Recenzja Ray Wilson "Makes Me Think Of Home": Odwagi!
Iśka Marchwica
Ray Wilson nagrał bardzo ładną, klasyczną rockową balladę "Makes Me Think Of Home". Minipoemat muzyczny o poruszającym tekście, zgrabnie skonstruowanych wstawkach fletu i saksofonu, z wprawiającym w miłe bujanie rytmem. Balladę, która wciąga na całe swoje prawie osiem minut trwania. A potem Ray dograł resztę płyty i to nie była najlepsza decyzja.
Co tu kryć - Ray Wilson od kilkunastu lat tęskni za Genesis. Nawet kiedy coś w Genesis umierało, Wilson nie potrafił się z tym najwyraźniej pogodzić. Od kilku lat koncertuje więc z projektem Genesis Classic, starając się podtrzymać pamięć o klasykach rocka. Ten sentyment i kurczowe trzymanie się przeszłości słychać też w jego albumach - poprawnych brzmieniowo i utrzymanych w tej jednak przestarzałej stylistyce. I tak można by opisać najnowsze "Makes Me Think Of Home" Raya Wilsona, choć tym razem wokalista pomiędzy utrzymane w jednym sosie rockowe piosenki wplótł ballady trącące "Anathemowym" patosem.
Cała płyta to bardzo tradycyjny i bardzo bezpieczny rock, który na pewno zadowoli miłośników gatunku. Są więc miękkie gitary i zgrabne harmonie głosów ("The Next Life"), które od jakiegoś czasu kojarzą się niezmiennie ze stylistyką z pogranicza rocka i pop-rocka. Znalazło się też trochę miejsca na odwołania do country, a może po prostu folk-rocka rozmarzonego typowo amerykańskiego grania - "Tenessee Mountains", "Anyone Out There" z gitarą, jakby wyciągniętą z soundtracku do westernu, czy zamykające album "The Spirit" z uwłaczająco elektronicznie generowanymi smyczkami. A jeśli już trochę folku się wkradło, to nie mogło też zabraknąć stylistyki folku chrześcijańskiego - typową dla piosenek gospel energię i konstrukcję, łącznie z powtarzaniem "Amen" przez chórek, ma "Amen to That".
I chociaż wszystko to brzmi ładnie, miejscami nawet zwracają uwagę brzmieniowe smaczki, jak basowy pochód w "Don't Wait For Me", to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Wilson nie dał z siebie wszystkiego. "Makes Me Think of Home" to zestaw dziewięciu bardzo podobnych do siebie piosenek, bez wyrazu i głębi. Brakuje tu pazura, rzucenia się na zdobycze nowego sprzętu, zaangażowania dobrych solowych instrumentalistów, których przecież nawet w Polsce nie brakuje, komentarza do rzeczywistości, muzycznego rozpuszczenia i oddania się w ekstazę, która przez lata była niemal wizytówką rocka, nie mówiąc już o rocku progresywnym czy post-rocku.
Swoją nową płytą Wilson potwierdza, że ten gatunek jest coraz trudniejszy do utrzymania - potrzebuje nowych bodźców, świeżych tematów, odważnych rozwiązań. Tego "Makes Me..." ogromnie brakuje i dlatego też płyta przelatuje przez głośniki, pozostawiając jedynie miłe wrażenie, a bardzo rzadko wzbudzając chwilowe zainteresowanie. Wyjątkiem jest wspomniane tytułowe "Make Me Think of Home", w którym Ray Wilson odważył się przypomnieć złożone ballady sprzed lat. Jak na muzyka z takim doświadczeniem, to jednak stanowczo za mało.
Ray Wilson "Makes Me Think Of Home", Jaggy Polski
5/10