Spacerkiem przez dżunglę

Dominika Węcławek

Sedativa featuring Dawid Portasz "I", Offside Records

"I" Sedativy nie jest składanką, tylko pełnowartościową płytą
"I" Sedativy nie jest składanką, tylko pełnowartościową płytą 

Ponad dziesięć lat grania, ale głównie na żywo, bo okazjonalne wystąpienia na składankach, to jednak za mało, by robić za porządną studyjną wizytówkę. Jedno wielko pasmo obsuw i zmian personalnych. Reggae'ująco-dubująca, stołeczna formacja miała do tej pory pod górkę. Ale w końcu wspięła się na szczyt swoich możliwości.

W biografii Sedativy nie brakuje ciekawych punktów. Przez jakiś czas z grupą współpracował Pablopavo, znany z Vavamuffin i Zjednoczenia nawijacz. Niewiele z tego wyszło, ale nie ma co załamywać rąk. Pablo wydał w tym roku mistrzowskie "10 piosenek", zaś "I" Sedativy pokazuje, że było warto czekać. I na udział wokalisty (choć nie tylko) na miarę Dawida Portasza, i na debiut w tak dobrym stylu.

Portasz zastał sporo zamkniętych kompozycji, ale zaingerował w proces twórczy. Był właśnie tym, kogo zespół potrzebował. To, że facet kocha korzenne reggae (z wzajemnością), nie znaczy, że jego muzyczne myślenie do niego się ogranicza. Z kolei muzycy Sedativy może i spotkali się na jamajskim gruncie, ale każdy z nich ma swoje odrębne fascynacje, wynikające z korzeni czy doświadczeń. Klawiszowiec Rami Al Ali jest Syryjczykiem i lubi to muzycznie manifestować. Andrzej Jaworowski z Jurkiem Burkackim kołysali się do karaibskich rytmów, jak również funkowali i rockowali w Transmisji, jednej z najśmielej poczynających sobie w latach 90. kapel. Marcin Ułanowski to sesyjniak-rutyniarz - z dyplomem wydziału jazzu katowickiej Akademii i własnym piętnem odciśniętym na mnóstwie nagrań, od Sistars po Anię Dąbrowską.

Do mocnej piątki dołączyło gościnnie sporo instrumentalistów, wiec szansa, że wyjdzie z tego perwersyjny, soniczny bałagan na miarę reggae'owego odpowiednika Łąki Łan była duża. Skończyło się fantastyczną synergią. Kolejne gatunki i motywy nie są sztucznie przeszczepione, wrastają w jamajski pień naturalnie, niczym kolorowe, tropikalne rośliny w amazońskiej dżungli. Wszystko to harmonijnie funkcjonuje pod okiem odpowiedzialnych za miks i mastering ekspertów z AS Studio. Dostrzegamy oczywiście potencjał pojedynczych utworów - rozpędzonego funkującym jamem "Superstars", zabarwionego orientem, podsumowanego mocnymi gitarami "Helmet On" czy oczarowującego klimatem oraz przestrzenią "Sirens", gdzie Portasz imponuje świetnie napisanymi wersami: " Sirens - neverending sounds of sirens / fighting our blissful silence down with force / from the main source of violence". "I" nie jest jednak składanką, tylko pełnowartościową płytą, która z rzadka tylko przynudza swym dubowym rozleniwieniem. Wykreślenie któregokolwiek z utworów tracklisty byłoby przestępstwem.

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas