Recenzja Voo Voo "Dobry wieczór": Lekcja muzyki

Tomek Doksa

Wieczorem i rano, do kolacji i obiadu. Młodzi adepci gitarowego grania przy każdej możliwej okazji powinni słuchać nowej płyty Voo Voo i uczyć się jej na pamięć. Lepszej lekcji porządnego grania na polskiej scenie dzisiaj nie znajdą.

Okładka albumu "Dobry wieczór" Voo Voo
Okładka albumu "Dobry wieczór" Voo Voo 

Państwo z zespołu Voo Voo wybaczą, ale inaczej nazwałbym tę płytę. Nie że "Dobry wieczór" to wybór chybiony, ale po dwóch dniach spędzonych przy waszym albumie aż człowieka korci, żeby okładkową frazę przekreślić i markerem nad nią rzucić: "Lekcja muzyki". Krążki wzorcowe wydawaliście w ciągu 30 swoich lat na scenie wielokrotnie, jako przykład artystów kompletnych i godnych naśladowania stawiano was jeszcze częściej, ale jest coś w tym materiale szczególnego, że chce się z nim wyjść do ludzi i prosto z mostu powiedzieć: grasz? Do takiego poziomu powinieneś dążyć. Takie właśnie płyty zostawiają po sobie najwięksi.

Można to wszystko zrzucić na czary. Magię, o jakiej piszą słuchacze na internetowych forach po pierwszych odbiorach albumu. Ale nie wierzcie w żadne zaklęcia - to nie ich zasługa, że "Dobry wieczór" tak przyjemnie buja. Nie zaklęć powinni się też uczyć ci, którym marzy się podbój gitarowej sceny. Wsłuchajcie się za to w te proste historie, które opowiada wam pan Waglewski, zawieście ucho na jego oszczędnym głosie, a szybko sami się przekonacie, że to w nich drzemie największa siła. Że o to w rocku tak naprawdę chodzi.

Oczywiście kiedy trzeba Voo Voo potrafi z klasą dorzucić do pieca ("Tli się"), ale nie hałasem wygrywa tę rozgrywkę. Najważniejsze są na "Dobrym wieczorze" emocje i ta fascynująca przestrzeń - jakby płyta była zapisem improwizowanego występu w kameralnej sali koncertowej. Niby wszystko jest na niej poukładane i z góry ustalone, a jednak jakże żywe i zaskakujące. Posłuchajcie zresztą tylko najdłuższych na niej numerów "Gdybym" i "Dokąd idą" - toż to koncertowe klimaty zamknięte w kompaktowej formie.

Brawa jeszcze za decyzję, by na krążku pojawił się Alim Qasimov ze swą córką Farganą, bo dzięki ich występowi ten na pozór wyłącznie rockowy materiał, nabrał zupełnie nowego wymiaru, i za bluesowe wypady, których nie powstydziliby się panowie z The Black Keys.

Patrzę na zegar i nie mogę uwierzyć, że tyle wspaniałych rzeczy, jakie przewijają się na tej płycie, udało się Voo Voo zmieścić w niespełna godzinie. Tego młodzież też powinna się od ekipy Wojciecha Waglewskiego koniecznie nauczyć.

Voo Voo, Dobry wieczór, Agora

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas