Recenzja Zamilska "Uncovered": Powrót Królowej

"Uncovered" potwierdza pozycję Natalii Zamilskiej jako niekwestionowanej królowej muzyki elektronicznej, jeżeli chodzi o rodzimy rynek.

Okładka płyty "Uncovered" Zamilskiej
Okładka płyty "Uncovered" Zamilskiej 

Niby trzy lata minęły od krótkiego, ale jakże treściwego "Undone", a jednak przez ten czas Zamilska wcale nie dawała o sobie zapomnieć, "jeśli wiecie, co chcę powiedzieć". Stąd po wszystkich udziałach gościnnych i jednorazowych projektach, kolejny album solowy był w zasadzie kwestią czasu. Aż tu niespodziewanie zapowiedziane zostało "Uncovered" i cóż, powiedzieć, że producentka nie zawiodła, to zdecydowanie za mało.

Ponownie mamy do czynienia z pozycją bardzo skondensowaną: krótkie utwory składają się w 37-minutową mozaikę, w której jeszcze wyraźniej niż do tej pory da się zauważyć wpływy industrialne, jednocześnie oddalając się jeszcze bardziej od techno, z którym do teraz kojarzona jest artystka. Na plus działają zdecydowanie etniczne naleciałości - bardziej bezpośrednie przemawiające poprzez sampel przewijający się przez całą długość w "Dolls", czy mniej oczywiste, gdy tło wypełniane jest śpiewami gardłowymi, które wraz z innymi elementami ambientalnymi (w ogóle jest taki przymiotnik?) tworzą dronową zbitkę nacierającą na słuchacza - jak na przykład w "Still".

Przy czym to zaledwie drobny smaczek, bo główne danie stanowią dalej ryjące, neurotyczne syntezatory, podskórnie wdrążający się bas (tu trzeba zwrócić uwagę szczególnie na wobble w "Prisoner") i ogólnie panująca atmosfera niepokoju, nadchodzącego zagrożenia, zmagania się z poczuciem niebezpieczeństwa, które ostatecznie... nigdy nie nadchodzi. Bębny w dalszym ciągu tworzone są na patencie klasycznego cztery na cztery, które o trzeciej w nocy roznosi zaciemnione kluby aż miło, zmieniając zwykłe wydarzenie muzyczne w festiwal potu oraz zmęczonych nóg. Choć i tutaj są wyjątki, np. powolnie stąpające "Gape" czy pierwsza połowa "Back", w którym to utworze perkusja zdaje się jedynie eksponować elementy kompozycji zamiast wyznaczać rytm.

Pomimo potencjału klubowego "Uncovered" nie należy do najbardziej przyjaznych albumów na świecie: melodyjności jest tu jak na lekarstwo. Napisałbym również, że to materiał bardzo mroczny, ale chociaż utrzymany jest w ciemnych barwach, Zamilska nie boi się wpuszczać tu nieco światła. Na przykład za pomocą syntezatorowego leada w "Back", który początkowo skrywa się w tle, by z czasem wyjść na pierwszy plan. To co prawda światło blade, ale niosące ten potrzebny promyk nadziei. Promienie zaczynają naprawdę mocno przebijać się przez ciemność w kończącym album "Done" - utworze napędzanym przez etniczne, miarowe bębny stowarzyszone ze sfuzzowanym basem, które spotykają się z kolei z chrapliwą recytacją kontrastowaną przepięknym, operowym sopranem.

Dużo daje ta niespotykana wcześniej w takim stylu rzecz na albumach Zamilskiej: wokal. Najczęściej jest on oszczędny w słowach, rzucający słowa klucze aniżeli komunikujący się w jednoznaczny sposób ze słuchaczem. Za recytacje odpowiada sama autorka albumu, wspomagana przede wszystkim przez chórki Karoliny Rec (Resiny) oraz w jednym utworze Justyny Wasilewskiej. I ten wokal to spore odświeżenie: pomaga nakierować na interpretacje, dopowiadając emocje targające autorką "Uncovered". Warto zaznaczyć jednak, że ta szorstka recytacja w bardzo przyjemny sposób wspomaga także groove samych bitów.

Gdybym miał znaleźć wadę "Uncovered", powiedziałbym, że to niewystarczające rozwinięcie pewnych patentów. Najkrótsze numery na albumie, czyli "Gape", "Still" oraz "Delusion", są najbardziej oddalone od klimatów, z których Zamilska dała się poznać i aż chciałoby się prosić o pociągnięcie ich bardziej, wytworzenie pełnowartościowych utworów. Z drugiej strony, jestem w stanie zrozumieć ten zabieg, szczególnie że to te fragmenty są oddechem, który ni pozwala upaść pod ciężarem rzucanym na pozostałych utworach. Ale jeżeli doszłoby do tego upadku, czy naprawdę byłby on tak nieprzyjemny, skoro "Uncovered" to jedna z najlepszych pozycji na rodzimym rynku w tym roku? No właśnie.

Zamilska "Uncovered", Untuned Records

9/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas