy stał się jednym z najlepiej zarabiających muzyków w całym USA.
Bogactwo nigdy jednak nie wymazało z pamięci Elvisa obrazów z przeszłości. Do końca życia głęboko identyfikował się z osobami potrzebującymi i chorymi. Starał się wspierać się tak jak potrafił...
Już we wczesnych latach 50. zaangażował się w "March Of Dimes" - pochód groszy. Była to doroczna zbiórka pieniędzy na dzieci i dorosłych dotkniętych chorobą Hainego Medina.
W 1956 roku tryumfalnie powrócił do Tupelo gdzie dał serię porywających koncertów. Cały dochód z tych występów przeznaczono na budowę parku rekreacyjnego im. Elvisa Presleya dla niepełnosprawnych dzieci. Co roku na święta Bożego Narodzenia wybierał pięćdziesiąt organizacji charytatywnych, którym przekazywał kilka tysięcy dolarów.
W roku 1961 zagrał trzy koncerty dobroczynne. Dwa z nich odbyły się w jego rodzinnym mieście, w Memphis, w Ellis Auditorium gdzie w 1953 roku odbierał świadectwo maturalne.
Trzeci natomiast miał miejsce w Pearl Harbour. Zebrane wówczas pieniądze wspomogły Fundusz Pamięci Poległych na "USS Arizona", okręcie zatopionym podczas nalotu wojsk japońskich na amerykańską bazę lotniczą w 1941 roku.
Cztery lata później, w 1964 roku, Elvis kupił jacht prezydenta Roosevelta, "Pontiac", a następnie podarował go Danny Thomasowi, przedstawicielowi St. Judes Research Hospital.
Dochód z najpopularniejszego występu Presleya w latach 70., Aloha From Hawaii ze stycznia 1973 roku, również został przekazany na cele charytatywne. Podczas transmitowanego na cały świat show przeprowadzono zbiórkę pieniędzy na rzecz Centrum Walki z Rakiem im. Kui Lee, który zmarł na nowotwór. Kui był kompozytorem jednego z największych przebojów Elvisa, "I'll Remember You".
Chciał, by ludzie go kochali
Kiedy w styczniu 1975 roku wielkie tornado nawiedziło i zdewastowało znaczną część stanu Missisipi, Elvis również wtedy nie pozostał obojętny na ludzką tragedię. W telegramie do burmistrza napisał, "zrobię wszystko, aby pomóc stanowi, w którym się urodziłem". Dochody z koncertu z Jackson z 5 maja zostały przekazane dwóm najbardziej poszkodowanym okręgom, Pike i Lincoln.
To tylko nieliczne przykłady bezinteresownych gestów dobroczynnych wykonanych przez Elvisa. Nie sposób jest wymienić dziś wszystkich domów, samochodów, drogiej biżuterii i innych prezentów, którymi obdarowywał swoją rodzinę, przyjaciół ale również przypadkowo spotkane na ulicy osoby.
Elvis chciał by ludzie go kochali. Nigdy nie oczekiwał materialnego rewanżu za wręczane prezenty. Największą radość sprawiał mu uśmiech na twarzach, a czasem łzy wzruszenia w oczach obdarowywanych.
Do ostatnich swoich dni nie wywyższał się nad innych. Każdy mógł liczyć na chwilę rozmowy. Nigdy nie odmawiał spotkań ze swoimi fanami (chociaż czasami był skrajnie zmęczony występami to jednak zdawał sobie sprawę, że przybyli oni do niego z najdalszych zakątków świata). Za kulisami podejmował fanów (zdarzało się, że przybywały do niego chore dzieci, osoby na wózkach inwalidzkich. Elvis traktował je z największym szacunkiem doceniając wysiłek jaki ci ludzie wkładali w to żeby przyjechać na spotkanie z nim), gwiazdy filmu i muzyki.
Mariusz Ogiegło
Zobacz teledysk "Suspicious Minds":