ZetHa "Bohaterowie podwórek": Człowiek z dwóch światów [RECENZJA]

Części słuchaczy marzy się, żeby oddzielić rap od trapu, wyznaczyć granice, oddzielać te byty w mediach, na imprezach, na galach. I właśnie za sprawą takich raperów jak ZetHa takie myślenie jest fikcją.

Okładka albumu ZetHa "Bohaterowie podwórek"
Okładka albumu ZetHa "Bohaterowie podwórek"materiały prasowe

Czasem to, co dało ci największą popularność, może się też okazać przekleństwem. Wiele osób nie sprawdzi nawet płyty ZetHa, patrząc na niego przez pryzmat Chillwagonu, współpracy z Qrym i średnio akurat udanej edycji Młodych Wilków. I źle zrobi, bo kielczanin to przykład rapera wyuczonego przez nową szkołę, ale budowanego według starych reguł - na umiejętnościach i autentyczności. Opatrzony nieprzypadkową nazwą "Bohaterowie podwórek" album dobrze to pokazuje.

"Nie wchodź w drogę mi na trasie, której celem jest szelest / Zawsze nie było stać na nic, od zawszе stać nas na wiele / Jak patrzę na nowych raperów, to niе jestem raperem / Ale c***j w to, kręcę jointa, na c**j kręcić aferę" - rymuje ZetHa w numerze tytułowym. Po zaledwie czterech wersach widać obce wielu młodym myślenie linijkami, chęć obracania słów, kumulowania współbrzmiących głosek. To warsztat, dalej zaś nadchodzi przekaz.

Raper uczula na to, że są "rzeczy ciekawsze" od szybkich pieniędzy z nielegalnego handlu. Zwykle jest odwrotnie, zaś taka treść może zostać odebrana jako trucie rodzica bądź nauczyciela. Tylko że rady z życia wziętej ktoś może posłucha. Zwłaszcza, że słychać, iż w tym wypadku kontakt z ulicą nie był trzymany przez Google Street View.

Oczywiście ZetHa to nie Bonus i nie Eldoka. Trochę zbawiennego dystansu do "nowych raperów" nie przeszkadza mu grać na ich regułach. I wygrywać. "Agrest" to ciężki syntetyczny podkład, który gospodarz bierze z lekkością, z dobrze wymyśloną, pomysłową linią melodyczną. Nie mija minuta, a flow jest już inny, głos wspina się wyżej. Słowo za to nigdy nie przeszkadza.

W "Zmywaku" skandowany, zaczepny styl na zwrotkach zgryza się z kotłującą drillową perkusją i basem, po czym miękko siada śpiewany refren. Pasuje też sam temat, przekonująca wersja rapowego archetypu "od zera do bohatera" tu zamknięta w wersie "Zamawiam jedzenie, tu gdzie kiedyś myłem gary". Na usta ciśnie się pytanie, dlaczego te kawałki mają poniżej dwóch minut? Przydałoby się jeszcze po zwrotce.

O tym, że Zeciak radzi sobie z czterominutowym utworem, przekonuje traktujący o dwoistości natury "Pijaczyna i ćpunek". Temat to przecież kolejna z rapowych klisz, ale suma dobrego ucha do bitu (działa boksujący bas i ten świdrujący kilkudźwiękowy, powtarzany motyw Cultena), potrzeby ciągłego umuzyczniania gadki i kombinowania z nią oraz prostolinijnej szczerości sprawdza się.

Jest tu zresztą na płycie dość osobowości i charyzmy, żeby spiąć w ramach jednego krążka rzeczy różne, na przykład klubowy, sprężysty remix "Jakbym" (dobrze rozpędzona nawijka na zwrotkach i trafiony co do dźwięku hook wagi piórkowej) i ciężki, rozstrzelany hi-hatami, zalany niskimi tonami "Nie bierz (ze mnie na przykładu)". Choć w tym drugim gospodarz jest aż nazbyt gościnny. Po mocnym wejściu "Miałem ziomów, co huśtali się przez te proszeczki / Odpalali granat, wpierw odgryzając zawleczki" impet słabnie, aż numer kradnie ostrzejszy ReTo.

Jeżeli czegoś na "Bohaterach podwórek" brakuje, to przede wszystkim opanowania, mniej gorącej wody w kąpieli. W "Bólu" autotune jest przesadzony, natarcie na słuchacza zbyt intensywne, podkład z kolei zbyt nijaki i generyczny. "Ups, ups" martwi chillwagonowym chaosem skojarzeń, domykaniem wersów sucharami.

To nie imponuje, lepiej odesłać do zaglądającej pod podszewkę sukcesu, demitologizującej "Kołysanki" - tam jest bilans między tekstem i melodią, rapem, trapem i popem, jest też niezbędny klimat. Właśnie w tym bilansie tkwi klucz do tego, żeby ZetHa był bohaterem podwórka nie tylko swojego i dłużej niż przez dwa sezony.

ZetHa "Bohaterowie podwórek", Chillwagon.co

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas