Recenzja Yusuf (Cat Stevens) "Tell 'Em I'm Gone": Klejnociki, klejnociki!
Paweł Waliński
Paradoks taki. Yusuf to facet, którego kojarzycie z najbardziej możliwie atłasowych folkowych ballad, a którego kiedyś, podejrzewając o terorryzm, nie wpuścili do USA. O tempora, o mores.
Historia w pigułce. Jest Brytyjczykiem, urodził się jako Steven Demetre Georgiu. W późnych latach 60. nahulał się, jak wszyscy artyści związani z flower-power. Skomponował i nagrał takie megahity, jak "The Morning Has Broken" i "Wild World". Potem, w 1978 r. zmienił wyznanie z katolickiego na islam. Od tego czasu robi za muzułmańskiego Bono, chyba że akurat chlapnie coś niezręcznego. Po konwersji nagrywał dziwaczną muzykę perkusyjną i albumy spoken word. Jak również piosenki dla dzieci ("A Is for Allah"). A w końcu, w 2006 roku wrócił do stylistyki Cata Stevensa. To jego trzecia płyta od tego czasu. Tyle.
Ale co na płycie? 10 nie za długich kompozycji stuprocentowo w stylu Cata Stevensa, ale z produkcją w wykonaniu Ricka Rubina. A przypomnijmy sobie - to rubinowska seria "American" przywróciła masowej wyobraźni songwriterski talent Johnny'ego Casha, a później ten sam trick przetestował Rubin z Neilem Diamondem ("12 Songs"), z efektem dużo skromniejszym. Teraz testuje na Stevensie, co słychać po mocniej basowo zorientowanej produkcji, która nieraz zrzuca lekki folkowy pled i powleka się ciężkim bluesowym kocem.
Nie ma jednak mowy o tym, żeby Rubin ze Stevensa robił pajaca i kazał mu skakać przez płonące obręcze i śpiewać dubstepy. Przeciwnie. Najbliżej tym piosenkom do pierwszych, jeszcze bardziej orkiestrowych niż folkowych nagrań Stevensa. A sam Yusuf dowodzi, że nadal ma dryg do pisania ładnych melodii i, co więcej - jak już trzaśnie balladę, to ta za serce i jaja naraz chwyta ("Cat & the Dog Trap"). Ślicznie wypada też kolejna balladka - gospelowe (muzułmanin gra gospel - sic!) "Doors", czarujące mocno dylanowską linią i gitarami w tle, jak z "Highway 61 Revisited". Znakomitą piosenką jest niepozorny "Gold Digger". "Raised in Babylon" zdobna jest w absolutnie urzekającą melodię.
Jest w tej beczce miodu jednak łyżka dziegciu. I to w miejscu najmniej spodziewanym. Bardzo istotną częścią muzyki gatunku zwanego singer-songwriter jest tekst. Większość songwriterów stara się śpiewać o rzeczach istotnych. Sęk w tym, że (nie, nie podejrzewajcie mnie o religijną nietolerancję - wszystkich religii nie toleruję po równo) dla Stevensa istotne jest kaznodziejstwo, ewentualnie niekoniecznie akademicka krytyka kapitalizmu ("Big Boss Man" i wspomniany "Gold Digger"). Ale z ciężaru gatunkowego Stevens jest akurat znany, vide "Lady D'Arbanville" (1970 r.) opisująca jego ówczesną partnerkę, modelkę Patty D'Arbanville jako śpiącą wiecznym snem, martwą de facto. Kiedy zainteresowana usłyszała ów numer w samolocie, spłakała się, przestraszyła i w efekcie zerwała ze Stevensem. Zatem: Yusufie - im bardziej sowizdrzalski i lekki tekst, tym w twoim wypadku lepiej - kupę czasu miałeś, by to pojąć.
Rzeczona łyżka dziegciu nie jest jednak w stanie przysłonić niesamowitej mocy kompozycji Stevensa. Piosenki na "Tell 'Em..." są po prostu świetne. Kropka. Nie że wszystkie zostaną od razu prawdziwymi hymnami. Nic podobnego. To prędzej małe perełki. Miast mocą buldożera, urzekające wysublimowanym, delikatnym pięknem. Dokładnie takie, jakie pisał kiedyś i jakie sprawiły, że po tak długim milczeniu, jakie zafundował światu (1978-2006), niejeden fan muzyki nadal o nim pamiętał.
Yusuf (Cat Stevens) "Tell 'Em I'm Gone", Sony Music Poland
8/10