Reklama

Refleksy na czarnym piasku

Bonobo "Black Sands Remixed", Isound

Wydany w 2010 roku album "Black Sands" to jeden z najbardziej spektakularnych momentów w karierze Bonobo. Na wieść o premierze remiksów albumu wielu węszyło komercyjnego zabiegu Ninja Tune i profanacji. Zupełnie niesłusznie.

Simon Green do reinterpretacji swoich sztandarowych utworów wybrał śmietankę artystów niezależnej muzyki instrumentalnej. Mamy tutaj reprezentanta kalifornijskiego labelu Brainfeeder - Lupaluxa, czołowego twórcę nurtu określanego jako "inteligent dance music" - Machinedruma, australijskiego psychopatę dźwięku aktywnego w dziesiątkach projektów od 1991 roku Marka Pritcharda czy jedno z objawień nowojorskiej sceny niezależnej - FaltyDL.

Reklama

Nie chodzi jednak o to "kto", a o to "jak". A trzeba przyznać, że remiksy "Black Sands" są niezwykle odważne i odwracające numery do góry nogami. Nie zdziwię się, jeśli najbardziej zagorzali fani albumu Bonobo nie poznaliby bez tracklisty co dokładnie jest w danym momencie remiksowane. Autorzy wybrali podejście twórcze, a nie odtwórcze. Jeśli natomiast ktoś pomyśli, że to bardziej dla fanów wymienionych muzyków niż samego Simona Greena, warto dodać, że znajdziemy tutaj dwa mniej znane, a absolutnie rewelacyjne numery Brytyjczyka - oparte na genialnym motywie pianina, porywające "Ghost Ship" i niezwykle rozbudowane i pochłaniające "Brace Brace".

Bonobo dobierając artystów do projektu postawił na różnorodność. Dlatego mamy zarówno kojarzący się z wysokiej klasy muzyką filmową remiks numeru tytułowego autorstwa Duke'a Dumonta jak i piekielnie głęboką, glitchową reinterpretację "Stay The Same" autorstwa znanego ze współpracy z TOKiMONSTA Blue Daisy'ego. W "Black Sands Remixed" można się rozkochać, dzięki takim numerom jak "The Keeper (Banks Remix)", przy którym sformułowanie "muzyczna podróż" nabiera zupełnie nowego znaczenia. Jeśli muzyka jest w stanie wywołać w odbiorcy uczucie towarzyszące szybowaniu nad powierzchnią ziemi, to ten remiks jest tego najbardziej żywym dowodem.

Wątpliwości wzbudza remiks znanego z Eglo Records ARP 101, który w swojej wysokiej tonacji i nagromadzeniu piszczących dźwięków bywa irytujący, podobnie jak ciekawa, ale trochę nazbyt chaotyczna i przekombinowana wersja Mike'a Slotta. Nie do końca uzasadnione dynamiką zmian w utworach jest też to, że aż dziesięć z czternastu tracków na albumie trwa ponad pięć minut. W efekcie całość to ponad pięć kwadransów muzyki - w mojej opinii przynajmniej o jeden za dużo. Nie zmienia to jednak faktu, że "Black Sands Remixed" to wymagająca, ale zdecydowanie warta zainwestowanych pieniędzy płyta, którą przy każdym przesłuchaniu odkrywa się na nowo.

Zmierzenie się z tak kapitalną muzyką jak ta z ostatniego albumu Bonobo to bardzo trudne zadanie, ale większość zaproszonych artystów wyszła z niego z podniesioną przyłbicą, a sam Brytyjczyk dołożył dwie perły, które potwierdzają, że to talent najwyższej próby. Dzięki takim utworom jak "Ghost Ship", "The Keeper (Banks Remix)" czy "Eyesdown" w interpretacji Floating Points, na niedociągnięcia można przymknąć oko z czystym sumieniem.

7/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bonobo | Black | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama