Recenzja Tau "Remedium": Lek na całe zło

Krzysztof Nowak

Bądź spokojny, Tau - nawet mocno uduchowiony - nie wychodzi z rapowej formy. "Remedium" doceni jednak tylko ściśle sprofilowany odbiorca.

Okładka Tau "Remedium"
Okładka Tau "Remedium" 

Gdy w 2008 roku światło dzienne ujrzał "Seans Spirytystyczny", stało się jasne, że w polskim światku pojawił się kolejny interesujący raper. Do Piotra Kowalczyka, używającego jeszcze nie tak dawno temu pseudonimu Medium, przylgnęła łatka artysty poszukującego łączności z absolutem i dociekającego sensu naszego istnienia. Zmiana ksywki na Tau i założenie wytwórni Bozon Records wpisują się w kolejny etap przemiany kielczanina. Jej ostatnim akordem jest album "Remedium", który z pewnością spodoba się słuchaczom poszukującym religijnego przewodnika. Inni odbiorcy raczej nie przyjmą go z otwartymi ramionami.

Tego stanu rzeczy nie jest w stanie zmienić prawdziwy spektakl umiejętności raperskich, jaki rozgrywa się w aż 17 utworach. W wachlarzu zagrań Kowalczyka znajdziemy m.in. bardzo melodyjny flow, umiejący okiełznać każdy typ podkładu, wplecione z głową przyspieszenia, świadome korzystanie z offbeatu czy modulowanie głosem. Tyle że na "Remedium" nie chodzi wcale o warsztat, tylko o treść - a ta budzi niejednoznaczne odczucia. Tau nie pozostawia w zasadzie furtki dla indywidualnej refleksji, zawłaszczając przestrzeń kaznodziejskim niekiedy tonem, wprowadzaniem modlitwy i mówieniem wprost: rób to, zaprzestań tego. Nawet gdy przedstawia własne, często bardzo przejmujące epizody z przeszłości, podporządkowuje je nieco nachalnej ewangelizacji.

Goście za to nie idą z nowiną za gospodarzem - i w niektórych przypadkach może to nawet dobrze, bo dzięki temu piekielnie dobrą zwrotkę zaserwował Zeus, a Lecrae nawinął tekst swojego polskiego kolegi z taką energią, że mógłby nią obdarować niejednego rapera. Do największych bolączek należą niektóre refreny, jak chociażby ten z "Cudotwórcy", pasujący do utworu jak kwiatek do kożucha. Warte odnotowanie jest to, że z religijnego schematu kielecki raper wyrywa się tylko na moment za sprawą "Radia Kielce", które ma w sobie coś z boom bapowego sznytu.

Jeśli nawet z religijnym przekazem Tau jest komuś nie po drodze, niemożliwe jest niedocenienie rzetelności, jaką kielczanin i trzej inni producenci (Zdolny, Gawvi, Chris Carson) wykazali się przy tworzeniu muzyki na album. Już "Pierwsze Tchnienie" robi solidny mętlik w głowie - bit zmienia się wraz z opowiadaniem o każdym z kolejnych rozdziałów kariery, jakby chciał pokazać, ile się zmieniło na przestrzeni lat. To zaskakujące, jak dobrze obok siebie egzystują uczuciowy, jazzowy duch z bogactwem fortepianu, dęciaków, clapami i pojawiającym się odgłosem bicia serca oraz cykające, wartkie i pulsujące nowoczesnością partie. No i to piorunujące zakończenie w postaci odwołującego się klimatem do r'n'b "Puk Puk"! Jest w czym wybierać.

W "Ostatnim Razie" gospodarz modli się, by serca tych, którzy akurat go słuchają, otrzymały choćby promień światła, które sam dostał od Boga. I chociaż pewnie nie wszyscy zgadzają się z jego nauką i tego światła nie dostają, "Remedium" jest bardzo solidnym i wartym poznania materiałem.

Tau - "Remedium", Bozon Records

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas