Recenzja Ten Typ Mes "RAPERSAMPLER": Wszystkie kolory miejskiej muzyki

"Pomiędzy inteligencją a byciem fajnym zawsze być sobą miałem siłę" – stwierdza Ten Typ Mes. Na "RAPERSAMPLERze" rapuje, śpiewa, produkuje. Wszystko to robi nie tylko bardzo dobrze, ale przede wszystkim po swojemu, z pasją.

Ten Typ Mes w mercedesie na okładce "RAPERSAMPLER"
Ten Typ Mes w mercedesie na okładce "RAPERSAMPLER"materiały prasowe

Po wielopokoleniowej, lekceważącej podziały gatunkowe, wpisanej w polską mentalność i muzykę, ale zarazem świeżej i uniwersalnej płycie "Trzeba było zostać dresiarzem" (2014), poprzeczka była naprawdę wysoko. Mes próbując ją przeskoczyć odleciał daleko i to na tyle, że każde moje starcie z "Ała" (2016) kończyło się kapitulacją, utratą koncentracji na tym, czego właśnie słucham, dysonansem poznawczym. To było jak sushi z bigosem gęste polane czekoladą i okraszone skwarkami i wcale nie prowadziło do toastu wzniesionego kubeczkami smakowymi; próby przyjęcia w całości zamiast wyskubywania z talerza co lepszych kąsków mdliły bardziej niż odczapowe metafory kulinarne w recenzjach muzycznych.

Grunt, że po tym fusion Piotr Szmidt postawił na kuchnię warszawską i choć przyprawia hojnie, to zawsze czuć smak lokalnych składników. Kupił sobie sprzęt i upichcił wszystko własnoręcznie (co nie znaczy, że bez asystentów), z wyczuwalnym od razu entuzjazmem. "Za dużo presji, zapomniałem się tym cieszyć / Nie wszedłem tutaj dla lajfstajlu, k***a / Lubię zrobić bit i go myślą przeszyć / J***ć tę grę, sama gra jest obskurna" - nawija i trudno mu nie przyklasnąć. Teraz jest wartościowo, najczęściej lekkostrawnie i na czasie. Piotr został bohaterem w swoim domu.

On sam określa płytę "RAPERSAMPLER" jako "zbiór paraboli okolic doraźnych". Szereg zaobserwowanych detali i poznanych osób, coś podpatrzonego i podsłuchanego w swoim mieście i dzielnicy, czyli sól każdego posługującego się słowem, jest solidnym punktem wyjścia do tego, by stopniowo zwiększać perspektywę, zasięg diagnoz i nabrać uniwersalności w żagle. Stolica Barei, akacji nad Wisłą i sprzedawczyń dostojnych jak z opery Moniuszki sąsiaduję ze zdeprawowaną metropolią ze "Ślepnąc od świateł" Żulczyka, zdolną wciągnąć wszystko, co białe. "Coroczne obchody, ogrody na dachach / Warszawa sztuczna, aż musisz zapłakać" - pomstuje raper. Nie tylko nie gryzie się w język zdradzając tajemnice alkowy i rodziny, nie kalkuluje czy wypada bronić uchodźców, ale też udowadnia, że z Wyględowa do Yonkers jest bliżej niż myślimy. I to jest podróż do odbycia w głowie.

Śpiewność flow Mesa sprawia, że nikt chyba nie odważyłby się nazwać jego rapu deklamowaniem. To wartość sama w sobie. To jak pisze teksty, to jak je wykonuje, wyciąga bity z ram - tego nie słucha się jak hip hopu, a wbrew pozorom hiphopowe jest do cna. Kluczem i dobrym wypisem inspiracji wydają się wersy: "Moja rodzina Gambino - Childish / nie imponują już chłopcy z ferajny / Mój Pac nie 2Pac, mój Paak - Anderson". Muzyka nie odstaje od trendów, dlatego nikogo nie zdziwi gęstość, podziały rytmiczne, zimno i psychodeliczność, bezduszne pozornie elektroniczne przeszczepy, trochę mamrotania w "Rudym Kurniawanie", ślizganie się we własnym rytmie obok podkładu na 4/4 w "Underground Poland", to jak lekko udało się dosiąść  dancehallu w "Wyględowie". Tylko, że Mes jest stylowy - zamiast autotune'a w "Zimie" rządzi nadal wokoder, a z myślenia o kompozycji, dobranego instrumentarium co rusz wyziera przez całą płytę stary, dobry jazz.

Z krążka zapamiętam "Kule z bukszpanu" z pląsającą się i perlącą pod spodem piszczałą, solidnymi bębnami, basowym synthem i zdolnością mówienia lekko o skrajnie trudnych rzeczach; jamową atmosferę wolno stąpającej "Zimy". Ponury klawisz i błąkający się dęciak w "100 wymówek" sklei mi się z następnym "Jeszcze", formą dźwiękowej melasy z doskonale napisanymi, świetnie korespondującymi ze sobą wejściami Mesa i kompana z grupy Flexxip - Emila Blefa.

"RAPERSAMPLER" jest płytą dobrą, wręcz bardzo dobrą, choć mogłaby być lepiej zbilansowana - pod koniec, nim "Wyględów" rozładuje atmosferę, robi się przyciężko. Już wcześniej zdarza się, że wraca znana z "Ała" potrzeba łuskania pojedynczych linijek i rozwiązań muzycznych z natłoku bodźców. Zdarza się Mesowi utracić dyscyplinę myślową, gadać wokół zamiast strzelić słowem w sedno, zapędzić numer w hermetyczną sytuację czytelną chyba przede wszystkim dla najbliższego otoczenia. Nie jest jednak ani pierwszym, ani nawet setnym mistrzem ceremonii na tym przyłapanym, to może być też dowód na to, że nie chcę mu się iść na kompromisy i dostosowywać wizji pod możliwości odbiorcy. Albo po prostu w odbiorcę wierzy, bo go nie targetuje. Moim zdaniem "RAPERSAMPLER" nie przeskakuje "Trzeba było zostać dresiarzem", bo jest ekscytujący, wizjonerski i błyskotliwy, ale nie aż tak. Zasługuje na wyznawców, również przez to, że ich desperacko nie szuka, twórczość stawia na piedestale, ponad twórcę (zadane w "Rudym Kurnawanie" pytanie o to po co muzyka udawać, skoro muzyka obchodzi cię najmniej powinno rozbrzmiewać miesiącami w głowach całej branży), pochwala wolnomyślicielstwo. Mes będąc sobą jest naprawdę kimś.

Ten Typ Mes "RAPERSAMPLER", Alkopoligamia.com

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas