Reklama

Recenzja Rihanna "Anti": Bez skrótów, bez nudy

Na skrzyżowaniu popu i r'n'b, w miejscu gdzie rezyduje Rihanna ruch jest duży, a światła szybko się zmieniają. Ale dziewczyna z Barbadosu przytomnie kieruje swoją karierą. Umie pojechać bezpieczne i docisnąć pedał gazu.

Na skrzyżowaniu popu i r'n'b, w miejscu gdzie rezyduje Rihanna ruch jest duży, a światła szybko się zmieniają. Ale dziewczyna z Barbadosu przytomnie kieruje swoją karierą. Umie pojechać bezpieczne i docisnąć pedał gazu.
"Anti" Rihanny to płyta dla każdego /

Drogi Januszu, surfujący w klapkach po falach polskich radiowych - muszę cię zmartwić. Tu nie ma drugiego "Umbrella", ani choćby drugiego "What's My Name" czy "We Found Love". Pewno polubisz najntisowe "Kiss It Better", trącącą myszką pościelówę z wyeksponowaną gitarą elektryczną, ale atonalny, szarpany, jakże wrogi dla ucha "Woo" może doprowadzić do drżenia twoich włochatych łydek. A "Same Ol' Mistakes"? Ty wiesz, że ktoś tu brał narkotyki. Zakwaszona kompozycja, z retro-syntezatorami, a nawet szczyptą country ciągnie się jak teatr telewizji. Ani do fury, ani na grilla.

Reklama

Ej Baśka, wiem, że chcesz potańczyć i puścić coś z telefonu w autobusie, żeby ludzie sobie wreszcie fajnych rzeczy posłuchali. Niestety, tu nawet Timbaland, którego obie części "Shock Value" tak lubisz, jest jakiś taki kameralny i nienachalny. Zresztą ten numer na wejście, w którym RiRi akcentuje jak dzikuska, a kompozycja jakaś taka brudna, ciężkawa i trzeszcząca, może już być ostrzeżeniem. A "Never Ending"? Przecież to się zaczyna jak losowo wybrany przebój Aviciego. Ale nie ma klubowego pi***olnięcia, morduchno ty moja, jest ballada dla amerykańskich miśków z interioru.

Szanowna reszto odbiorców, proszę wybaczyć te podłe stereotypy powyżej i dać się przekonać, że Rihanna nagrała fajną płytę. Taką, gdzie znajdzie się trochę miejsca na nowosoulowe rozmycia i nieoczywiste klawiszowe partie, stary dancehall, wycieczki w stronę tego jako śpiewają ostatnio brytyjskie soulowe wokalistki, ale i tego jak śpiewała kiedyś Janis Joplin.

Taki gdzie odlot Tame Impali (szkoda, że nie jest to nowa kompozycja, bo z kooperacji Fenty-Parker moglibyśmy mieć jeszcze wiele pożytku. Chciałbym takiego hipsterskiego r'n'b i takich inspiracji białą muzyką w czarnym repertuarze) może spotkać się z pełzającym basem odruchowo przebojowego DJ-a Mustarda, a dzwoneczki, organy i chórki spóźnione o jakieś 50 lat, z autotunem Drake'a. I to wszystko o dziwo gada ze sobą, łączy się w całość. Płyta dla nikogo? Moim zdaniem właśnie dla każdego.

Rihanna "Anti", Universal

7/10

Sprawdź tekst "Bitch Better Have My Money" w serwisie Teksciory.pl

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rihanna | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy