Reklama

The Lumineers "Brightside": Folk z Insta Stories [RECENZJA]

Wszystko da się zmienić w pop, w drugą stronę niekoniecznie to działa, jednak The Lumineers ciągle próbują. Nieustannie swój folk spod amerykańskiej stodoły polewają lukrem tak bardzo, żeby przeciętny Wayne, Smith czy inny Kowalski lub Müller mieli szansę usłyszeć ich muzykę w każdym zakątku globu. A jeśli zasną przy tym z zasłodzenia? To już zupełnie inna sprawa.

Wszystko da się zmienić w pop, w drugą stronę niekoniecznie to działa, jednak The Lumineers ciągle próbują. Nieustannie swój folk spod amerykańskiej stodoły polewają lukrem tak bardzo, żeby przeciętny Wayne, Smith czy inny Kowalski lub Müller mieli szansę usłyszeć ich muzykę w każdym zakątku globu. A jeśli zasną przy tym z zasłodzenia? To już zupełnie inna sprawa.
Okładka płyty "Brightside" The Lumineers /

The Lumineers trzeba oddać jedno - kilka lat temu jedną piosenką (oczywiście, że pamiętacie "Ho Hey") zawładnęli wszystkie stacje radiowe i hale koncertowe na świecie, prezentując przy tym Ameryczkę nie Amerykę. Pokazali kraj w muzycznym obrazie, który przeciętny obywatel zna z pięknie wystylizowanych zdjęć z mediów społecznościowych, odpowiednio podrasowanych aplikacją do obróbki grafiki, a nie z opowieści rednecków pamiętających czasy, kiedy to głównym środkiem transportu były zdezelowane Chevrolety.

Teraz duet teraz wraca z czwartym albumem. Bez wielkich zapowiedzi, zwiększania apetytów i podsycania atmosfery na Facebookach i tym podobnych. "Brightside" miał emanować radością, którą miała bronić tylko muzyka. Ostatecznie udało się to tylko połowicznie. Owszem, piosenki są przyjemne, wybitnie radio friendly, dla młodych i starych, ale brak w nich jakiejkolwiek siły, która byłaby w stanie zadowolić gusta tych bardziej wymagających. Co gorsza, muzycy nie postarali się zbytnio, żeby kogokolwiek zatrzymać na dłużej i zachęcić do regularnego wracania do albumu. Często ckliwe i do bólu proste melodie oraz teksty opierające się na klasycznym współcześnie schemacie zahaczającym o uczucia, nostalgię czy pandemiczne zmiany nie powodują, że dzieło dwójki z Denver zapisuje się czymkolwiek w historii. Nawet ich własnej.

Reklama

Zacznijmy jednak od tych pozytywnych rzeczy, bo jest tu kilka kompozycji, które mogą się podobać, chociażby samo tytułowe otwarcie, trochę agresywniejsze (sic!) od napędzanej melancholią i kilkoma brzdękami gitary akustycznej reszty. Albo "Big Shot", uderzająca swoją surowością i jednostajnością piosenka, która rozkręca się mozolnie, a kolejne partie instrumentów dodawane w późniejszej części utworu są atrakcyjnym smaczkiem i urozmaiceniem całości. Ciekawie wypada również najkrótszy i najbardziej zaskakujący w zestawie, pulsujący "Remington", który rzeczywiście mógłby zrobić dobrze alternatywnym kapelom. Chwalić też trzeba miłe akcenty, np. nieoczekiwanie pojawiające się oklaski w radosnym i podniosłym "Birthday".

I to było na tyle z dobrych rzeczy. "Never Really Mine" aż za bardzo wpada w dadrockowe klimaty i wyciska łzy wrażliwym swoim: "Powiedz to raz, żeby usłyszeli cię sąsiedzi / Jestem tym, który nigdy nie chciał grać, aby przegrać". Niezbyt odkrywcze, prawda? Przy "Where We Are" także robi się zwyczajne nijako, zwłaszcza przez delikatnie wygrywające pianino, a późniejsze warstwy instrumentów już nie stawiają kompozycji do pionu. Dość oszczędna forma "Rollecoastera", zarówno otwierana jak i zamykana tą samą partią pianina, oraz zderzenie miękkiego wokalu z dźwiękami jakby zza ściany wyszło dość karykaturalnie. W wieńczącym całość "Reprise", zawierającym jedną z ładniejszych tu melodii okraszonej chórkami, zapomniano o solidnym refrenie. Gdyby nie to, byłby to singel mocniejszy niż inne promujące album.

"Brightside" fantastycznie spełnia swoją rolę albumu bezpiecznego z piosenkami dla każdego. I nie należy tego traktować jako wady, bo muzyka środka też może być przyjemna na chwilę zapomnienia i zwykłej laby. Tylko co to za przyjemność, skoro dosłownie za chwilę pojawi się ktoś inny, kto na podobnym patencie lub nawet w innym stylu będzie walczył o zielony kolor komórki w arkuszu kalkulacyjnym. Można, ale nie trzeba, a jeśli przypadkiem gdzieś usłyszycie to się nic stanie.

The Lumineers "Brightside", Universal Music Polska

5/10

PS Zaplanowany na 16 marca koncert grupy w COS Torwar w Warszawie został przełożony na 2023 r. Dokładna data zostanie podana wkrótce.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: The Lumineers | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy