Recenzja Virgin "Choni": Bardzo niebezpieczna kobieta

Iśka Marchwica

Dobry pop-rock zawsze jest w cenie. Głośne rzężenie gitar podgrzewa krew. Prosty rytm wybijany przez perkusję zmusza nogi do rytmicznego potupywania. Słowa wokalisty - zawsze trafiające w sedno i dotykające najważniejszych emocji - uderzają prosto do głowy i serca. Przy największych rockowych przebojach większość z nas czuje młodzieńczą nieskrępowaną wolność. Dobry rock potrafi zrzucić z naszych serc i barków wszelkie troski - możemy machać głową, drzeć się, jak opętani i tańczyć, jak szaleni. Może tego właśnie potrzebowała Doda i stąd decyzja o reaktywacji zespołu Virgin? Jakikolwiek był powód, chciałabym Dorocie i Tomaszowi serdecznie podziękować.

Doda na okładce płyty Virgin "Choni"
Doda na okładce płyty Virgin "Choni" 

"Choni" nie pretenduje do miana płyty roku w kategorii polskiego rocka, a właściwie pop-rocka. Tomasz Lubert jeszcze przed premierą płyty mówił, że nowe sześć utworów, które Virgin nagrało na swój czwarty album, to rodzaj testu. Wybadanie aktualnego gruntu polskiego rocka i oczekiwań fanów gatunku. Virgin postawiło na jakość i zdecydowało się na przypomnienie o sobie - i to był ruch doskonały.

Umieszczone na "Choni" największe przeboje zespołu, jak "Dżaga", która królowała na dyskotekach dwanaście lat temu, czy ballada "Mam tylko ciebie" z debiutanckiego krążka formacji, w zestawieniu z nowymi kompozycjami dowodzą, że grupa od początku miała jasny kierunek i ugruntowane brzmienie. Przerwa pozwoliła muzykom okrzepnąć, a solowa kariera fenomenalnie rozwinęła wokal Dody. W nowych piosenkach "Choni" jej głos brzmi potężnie i bardziej niż kiedykolwiek pasuje do rockowej stylistyki Virgin.

Trudno zresztą odmówić "Choni" rockowego blasku, skoro sam Slash z Gun N' Roses docenił angielską wersję piosenki "Niebezpieczna kobieta". Komu zdarzyło się narzekać na proste konstrukcje pop-rockowych piosenek, w przypadku najnowszego singla Virgin musi odłożyć swoje lamenty na bok. Zespół zdecydował się na elementy elektroniczne, ostrą zmianę stylistyki w połowie utworu, który z klimatu niezwykle erotycznego gładko przechodzi w kipiący bezczelnością i w końcu - na oparcie całego przekazu znaczeniowego na głosie wokalistki. I tu Doda postawiła "Choni" poprzeczkę - wysoko aktorskimi zabawami z tekstem, zdolnościami wokalnego kameleona i świetnym opanowaniem niełatwej melodii w skrajnych rejestrach swojej skali głosu.

Po tak soczystym otwarciu płyty, każdy kolejny utwór jest jak smaczny dodatek do głównego dania. A że jest ich niewiele i - zgodnie z obietnicą Luberta - każdy dopracowany jest w najmniejszym szczególe, po wysłuchaniu wszystkich nowych piosenek Virgin... ma się ochotę na deser. I kolejną ucztę.

Sukces "Choni" nie leży wyłącznie w brzmieniu - rock ma swoje zasady i zawsze świetnie sprawdzające się sztuczki, które wykonywane przez wprawnych muzyków, zawsze dają określony efekt. Na swojej nowej płycie, Virgin wrócili do brzmienia, które na pewno usatysfakcjonuje fanów takich gwiazd gatunku, jak Urszula czy Bajm. Nowe kompozycje Virgin w dużej mierze interesują też dobrze napisanymi tekstami.

Tym razem nie tylko trafiają do słuchacza, poruszając bliskie większości z nas tematy walki o swoją tożsamość, leczenia ran po rozstaniu, czy miłości w ogóle, ale też otwierają w odbiorcy możliwość nowego spojrzenia na przedstawianą w utworze kwestię. Małe zabawy językowe, dobrze dobrane hasła ("Padłam - poleżę - powstanę / Metoda na każdą mą zmianę...") i subiektywne oceny "prosto z mostu" to klucz formacji do serca każdego, kto potrzebuje bezkompromisowego kompana do niełatwej codzienności. A że wśród polskich muzyków Doda jest niekwestionowaną królową szczerości i pewności siebie - Virgin ma szansę na powrót na scenę nie tylko na czas promocji "Choni". I szczerze mówiąc - cieszę się, bo dobrego, chwytliwego polskiego rocka nigdy za wiele.

Virgin "Choni", Universal Music Polska

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas