Po jednej stronie Maleo Reggae Rockers, Gutek, Ras Luta, Lilu, 52, Wilku. Po drugiej - m.in. Breakout, Czerwone Gitary, Niemen. Ani to starcie, ani gra zespołowa, toteż wynik interesuje obserwatora umiarkowanie.
Dzieciństwo już za mną, więc raczej nie uwierzę, że "Rzeka dzieciństwa" jest albumem z potrzeby serca i chęci oddania hołdu znakomitym poprzednikom. Oczywiście nie ma nic złego w skoku na kasę, o ile udaje się stylowo wylądować - telemark nie jest wcale wymagany. Tym razem wywrotki nie ma, choć obejdzie się bez wysokich not za styl.
Maleo Reggae Rockers, etatowi dostawcy rasowych radiowych regałowo-popowych hitów, nie wypracowali tym razem właściwej koncepcji. Szczęśliwie obyło się bez "Zawsze tam gdzie ty", "Słodkiego, miłego życia". "Takich ładnych oczu" i "Przeżyj to sam" - chwała im za to. Powstał krążek daleki do żenady, niemniej strasznie łatany. Ilość utworów Breakoutu może prowadzić do wniosku, że to nim początkowo interpretatorzy chcieli się zająć, ale znudzili się w trakcie. Etiuda Rewolucyjna na koniec to jakaś przykra pozostałość po roku chopinowskim. Jak na album układający z cudzych piosenek osobistą historię, zdecydowanie za dużo tu gości i wymyślnych aranżacji. Do porządnej reinterpretacji zabrakło z kolei odwagi, kompozycje po gombrowiczowsku "upupiono". Gdy w tle słychać kołyszący riddim, giną teksty mistrzów takich jak Loebl, Moczulski, Janerka. Przestaje się zwracać uwagę. Na nie i na całość.
Na początek to, co się nie udało: usnąć można przy "Jednego serca", w którym Malejonek potyka się o niezdolność wywołania emocji analogicznych do Niemena. A to nimi stoi ten numer. MRR odpowiadają też za kolejny poziom dezawuacji "Zegarmistrza światła". Niedługo utwór ten kojarzyć będzie się wyłącznie z dylematami egzystencjalnymi podpitych studentów. Po wysłuchaniu aż chce się cytować nieodżałowanego Andrzeja Waligórskiego: "A jeśli zjawi się osiołek / Strażak postępu Uśmiechnięty / By mnie znienacka kopnąć w tyłek / To będę czujny i wypięty".
Za największą porażkę uznać należy jednak "Kiedy byłem małym chłopcem". Riddim ze stąpającym basem i wplecioną harmonijką broni się jeszcze, ale Wilku i jego "Elo Maleo" ma duże zadatki na greps, który Darek Malejonek będzie słyszał do końca życia. Przedstawiciel Hemp Gru nie tylko nie powiedział nic ciekawego, ale ledwo mieści się w tym tempie i krzywdzi ucho swoją dykcją. Przy całym szacunku do postaci i jej dorobku - okazuje się rażącym nieporozumieniem.
A teraz wykonania godne uwagi: przede wszystkim "Korowód". Odarty z psychodelii oryginał wcale nie został zubożony, stał się po prostu inną piosenką i inną opowieścią, lekką, przebojową, doskonale zresztą zaśpiewaną przez Gutka. Mittfochowe "Strzeż się tych miejsc" zmusza do oklaskiwania wysiłków skoncentrowanych na połączeniu kojącego reggae'owego rytmu z niepokojem. Przyjęły się implanty w postaci rozbudowanych partii syntezatora, nerwowego basu, modulowanego głosu, nawracających surrealnych dźwięków. Raperzy z 52 położyli zaś dobre, autorskie zwrotki - pasuje zwłaszcza śpiewny flow Hansa. Brawo. Bez wątpienia wyszedł też utwór tytułowy. Uwaga na funkową energię i gitarowe popisy!
Zwykły bilans pokazuje niestety, że większa część "Rzeki dzieciństwa" nie mieści się po stronie plusów czy minusów, każąc traktować się obojętnie. Owszem, feeling Malejonka pozwala mu odczytać bluesowego Nalepę, ale Breakout przechodzący w ska, orientalne akcenty u Czerwonych Gitar czy świetnie dysponowana sekcja co rusz przypominająca o sobie dowodzą tylko obycia, kapitalnego warsztatu, potencjału grupy. Jak na taki repertuar - za mało.
6/10