Recenzja Rudimental "We the Generation": Fabryka przebojów

Tomek Doksa

Nie przez przypadek nową płytę Rudimental otwiera numer "I Will For Love". Ten album rzeczywiście powstał z miłości. Z miłości do wielkich przebojów.

Okładka płyty Rudimental "We the Generation"
Okładka płyty Rudimental "We the Generation" 

"To dla nas bardzo ważne, by wciąż pamiętać, skąd się wywodzimy" - wspominał w jednym z przedpremierowych wywiadów Amir Amor. O ile jednak w biografiach i internetowych encyklopediach przy składzie Rudimental wciąż widnieje dumny napis: "drum'n'bass band", o tyle najnowszy album weryfikuje przynależność gatunkową brytyjskiej formacji. Już na poprzedniej płycie "House", kolektyw śmiało wychodził poza drum'n'bassowe ramy, bawiąc się równie dobrze house'owymi i soulowymi brzmieniami, ale "We the Generation" to już czysta manifestacja otwarcia się na muzyczny mainstream i przestawienie działania Rudimentalowej machiny na tryb wyraźnie popowy. Przypadek "We the Generation" przypomina mi debiutancki, producencki album innego Brytyjczyka - Naughty Boya, który też zaczynał od bitów m.in. dla Waleya, Dizzeego Rascala i Professora Greena, by na "Hotel Cabana" skupić się już wyłącznie na hitach nagrywanych do radia i skrojonych pod sceny wielkich festiwali. Rudimental, mimo że korzenie może mieć bardziej rasowe, w popowych klimatach też czuje się dziś najlepiej. Co słychać zresztą od pierwszych minut jego najnowszej płyty - gdyby z okładki wymazać nazwę zespołu, ciężko byłoby wam przypisać album do konkretnego gatunku. Na "We the Generation" przebój bowiem goni przebój, a modne brzmienia zmieniają się jak w kalejdoskopie.

Ale to akurat żaden zarzut - stadionowa poza bardzo Rudimentalowi w końcu odpowiada. Ten zespół, co pokazał też niedawny występ na Live Festivalu w Krakowie, dotarł już bowiem do takiego etapu, na którym nie pozostaje mu nic innego, jak tylko łechtać masową publiczność chwytliwymi numerami i współpracą z największymi osobistościami muzycznej sceny (przez "We the Generation" przewijają się m.in. Ed Sheeran, MNEK oraz sam Bobby Womack, dla którego numer "New Day" okazał się jednym z ostatnich w jego karierze). Dlatego lepiej, że bawi się w dobry, bezpretensjonalny pop, aniżeli próbuje rozkręcać niepewną, nowobrzmieniową rewolucję, czego zapewne wielu słuchaczy jednak by po nim oczekiwało.

Od tego drugiego niech jednak będą inni, a ekipie Rudimental oddajmy, co jej rzeczywiście należne - że w ciągu ledwie dwóch lat wyrosła na najciekawszy brytyjski zespół muzyki rozrywkowej, na drugim krążku dostarczając znowu więcej niż solidną porcję przebojowych bitów i wbijających się w głowę refrenów. Choć też z drugiej strony - o ich prawdziwej sile przekonamy się dopiero przy okazji następnego występu Rudimental w Polsce. Bo ta muzyka to ewidentnie bomba z koncertowym zapłonem.

Rudimental "We the Generation", Warner Music

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas