Wojtas "23": Dla tych, którzy kochają ten rap (recenzja)
Daniel Wardziński
Ilu polskich raperów może powiedzieć o sobie, że robi hip hop dwadzieścia trzy lata? Wojtas ze Wzgórza Ya-Pa 3 to kielecki pionier polskiego rapu, który mimo upływu lat wciąż wierny jest swojej wizji hip hopu i dzieli się nią z tymi, którzy myślą podobnie.
"23" to dopiero drugi solowy album rapera. Pierwszym była "Moja gra" z 2005 roku, która spotkała się z komercyjnym niepowodzeniem, mimo że wyprodukowano ją na najwyższym poziomie, a recenzje pełne były zasłużonych komplementów. Po kilku latach Wojtas powrócił wraz ze swoim nowym zespołem - Hurragun, a na 2013 rok przygotował drugi solowy krążek, który zawędrował nawet do pierwszej dwudziestki listy przebojów.
Choć autor od początku cieszy się na polskiej scenie zasłużonym szacunkiem, w ostatnich latach małoletnie pokolenie fanów rapu próbowało odmawiać mu umiejętności. Oczywiście, technika składania słów jest dziś dużo bardziej zaawansowana niż w czasach "Centrum" WYP3, słuchacze przyzwyczajają się do wieloznacznych wersów, skomplikowanych metafor czy tzw. hashtagów. Wojtas jest zawodnikiem starej szkoły i niespecjalnie ma ochotę naginać się do wymagań współczesności. Przeciwnie. Zrobił album, który na pewno będzie świetną rozrywką dla tych, którzy słuchają go od zawsze, a którym we współczesnym rapie brakowało atmosfery starych kieleckich klasyków.
Członek WYP3 jest fanem boom-bapowego rapu, winylowych płyt, oldschoolowych superstarów, graffiti i breakdance'u. To dziś niepopularne, ale u niego typowe i niezmienne. Szacunek do kultury czuć w każdym momencie tej płyty. Prawie w każdym numerze mamy DJ-a, a wśród nich Feel-X, Eprom, Ace, Cent czy Plash, wszyscy w wysokiej dyspozycji.
Świetnie spisali się też producenci, z których każdy zrozumiał jaka muzyka interesuje Wojtasa i jaka sprawia, że brzmi on najlepiej. Usłyszymy tutaj zarówno Liroya w roli beatmakera (w której przecież swego czasu sprawdzał się świetnie), O.S.T.R. z fantastycznym bitem opartym na funkowej pulsacji basu czy DJ-a Eproma, który w Polsce, w tej konwencji jest w tej chwili bezkonkurencyjny. Świetne wrażenie robi Fspólny odpowiedzialny za trzy podkłady i Mżawski, który już na płycie Hurragunu pokazał, że wie jak to się robi.
Na albumie nie ma raczej niespotykanie odkrywczych tematów, a wersy zapamiętuje się nie przez stopień komplikacji i element zaskoczenia, ale przez prostotę i trafność. Kiedy w "Co się opłaca" Wojtas opowiada o emigracji zarobkowej, widać, że doskonale wie o czym mówi, a z takim dorobkiem w rap-grze w sumie nie powinien. Sporo uwagi poświęca polityce, a w szczególności polityce narkotykowej i marihuanie. Znajdziemy też numery, których głównym zadaniem jest bujać, porywać rytmem, wkręcać w dudnienie pełne mocy, brudu i atmosfery, która w wieloletnich fanach hip hopu wzbudzi więcej niż sentyment.
Zaskakują gościnne występy. Wersy Liroya "I boom... hip hop mi roz***ał nagle głowę na pół/ Za oknami czołgi cały ten wojenny szum/ a tu rap był u mnie w nocy na głośnikach/ Nikt tu nie wnikał co to k***a za muzyka jest" nie wyglądają może najlepiej na piśmie, ale za to brzmią znakomicie. Tylko ci, którzy znają dobrze historię polskiego rapu będą potrafili docenić obecność DJ-a Hansa na mikrofonie, ale już Franek ze Stereofonii wyłania się tutaj z niebytu z klasą, która robi apetyt na więcej. Sposób, w jaki buja genialny bit DJ-a Eproma, świetnie wyczuł też Grubson. To również dzięki gościnnym udziałom album w swoim spójnym charakterze jest różnorodny i nie nuży.
Wojtas nadal to ma. Jego styl nie jest pełen fajerwerków, ale wciąż jest pełen emocji i szczerej pasji do robienia muzyki nawet po 23 latach. Takie płyty są bardzo potrzebne. Nie jako ciekawostka z przeszłości czy lekcja historii dla młodych słuchaczy. Jako powrót do korzeni i przypomnienie o co chodziło w tym na początku i czy na pewno chodzi o to samo po tylu latach. O zabawę, luz, satysfakcję z tworzenia, o hiphopową jedność. "23" spokojnie można by pokazywać np. fanom Funkdoobiest i House Of Pain na całym świecie, bo każdy bit robi znakomite wrażenie. Prawie dwie i pół dekady i tylko dwie solówki, ale za to zupełnie wyjątkowe i bardzo ważne. Oby "23" nie podzieliła losu "Mojej gry", bo choć nie jest materiałem idealnym, to w pewien sposób unikatowym.
Wojtas "23", Step Records
7/10