Recenzja Sidney Polak "3": Codzienność w dużym mieście

Zdaje się, że bębniarz T.Love znalazł sposób na samochodową nudę podczas porannych korków.

Sidney Polak prezentuje solowy album "3"
Sidney Polak prezentuje solowy album "3" 

Perkusista, tekściarz, kompozytor, wokalista, producent, beatmaker i inżynier dźwięku. Najbardziej uniwersalny muzyk T.Love po dziewięciu latach wrócił z solową płytą. I dobrze, bo mimo kilku wad, banalnych rymów i niezbyt skomplikowanych melodii, "3" okazuje się przyzwoitą alternatywą dla porannych radiowych programów. Przynajmniej w stolicy, bo nowa płyta Sidneya Polaka to wycieczka po współczesnej Warszawie.

Różne rzeczy działy się w polskiej muzyce w pierwszych latach nowego milenium. Prasa muzyczna trzymała się nieźle, gusta młodych kreowała Radiostacja, Ich Troje paletami dostarczało płyty do sklepów, a największe ówczesne gwiazdy rapu były w życiowej formie. I to właśnie MC's są bardzo istotni w przypadku Sidneya Polaka - jego fascynacja hip hopem nie wzięła się znikąd.

Pierwszy, wydany w 2004 roku album, pokazał Sidneya z zupełnie innej strony. Rock trochę poszedł w odstawkę, a do głosu zaczęły dochodzić inne formy. Mocne single (do tej pory często słychać "Chomiczówkę" i "Otwieram wino"), eklektyzm i pierwszoligowe rap nazwiska na płycie. O ile występ Trzeciego Wymiaru w "Innym Wymiarze" jest już zapomniany, to wpływ Pezeta, nie tylko na komercyjny sukces albumu, nie podlega żadnym dyskusjom. Tutaj warto szukać punktu wyjścia do kolejnych nagrań perkusisty T.Love - próby opisywania dnia codziennego za pomocą melorecytacji. Raz lepiej, raz gorzej, ale po swojemu. Coś jak Kazik kilkanaście lat temu, jednak z uboższym słownictwem i mniejszą plastycznością, ale za to z naturalnym i niewymuszonym komentowaniem rzeczywistości.

Po brzmieniowych eksperymentach z Pezetem na "Radiu Pezet" przyszedł czas na powrót do korzeni i klimatów znanych z pierwszej solówki. "3" brzmi jak naturalna kontynuacja "Sidneya Polaka" i "Cyfrowego stylu życia". Drugoligowy (taki, któremu nie grożą ani awanse, ani spadki) rap zbija pionę ze średniej jakości reggae, co na papierze wygląda wręcz odpychająco. Na szczęście w praktyce jest zupełnie inaczej - jest kilka numerów do których warto wracać, bo pałkerowi T.Love kilka razy udaje się zainteresować słuchacza.

Sidney Polak powrócił do solowej karieryWojciech OlszankaEast News

Kłamliwa jest ta pojawiająca się teza o "nowych historiach na nowych zaje*istych beatach". To stary Sidney, bawiący się w stołecznego gawędziarza, którego asem w rękawie są obserwacje i wspomnienia. Przewijają się pierwszy koncert Beastie Boys i imprezy, na których grał Liroy. Jest brutalny, grający na emocjach i trochę popsuty przez refren "Hardcore". "Korek" to jeden z lepszych opisów dnia codziennego, które ostatnio można było usłyszeć. Genialnie prezentuje się "Pozwól, że nadam ci imię", które jest być może jego najlepszą piosenką w karierze. Zgoła odmienne odczucia można mieć w przypadku słabiutkiego coveru "Ajrisz" macierzystej kapeli.

Nic nowego, więc na co te zapowiedzi? Może tych nowości szukać należy w beatach? Skądże. Jest prosto, chwytliwie, typowo sidneyowo, chociaż zdarzają się nieodkryte pola, jak te w "Sporcie" i "Twarzą w twarz", ale gdzie im do wspomnianej zajebistości? Daleko, oj bardzo. Dominuje tutaj reggae, jednak bez podstaw do delegalizacji, często słychać hiphopowy beat. Przyzwoitością też można zyskać.

"3" to zwykła płyta, z nośnym singlem, kilkoma świetnymi piosenkami, wieloma przeciętniakami i słabą melodią w "Więcej od złota". Próżno tu szukać wybitnych numerów, ale ciężko nie radować się "Byłem tam!", "Korkiem" i "Pozwól, że nadam ci imię". Nie da się nie uśmiechnąć się przy takich wersach jak "Popatrz jak startują samoloty / Romantycznie tak". Sidney Polak znowu pokazał, że zwyczajnością można coś ugrać. Tym razem mniej, ale może to i lepiej?

Sidney Polak "3", Warner Music Poland

6/10


Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas