U2 "Songs of Surrender": Bono jeden wie [RECENZJA]

"Songs of Surrender" to prezent od U2 dla U2? /Kurt Iswarienko /materiały prasowe

Nowy krążek U2 to dość spokojny spacer przez ponad 40 lat twórczości irlandzkiego zespołu. Kierowany raczej do najwierniejszych fanów nie przysporzy im zbyt wielu nowych. Choć Bono i spółce chyba nie o to tu chodziło. A tak właściwie, to o co?

"Songs of Surrender" wyszło w Dzień Świętego Patryka, a U2 chciało dać Irlandczykom podwójny powód do świętowania. Od przesłuchania zadaję sobie pytanie, czy ten krążek to bardziej prezent dla fanów, czy to prezent od U2 dla U2? Charakterystyczna gitara The Edge i nałożony na nią delay to najsłynniejszy i najbardziej przyciągający element piosenek zespołu. Na nowej płycie jesteśmy go całkowicie pozbawieni - wybrzmiewa za to napakowany bagażem życiowych doświadczeń głos Bono, który w otwierającym album "One" brzmi niczym Johnny Cash w wersji z 2002 roku. I przypomina mi to od razu, że czas jest nieubłagany. 

Reklama

Album składa się z 40 piosenek i jest podzielony na 4 segmenty. Od początku miał być on uzupełnieniem do autobiografii Bono, która wyszła końcem zeszłego roku. The Edge, który wyprodukował płytę chciał stworzyć jak najbardziej intymne środowisko, po to, by można było usłyszeć "jakby Bono mówił do twojego ucha". Tylko czy potrzebujemy takiego U2? 

Mam problem z "Songs of Surrender" ze względu na to, że nie ulegam nostalgicznej tęsknocie, którą odczuwa pewnie część fanów pamiętających lata największych triumfów zespołu. Uwielbiam ich koncerty z trasy "ZOO TV Tour", które miałem okazję widzieć w sieci i traktuję jako jedne z najlepszych tego typu widowisk. Tylko minęło 30 lat, a nowe U2 to przede wszystkim przewidywalność i nuda.

Recenzja U2 "Songs of Surrender". Czasem od przybytku boli głowa

U2 upakowało na jednej płycie 40 klasycznych kompozycji, ale co za dużo, to niezdrowo. Słuchając poszczególnych piosenek jestem w stanie wybrać perełki, które naprawdę świetnie brzmią ("Every Breaking Wave"; "Miracle (of Joey Ramone)"; "Desire"; "Electrical Storm"), ale też poirytować się brakiem różnorodności. 

Z drugiej strony słuchając tych mniej znanych kompozycji zdaję sobie na nowo sprawę, jak świetne utwory w swoim katalogu ma zespół. I myślę o ponad 60-letnim Bono, który za sprawą starzejącej się barwy głosu przemienił moje wyobrażenie o niektórych kompozycjach. Mimo to nie mogę się do końca przekonać do tego rodzaju konceptu, który w pewnych momentach łapie za serce ("Peace on Earth"; "If God Will Send His Angels"; "Sunday Bloody Sunday"), a w innych bezwiednie przepływa z jednego ucha do drugiego, opuszczając moją świadomość na zawsze.  

Pomimo że do nagrywania płyty zaproszono muzyczną śmietankę (zagrali m.in. Abe Laboriel Jr., Trombone Shorty, Hauser (z 2CELLOS), a zaśpiewał nawet Brian Eno) oraz sekcje smyczków, dętą czy też chór, to zmarnowano drzemiący potencjał. A tę nową, melorecytowaną wręcz wersję "I Still Haven’t Found What I'm Looking For" będę pamiętał U2 już zawsze. Czy to było aż tak potrzebne? 

Wydaje mi się, że w odbiorze "Songs of Surrender" pomogłoby skrócenie krążka do maksymalnie 15-20 kompozycji. Dostaliśmy ponad 2 godziny i 45 minut muzyki, która przez większość czasu nie wyróżnia się niczym szczególnym. W pewnym momencie z miłego, refleksyjnego spaceru zamienia się w długą, niekończącą się drogę. Jesienią. W dodatku w deszczu i bez parasola. Trzeba iść, żeby dobrnąć do domu, a na koniec cieszysz się, bo w sumie był to spacer. Ale cieszysz się też dlatego, że to już za tobą.  

U2 "Songs of Surrender", Universal Music Polska

5/10 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: U2
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy