U Stereophonics bez zmian
Dominika Węcławek
Stereophonics "Keep Calm And Carry On", Universal
To samo, co zwykle - tak o nowy, siódmy już album brytyjskiej formacji Stereophonics mogliby prosić fani, przychodząc do sklepu muzycznego. Tylko czas się zastanowić, czy to źle, czy dobrze?
Są zespoły, w których działanie wpisana jest dźwiękowa rewolucja, każdy kolejny krążek to krok w inną stronę. To one najczęściej doprowadzają fanów do apopleksji, gdy po raz kolejny zmieniają nurt muzyczny i zestaw instrumentów. Ale są też grupy, które znalazłszy dla siebie właściwą stylistykę, trwają przy niej, choćby świat zmienił się nie do poznania. I do tych drugich zaliczyć można Stereophonics. Niebawem obchodzić będą dwudziestolecie wspólnego grania, ale przez cały ten czas artyści jedynie dopracowywali to, w czym od początku byli najlepsi. Konkretnie - klasycznego brytyjskiego rock`n`rolla.
Pierwsze dźwięki otwierającego krążek utworu "She's Alright" sprawią, że miłośnicy Stereophonics poczują się jakby po długich wakacjach wracali do domu. Bo mimo złamanego rytmu, gitarowy drive i chropawy wokal Kelly`ego aż krzyczą: "Witajcie!". Artyści stworzyli sobie azyl, w którym zjawiska takie jak Lady GaGa nigdy się nie wydarzyły. Tu rządzą zjednoczone dzieci Rolling Stonesów, kuzyni starego Oasis i... z każdą następną piosenką mają się lepiej.
Proste, efektowne melodie plus zgrabnie napisane teksty to atuty tego materiału. Perkusista Javier Weyler, gitarzysta Adam Zidani i grający na basie Richard Jones stawiają na energię, dobrze więc wypadają takie numery jak zagrane z ikrą "Trouble", czy drapieżne "I Got Your Number". Kelly Jones zaś utwierdza zdeklarowanych fanów w przekonaniu, że jest niezrównany w snuciu historyjek o zwykłych ludziach, takich jak dziewczyna z Forda Mondeo, z którą można pójść na plażę, do baru na drinka, pogadać o głupotach, ale i posprzeczać się (wspomniane "She's Alright").
I nawet jak lider grupy śpiewa o banałach, to robi to na tyle zgrabnie, że nie może mu mieć tego za złe. Wręcz przeciwnie. Podobnie wybaczone zostają odchyły, takie jak "Beerbottle", czyli kompozycja nijak nie przystająca muzycznie do reszty krążka. Tylko, skoro jest tak fajnie, to czemu jest źle? Bo jednak każda forma trwania w miejscu jest regresem? Stereophonics może i zadowolą swoich konserwatywnych fanów, ale zbytnim asekuranctwem zrażą bardziej otwartych słuchaczy. Bo skoro znów dostajemy to samo, po co kupować nową płytę?
5/10