Szalone tempo diamentowej księżniczki
Rihanna "Unapologetic", Universal
Siódmy album Rihanny pokazuje pełną gamę możliwości gwiazdy z Barbadosu i jest jej najlepszą płytą od czasu "Rated R" z 2009 roku.
By zrozumieć, jak szeroko zakrojonym przedsięwzięciem jest projekt: Rihanna, zwrócę uwagę na dwa fakty: "Unapologetic" to siódma płyta wokalistki wydana na przestrzeni siedmiu lat (co roku nowy longplay, niebywałe tempo), a nad brzmieniem tego albumu pracowało ponad 70 osób - licząc producentów, muzyków, inżynierów dźwięku, wreszcie autorów piosenek.
Jednak w przypadku Rihanny unikałbym pejoratywnego określenia "produkt". Nawet będąc częścią tak potężnej show-biznesowej machiny, 24-letnia piosenkarka potrafi zaznaczyć i obronić swoją artystyczną tożsamość.
Rihanna, mimo że z reguły nie pisze swoich utworów, nie jest jedynie głosem dodawanym do podsuwanych jej podkładów i ładną buzią na okładce. Wokalistka obsadziła się w roli producenta wykonawczego albumu i to ona decydowała o doborze współpracowników (m.in. Sia Furler, kompozytor Lany del Rey Justin Parker czy popularny DJ David Guetta) oraz o muzycznym kierunku "Unapologetic". Na filmikach ukazujących kulisy pracy w studiu Rihanna prezentuje się nie jako lalka, która śpiewa, co jej każą, ale jako głównodowodząca całego projektu.
Piszę o tym nie po to, żeby kreślić Rihannie laurkę (a w każdym razie nie tylko po to), ale dlatego, że artystyczną samodzielność wokalistki na "Unapologetic" po prostu słychać.
Mamy więc wszystko, co w Rihannie najlepsze i pełen przekrój przez aktualne popowe trendy. Nie przekonuje mnie jedynie zabawa w Michaela Jacksona w duecie z Chrisem Brownem w "Nobody's Business".
Wokalistka po raz kolejny pokazuje w tekstach dwa oblicza: ostrej, niegrzecznej, pewnej siebie imprezowiczki i kruchej, kochliwej kobiety. W obu wydaniach wypada przekonująco, przez co ta psychologiczna dychotomia jest wiarygodna, a przede wszystkim intrygująca.
Niebywałe, że Rihanna wydając płyty rok po roku, zamiast wpychać się w objęcia zjawiska zwanego zmęczeniem materiału czy wypaleniem, potrafi nagrać coś tak zdecydowanie lepszego niż ubiegłoroczne wydawnictwo "Talk That Talk".
8/10