Recenzja ​The Weeknd "Starboy": Chaos warty uwagi

Kilkanaście miesięcy po premierze krążka "Beauty Behind the Madness", The Weeknd prezentuje kolejny album, zatytułowany "Starboy". Album wyczerpujący, czerpiący z różnych brzmień, nieco chaotyczny, choć i w tym bigosie można odnaleźć wartościowe składniki.

"Starboy" posiada sporo nierówności
"Starboy" posiada sporo nierówności 

Abél Tesfaye wymyślił postać gwiezdnego chłopca, jednak wbrew pozorom nie uczynił go motywem przewodnim tej płyty. Stworzył mu za to dziewczynę - "Stargirl Interlude" z udziałem Lany Del Rey to naprawdę urzekający numer.

"Starboy", oprócz znaku rozpoznawczego artysty, w postaci świeżego brzmienia r&b, posiada sporo nierówności. I tak, obok świetnego tanecznego "Rockin’" mamy "Nothing Without You", kompozycję przekombinowaną i męczącą. Świeży bit w "Six Feet Under" obok klasycznej nudnawej ballady "True Colors". Przekopując się przez ten miszmasz znajdziemy perełki, takie jak utwory nawiązujące do brzmienia rodem z lat osiemdziesiątych - pośrednio, tak jak "A Lonely Night", z chwytliwą melodią, do którego miło będzie powracać, i bezpośrednio, jak "Secrets", w którym pojawia się sampel utworu "Pale Shelter" z repertuaru Tears For Fears.

Album otwiera i zamyka duet Daft Punk. O ile pierwszy z utworów, w którym udział wzięli Francuzi, czyli kawałek tytułowy, jest jedynie przyzwoity, tak drugi, zatytułowany "I Feel It Coming", to jeden z najlepszych na całym albumie, w lekko funkowym, bujającym klimacie. Niestety koniec końców, wszystkie elementy tworzące ten niemal siedemdziesięciominutowy album zebrane razem tworzą niejednorodny zbiór piosenek, z których kilka nie musiało się tu wcale pojawiać. Warto jednak przysłuchać się uważnie, by wyłuskać te co bardziej wartościowe.

The Weeknd "Starboy", Universal Music Polska

6/10

Przelał majątek na walkę z rasizmem. Lansuje się, czy ma gest? Interia.tv
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas