Vader: Ekstremalnie, ale bez ryzyka

Vader "Necropolis", Warner

Okładka płyty "Necropolis" grupy Vader
Okładka płyty "Necropolis" grupy Vader 

"Necropolis", dziewiąty album olsztyńskiego Vadera, najważniejszej grupy w historii polskiej muzyki metalowej, miał być powrotem do początków, wtłoczeniem świeżej krwi w dojrzały organizm, miał być miazgą. Niestety, rzeczywistość okazała się brutalniejsza.

Wychowany na kulcie Vadera daleki jestem od wpisywania się w chór krytykantów - głównie z krajowego podwórka - których jedynym zajęciem wydaje się być atakowanie formacji Petera, bo to w dobrym tonie (sic!), bo kiedyś inaczej grali, bo Behemoth lepszy. Absurdalne komentarze nastoletnich frustratów z dostępem do internetu zostawmy na boku. Jako posiadacz wszystkich płyt Vadera i wierny fan śledzący ich karierę od dobrych kilkunastu lat, mam jednak prawo do wątpliwości.

Po pierwsze, dlaczego mając tym razem u swojego boku młodych i utalentowanych muzyków, lider Vadera przygotował płytę tak zachowawczą? Jasne, Vader to nie System Of A Down, niemniej zatrzymanie się pomiędzy "De Profundis" a "Black To The Blind", to nieco za mało, by choćby podnieść mi ciśnienie. Zamiast nowej jakości wyszedł muzyczny recykling.

Owszem, na "Necropolis" nie brakuje rasowego brzmienia w oldskulowym wydaniu, Vader to przecież pierwsza liga ekstremalnego grania. Na próżno szukać tu jednak czegoś, co wzbudzałoby takie emocje jak, dajmy na to, "Silent Empire", "Sothis" czy "Carnal", nawiązując do utworów z wyżej wspomnianych płyty z połowy lat 90.

Nie, "Necropolis" nie jest marny. Raczej schematyczny, z przebłyskami nadziei na lepsze dni w postaci agresywnego "Blast" (namiastka "Carnal"), interesującego aranżacyjnie "Dark Heart", kroczącego z dużą mocą "Impure" czy wreszcie, zdecydowanie najlepszego numeru "Never Say My Name" - świetny riff, po prostu inny. I gdy już żre tak dobrze, kompletnie z czapy wyskakują dwa interludia o wątpliwej jakości, a całość wieńczy "When The Sun Drowns In Dark", którego klasycznie heavymetalowa natura pasowałaby raczej do projektu Panzer X.

Odnoszę wrażenie, że album ten zrobiono z marszu. Stąd też i pewnie owa mechanika bez większej głębi. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to rzemiosło najwyższej próby. Niestety, tylko rzemiosło.

6/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas