Totalna stabilizacja
Piotr Kowalczyk
Kult "Prosto" S.P. Records 2013
"Idę prosto, nie biorę jeńców żadnych, idę prosto, dopóki nie padnę" - deklaruje Kazik Staszewski w tytułowym utworze z 16. płyty Kultu. Od dłuższego czasu wielkość Kazika Staszewskiego sprowadzała się do bezkompromisowego trwania - na przekór modom, kłótniom z fanami, problemom osobistym i temu, że dobre piosenki nie przychodzą z taką łatwością (choć "Plamy na słońcu" z wydanej pod koniec 2011 roku płyty "Bar La Curva" KNŻ to akurat jego najlepszy numer od dawna). Dla Kazika granie rock'n'rolla to czynność życiowa, rozłożona na lata droga, a nie pogoń za popularnością czy uznaniem krytyki.
Ostatni świetny album Kultu to wydany w 1998 roku "Ostateczny krach systemu korporacji". Z kolejnych płyt do koncertowych setlist trafiały maksymalnie dwa utwory. Ja szczerze mówiąc nie pamiętam z tych wydawnictw właściwie nic. Również najnowszy album na obecnej trasie nie jest promowany zbyt intensywnie. Na kolejnych koncertach zazwyczaj odgrywanych jest po kilka piosenek z "Prosto". Zespół skupia się na starych szlagierach. Mam nawet wrażenie, że zespół nagrywa co jakiś czas nowe płyty tylko po to, żeby zorganizować kolejną wyprzedaną jesienną trasę klubową, potem serię występów na juwenaliach w maju i przy okazji nieco odświeżyć repertuar live.
Materiały promocyjne płyty "Prosto" zapewniały, że to najważniejsza płyta Kultu od lat, co mogło być obietnicą chociaż kilku znakomitych piosenek i lekkiego odświeżenia konwencji. Zdawałem sobie sprawę z tego, że od zespołu wchodzącego w czwartą dekadę działalności raczej trudno oczekiwać rewolucji. Tymczasem Kazik i ekipa dali sobie spokój z jakimikolwiek muzycznymi eksperymentami. "Prosto" faktycznie jest płytą nieskomplikowaną i... bardzo przewidywalną. Album brzmi miejscami, jakby zespół celował w powtórkę z "Ostatecznego krachu systemu korporacji", albumu będącego wyraźną cezurą w historii grupy i chyba szczytowym momentem jej popularności. "Dobrze być dziadkiem" to nawet sequel "Gdy nie ma dzieci w domu", jednego z największych przebojów z tamtej płyty. Folkowe partii sekcji dętej (już bez waltorni Krzysztofa Banasika) i teksty naładowane aktualiami (polski futbol, polityka, korupcja) wydają się jednak stworzone "na autopilocie". O wszystkich tych sprawach Staszewski śpiewa już od dawna, cały czas w podobny sposób.
Nie jest to dobry znak, gdy zespół brzmi jak własny, mniej zdolny tribute band. Jednak na "Prosto" Kult ociera się chwilami o autoparodię. "Dzisiaj jest mojej córki wesele", piosenka imitująca klimat polskich biesiad, to w zasadzie disco polo w nieco bardziej rockowym wydaniu. Dla mnie rzecz absolutnie niesłuchalna (ładna puenta tekstu naprawdę zasługiwałaby na bardziej ambitne tło muzyczne).
Choć tak przykrych momentów więcej tutaj nie ma, to trudno też zawiesić na czymś ucho na dłużej. Kazik w warstwie tekstowej odszedł od luźnych potoków skojarzeń, teksty są prostsze, bardziej oszczędne, mniej zagadkowe i przez to... odkrywają pustkę kompozycji i aranżacji. Te wydają się potwornie schematyczne. Również melodie nie należą do najbardziej zaraźliwych, a to chyba w gitarowym graniu podstawa.
Oczywiście Kazikowa charyzma powoduje, że mimo tych wad album wciąż nie jest wcale totalną klęską. Facet jak zawsze ma dystans do siebie, słuch językowy, talent do zabawnych puent i nawet gdy serwuje częstochowskie rymy, które nie przeszłyby u innego wokalisty, jest w tym uroczy i autentyczny. Jego głos - w przeciwieństwie do innych rockowych gwiazd z jarocińskiej generacji - przyjemnie się też zestarzał. Ale to wciąż trochę za mało na "najważniejszą płytę Kultu od lat". Czy Kazik jest w stanie ze swoim flagowym projektem nagrać jeszcze taki album? Nie mam pojęcia. Po 30 latach działalności to chyba nie takie proste. Wiem natomiast, co Kazik powiedziałby na wszystkie moje powyższe zażalenia. Cytując za utworem tytułowym: "Sp....lać tępi mądrale!".
4/10