Recenzja Sarsa "Zapomnij mi": Przeciwko spójności krążka i językowi polskiemu

Jak mówi informacja prasowa, Sarsa Markiewicz jest artystką, która do mainstreamu wprowadza znamiona alternatywy. Ale raczej nie chodzi tu o muzykę. Prędzej o inny rodzaj rozumienia pojęcia "spójność krążka" i alternatywną wersję języka polskiego.

Sarsa na okładce debiutanckiej płyty
Sarsa na okładce debiutanckiej płyty 

O singlowym "Naucz mnie" powiedziano już chyba niemal wszystko. Atakujący zewsząd utwór co prawda kompozycyjnie mieści się w krajowej średniej, ale ma mocny, wyróżniający się hook, który zostaje jako jedyny w głowie po przesłuchaniu całości numeru. No, może nie do końca, bo Sarsa zadaje tam językowi polskiemu rany, które nie dość, że długo się goją, to pozostawiają po sobie trwałe blizny. Nie tylko zresztą w tym utworze. Sprawy nie ułatwia uwielbienie do inwersji i fakt, że wokalistka nie kwapi się, aby odpowiednio zaakcentować obecność jakichkolwiek znaków interpunkcyjnych w śpiewanych przez siebie frazach.

To nie wszystko: słuchając albumu nieustannie można złapać się na poczuciu, że Sarsa w trakcie śpiewania zapomniała o jednym słowie bądź pominęła cały wers. Takie kwiatki jak "Stygnie mi serce, sen nie daje spać" w "Dogonię nas", urywanie wątków i przewijające się przez znaczną część krążka częstochowskie rymy pokroju "wie/że", "być/żyć", "dni/mi", "sam/mam" przybijają tylko gwóźdź do tekstowej trumny. Do tego obecne na płycie anglojęzyczne odpowiedniki "Zapomnij mi" i "Ona nie jest mną" każą nawet pomyśleć, że Sarsa najpierw pisze swoje teksty po angielsku, a później dopiero tłumaczy je na polski i właśnie dlatego piosenkom w naszym ojczystym języku brak zgrabności.

Trzeba jednak oddać honor Sarsie. W końcu ma charakterystyczny głos, który zdecydowanie mógłby być jej zaletą. Mógłby, bo piosenkarka prowadzi go zazwyczaj stosunkowo nisko, bezpiecznie - za mało się nim bawi, jakby wciąż nie miała do siebie zaufania. Stąd "Feel No Fear" z wejściem na wyższe rejestry jest sporym odświeżeniem. Zresztą to najlepszy utwór na płycie: powolna elektroniczna kompozycja przecięta zostaje w połowie dubstepowym dropem, wzmacnianym przez genialny, 8-bitowy motyw. Równie intrygujące jest "Dumb Love" z syntezatorami, wyjętymi wprost z ery space-disco. I tylko lepszej perkusji tu brakuje.

Na dodatek utwory na płycie nie współgrają ze sobą. Mamy jeszcze "Pozwól odejść", będące kompozycyjną powtórką z "Naucz mnie". Tytułowy utwór to już epigonizm Lany Del Rey, pozbawiony jednak retro-posmaku; bezpośrednia inspiracja amerykańską wokalistką słyszalna jest za to w "Brown Eyes". "Indiana", bardziej niż jako samodzielny utwór, sprawdziłaby się jako piosenka na ścieżce dźwiękowej animowanej wersji "W pustyni i w puszczy". I to nawet jeżeli sens tych szamańskich przyśpiewek i ich związek z tematyką utworu nie jest zapewne znany samej autorce.

Brakuje mi wokalistek, które mają odwagę śpiewać po polsku, ale w przypadku Sarsy angielski wydaje się jedynym słusznym wyborem. Najbardziej szkoda jej wokalu, szczególnie, że w "The Voice of Poland" piosenkarka zapowiadała się naprawdę ciekawie. Nie dajcie się zwieść opiniom, że autorka "Zapomnij mi" ma cokolwiek wspólnego z alternatywą, bo to zwykły, przypudrowany pop, który broni się w zaledwie kilku momentach. Muzyka autorska? Lepiej sięgnijcie po to, co w tym roku zaoferowali Oly. czy Fismoll, bo nagrali krążki przyjemne, a - przede wszystkim - nie pozostawiające kaca.

Sarsa "Zapomnij mi", Universal Music Poland

3/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas