Shakira "Shakira": Za mało pieprzu (recenzja)
Jak na dwa lata pieczołowitego dopieszczania albumu, żonglowania producentami, przesiadywania w studiu nagrań, efekt jest rozczarowujący. Na 10. studyjnym albumie Shakiry ogień może i płonie, ale niestety gaśnie on zaskakująco szybko.
Lampka ostrzegawcza uaktywniła się, gdy Shakira oznajmiła, że album zatytułowany po prostu "Shakira" ilustruje najszczęśliwszy, najpiękniejszy okres w jej życiu.
Historia muzyki czy sztuki w ogóle pozostaje bezlitosna dla zbyt szczęśliwych artystów. Fortuna jak coś daje, to i zabiera. I tak się akurat składa, że im więcej szczęścia, tym mniej weny.
Stereotyp? Generalizacja? Przesąd? Może i tak, ale album Shakiry to kolejne jego potwierdzenie.
Kolumbijka, obecnie szczęśliwa partnerka piłkarza Gerarda Pique i mama małego Milana, prace nad płytą rozpoczęła już jesienią 2011 roku. W tym czasie tworzyła z całą plejadą topowych producentów i współpracowników, kombinowała, zmieniała, powtarzała. Nie wszyscy zresztą załapali się na ostateczną wersję albumu, "wycięci" zostali m.in. Akon, Skrillex, Tiesto, RedOne czy LMFAO.
Shakira sama chwaliła się, że dłubała w nagraniach uparcie jak nigdy. Dodała też, że po raz pierwszy całkowicie odeszła od idei albumu konceptualnego, tematycznego.
Mamy więc luźny zbiór piosenek łączących latynoską estetykę z tanecznym bądź akustycznym popem, ozdobionych wyraźnym rockowym akcentem, co słychać choćby w gitarowej kaskadzie na singlu "Can't Remember To Forget You", nagranym w duecie z Rihanną.
Album można prymitywnie podzielić, co właśnie na potrzeby tej recenzji czynię, na część szybką i wolną, czy też: żwawą i ckliwą. W szybkiej (żwawej) - jest ogień. Otwierające płytę utwory "Can't Remember to Forget You", "You Don't Care About Me" czy reggae'ujący "Cut Me Deep" mają w sobie seksapil, ale też błyskotliwie łączą gitarową zadziorność z lekkością ładnych, popowych melodii Shakiry; na osobnej półce połóżmy "Dare (La La La)", który podąża w stronę tanecznego hymnu z ostrzejszym bitem; z kolei podniosły "Empire" anektuje całą przestrzeń wokół siebie, ale paradoksalnie nie przytłacza. To dobre piosenki.
Wraz z utworem "23", kompozycją o wierze i miłości (z głosem małego Milana), rozpoczyna się część wolna. Ogień szybko gaśnie.
Piosenki "23", "The One Thing", "Medicine", "Broken Record" zlewają się w jedną ślamazarną, ckliwą opowieść o życiu z perspektywy szczęśliwej Shakiry. W "Medicine" słyszymy głos Blake'a Sheltona, jednak zdecydowanie więcej chemii między tą parą odnajdziemy na planie programu "The Voice" niż na tej płycie.
Z całą sympatią dla tej pięknej, dowcipnej, inteligentnej, sławnej i wściekle utalentowanej artystki - jest ona zdecydowanie bardziej przekonująca i frapująca, gdy doprawia piosenki pieprzem niż swoją życiową stabilizacją.
Shakira "Shakira", Sony Music
5/10