Reklama

Borysewicz: Byłem w szoku

Jan Borysewicz opowiada o perypetiach związanych z nagrywaniem i promowaniem albumu "Miya". Jest to pierwsze solowe wydawnictwo gitarzysty Lady Pank od 15 lat.

Okazuje się, że sporo nadprogramowych nerwów kosztowała muzyka ta płyta. W wyniku awarii w studiu wszystko, co udało się początkowo nagrać Borysewiczowi oraz towarzyszącym mu Jakubowi Jabłońskiemu (perkusja) i Wojciechowi Pilichowskiemu (bas), uległo zniszczeniu! Gitarzysta był tym strasznie przybity, natomiast koledzy... wręcz przeciwnie.

- Zadzwoniłem do nich i powiedziałem: "Panowie, niestety cały materiał jest skasowany", a oni się wręcz ucieszyli, że będą mogli to jeszcze raz nagrać! To są muzyczni zboczeńcy - śmieje się Jan Borysewicz w rozmowie z INTERIA.PL.

Reklama

To nie koniec przygód. Gdy muzyk po raz pierwszy usłyszał w radiu swój singel "Miłości żar" (zobacz klip!), był zdruzgotany numerem, jaki mu wycięto. Wycięto w sensie ścisłym, gdyż w singlowej wersji nie znalazło się efektowne, gitarowe solo. Zrobiono to bez kosultacji z muzykiem.

- Byłem w szoku. W firmie mówiono mi, że dla radia to był za długi czas. Cały utwór został zrobiony pod tę solówkę, ona jest osią, to był najpiękniejszy fragment, wycięto kręgosłup. Ja już machnąłem na to ręką, gdybym był młodszy, to bym się denerwował - opowiada nam Borysewicz.

"Nudy, nudy, super solówka, nudy, nudy, super solówka - tak w skrócie wygląda konstrukcja nowej płyty gitarzysty Lady Pank" - czytaj naszą recenzję albumu "Miya"!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: szok | Lady Pank | muzyka | Jan Borysewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama