Recenzja Natalia Przybysz "Prąd": Natalia Przybysz pod napięciem
Tomek Doksa
"Jack White w spódnicy"? Nowa Natalia Przybysz powinna się obronić bez komplementów Tymona.
Zanim jeszcze "Prąd" się ukazał, Tymon Tymański jednym zdaniem załatwił wszystkich dziennikarzy i ukradł im najbardziej chwytliwą recenzję tego krążka. Przyrównać album polskiej wokalistki do twórczości White'a to sztuka na naszym rynku niespotykana, dlatego tym bardziej gratuluję Tymonowi wyobraźni - sam bym się na takie porównanie raczej nie wysilił. Choć płyta, podobnie jak projekty Jacka, rzeczywiście hołduje najlepszym tradycjom rocka - w oszczędnych, utrzymanych w knajpianym klimacie utworach słychać fascynacje bluesem i country, gitary zaś pięknie rzężą i zapędzają się w solówki - jednak porównanie to mocno naciągane i też krążkowi Natalii po prostu niepotrzebne. Dajcie spokój z White'em, skupcie się na Przybysz. Jej "Prąd" nie potrzebuje żadnych zagranicznych wspomagaczy - komentarz, że to najbardziej przemyślane dzieło wokalistki, jest już dużo bardziej sprawiedliwy.
"Jack White" może odstraszać starszych fanów Natalii, tych, którzy albo wciąż tęsknią za Sistars, albo czekają na kolejny dobry materiał nagrany z Enveem. A oni też powinni koniecznie sprawdzić, ile rzeczywiście mocy jest w tym jej nowym "Prądzie". Bo choć to płyta rockowa, to jednak bardzo Przybyszowa - z jej charakterystycznymi, barwnymi tekstami i niepodrabialnym głosem, który zaskakująco dobrze sobie radzi w garażowych rejonach. Zabawa z dorobkiem Janis Joplin to jedno, tamta kreacja wręcz mi się nie podobała, tutaj mamy coś zgoła innego - poza pewnymi wyjątkami (ukłony w stronę Miry Kubasińskiej i Niemena) to rock bardzo autorski, który tylko potwierdza, że Natalii nowy pomysł na siebie ma sens i dobrze, że zdecydowała się iść w tym właśnie kierunku.
Prawie wszystko mi się tym jej "Prądzie" zgadza. Prawie, bo zastanawia tylko obecność na albumie bardzo przeciętnego i nieprzystającego do reszty numeru "Nie będę twoją laleczką". Nie, Natalia, nie musisz. Bylebyś tylko podpinając następnym razem gitarę do prądu wystrzegała się okruchów-karaluchów i tym podobnych wycieczek w swoich tekstach. Od tego mamy na naszej scenie inne mości panienki.
Natalia Przybysz "Prąd", Warner
8/10