Żurkowski "Kurz": Organek-bis? Niekoniecznie! [RECENZJA]
Na drugiej płycie potencjał Żurkowskiego nie wybrzmiewa jeszcze w pełni, ale obrany kurs wygląda niezmiernie obiecująco.
Mało uważnym słuchaczom Żurkowski może wydawać się Organkiem-bis. Abstrahując już od używania nazwiska lidera jako nazwy projektu, oba zespoły mają ewidentne ciągoty do przesterowanych gitar. I tak jak twórca "Wiosny" - obecny zresztą w jednym z utworów płyty - podążył w ostatnich swoich dziełach w stronę elektroniki, tak czyni to również bohater naszej dzisiejszej recenzji. Sam efekt jednak zaczyna ich różnić.
Zresztą wydaje się, że o ile przy "Włóczędze" - debiucie Żurkowskiego sprzed dwóch lat - można było czynić zarzuty o kiepskie ukrywanie inspiracji, tak "Kurz" stoi już dużo bardziej na własnych nogach. Bo i to pozycja chętniej eksperymentująca z materią.
Muzycznie bywa bowiem naprawdę zaskakująco. Singlowy "Western" ze wspomnianym Tomaszem Organkiem, stawia na motyw główny, który mógłby motywować do walki w 8-bitowych grach jRPG osadzonych w świecie high fantasy. Ale działa doprawdy wyśmienicie, wkręcając się natychmiastowo po pierwszym przesłuchaniu. Ciekawie wypadają "Cienie", w którym wystąpił Swiernalis - bogata aranżacja, stawiająca na nagłe zmiany klimatów, za którymi podążają zmiany progresji akordów, kieruje grupę Łukasza Żurkowskiego w stronę new progu.
Jest tego więcej, gdyż muzycy oddają wam do dyspozycji "ZDJ" postawione gdzieś pomiędzy "Kid A" Radiohead a wczesnym Muse. Bogactwo "Stoję sam" magnetyzuje - bo kto by spodziewał się, że post-punkowa piosenka z ukłonami bluesowymi, zacnie w połowie przeobrażać się w rzecz mocno inspirowaną niemiecką sceną lat siedemdziesiątych? Albo że "Outro" sugeruje, iż pójście w klimaty post-rockowe byłoby wskazane? Nie można zapomnieć o ogromnie emocjonalnym "Ostatni raz", przy którym słychać ewidentnie podobny sposób myślenia o kompozycji jak nieco zapomniane już (niesłusznie) niemieckie The Notwist czy brytyjskie Hood. Koniecznie wsłuchacie, ile wspaniałych rzeczy dzieje się w tle.
Samemu Łukaszowi jako wokaliście brakuje jeszcze czegoś charakterystycznego - czegoś, co sprawi, że będzie rozpoznawalny od pierwszych sekund. Ale o ile na "Włóczędze" oscylował pod tym kątem blisko pidżamowo-happysadowych klimatów, tak na "Kurzu" pozbył się tej, przyznajmy, nieco amatorskiej maniery. Na ogół śpiewa bardziej gardłowo, pełniej, pozwala sobie też częściej na podejmowanie ryzyka - tu zedrze krtań, gdzie indziej pójdzie w falset.
Z tekstami mam nieco większy problem. Pomysły czy motywy w tekstach są intrygujące - powstaje z nich postać głównego bohatera: introwertycznego, niepewnego przyszłości, szukającego punktu zaczepienia, a przez to przeżywającego kryzys egzystencji. Jednak realizacja tekstów, oparta na najprostszych rymach, jakie przychodzą do głowy, wypada już średnio. Pióro rządzi autorem - nie odwrotne. Stąd też w tekstach pojawiają się momenty wtrącone ewidentnie na siłę, nadające warstwie lirycznej toporności.
Bo czy nie zgrzytają wam wersy pokroju "Trochę jak western na ślepe naboje/Bo wciąż się boję, ja wciąż się boje"? Albo czy to dokładne zrymowanie w "Dzisiaj zdobi moje ciało kilka głupich tatuaży/Mam 31 lat i wciąż stronię od ołtarzy" nie infantylizuje do reszty tej linijki, które przecież nie jest żadnym pustosłowiem?
Dobrym pomysłem byłoby zrezygnowanie z samoograniczania się formą. Na przestrzeni płyty dzieje się to kilkukrotnie, a kiedy słyszę "Los albo pech chciał, abyśmy na siebie trafili, bo w przeznaczenie przecież nie wierzysz", to wiem, że to odpowiednia droga.
Jeżeli w tym momencie pomyślicie, że uważam "Kurz" za płytę średnią, to się mylicie. To pozycja, do której niewątpliwie chętnie się wraca, ale warto zaznaczyć, że docenienie jej może nadejść dopiero z czasem. Dopracowanie warstwy tekstowej i dalsza praca nad wokalem to rzeczy, którymi Żurkowski powinien się w tej chwili zająć, bo jest tu ogromny potencjał na coś więcej niż tylko nagrywanie przyjemnych płyt łączących alternatywny rock z elektroniką.
Żurkowski "Kurz", Mystic Production
7/10