Recenzja Mrozu "Aura": Re(tro)wolucji ciąg dalszy
Mrozu wraz z "Aurą" utwierdza swoje miejsce jako jednego z najlepszych wokalistów na naszym rynku, a przy okazji po raz kolejny zaskakuje. Jednak trzeba przyznać, że zupełne wyzbycie się wpływów r'n'b ze swojej muzyki na rzecz bluesa i rock'n'rolla zadziałało w jego przypadku nad wyraz dobrze.
Zestawiając ze sobą debiutanckie "Miliony monet" (posłuchaj tytułowego singla!) z 2009 i tegoroczną "Aurę" aż trudno uwierzyć, że mamy do czynienia z tym samym artystą. Wiadomo, ewolucja Mroza była wyraźnie sygnalizowana i dało się dopatrzeć, w którą stronę pójdzie dalej muzyk, kiedy kilka lat temu zaatakował najbardziej przejściowym "Rollercoasterem" (skąd pochodziła piosenka "Jak nie my to kto" - największy hit artysty i przy okazji niezły trop względem tego, gdzie podążył później wokalista).
Poprzedni album - "Zew" z 2017 r. - nie był tylko krokiem w klimaty retro: był wielkim susem w morze, które wcześniej zapowiadane było co najwyżej obserwowanymi z brzegu strumieniami rzecznymi. Dodajmy: susem nad wyraz udanym. Muzyk postawił w pełni na żywe instrumenty, zrezygnował z plastikowych syntezatorów cechujących początki jego kariery, a przede wszystkim ujawnił swoje dużo dojrzalsze oblicze. Stawiając wysoko poprzeczkę sobie, postawił ją również w roku wydania płyty na rodzimym terenie muzycznym. Czym w związku z tym jest "Aura"? Jednocześnie kontynuacją tamtych klimatów, jak i... kolejnym zwrotem.
Na "Aurze" niewiele zostało bowiem z króla polskiego r'n'b, jak jeszcze mawiano o Łukaszu Mrozie jeszcze kilka lat temu. A trzeba przypomnieć, że "Zew" miejscami dawał jeszcze znać, z jakich klimatów wywodził się muzyk. Jeżeli już mielibyśmy przyporządkować "Aurę" do jakiejś konkretnej szufladki, na usta cisnęłyby się blues i rock'n'roll.
W "Zapnij pas" swoją harmonijką i charakterystycznym rytmem serwuje ostrą jazdę nad rzekę Missisipi. Na początku utworu tytułowego czuć z kolei, że na muzyka równie duży wpływ miała twórczość Tadeusza Nalepy, chociaż z czasem autor "Aury" skręca mocno w stronę rock'n'rolla. "To mój dzień, czuję, że już się nie cofnę" śpiewa Mrozu w pierwszym z tych utworów i faktycznie: po takim stylistycznym zwrocie trudno będzie powrócić do roli obiektu westchnień nastolatek.
Czasami na "Aurze" znajdą się nawiązania do nieco innych klimatów: "Pablo E." napędzane jest reggae'ową wibracją (mam wrażenie, że pod kątem kompozycji tkwią tu mocne nawiązania do największego klasyka tego gatunku na naszej scenie, czyli "W moim ogrodzie" Daabu - posłuchaj!). Z kolei w "3:33" nie brakuje nawiązań do tradycyjnej hiphopowej produkcji (sampel wokalny, funkowe bębny, mocny bas). "Feniks" to już alternatywne, ciężkie country, o które oskarżyłoby się Nicka Cave'a. W gruncie rzeczy to wszystko to jednak tylko smaczki - podstawą okazuje się zawsze blues i rock'n'roll. Nawet tak chętnie obecny na "Zewie" soul, tu zostawia znacznie mniejsze piętno.
Nie jest to bynajmniej muzyka trudna w odbiorze. Ba, nie zdziwiłbym się, jeżeli Mrozu chętnie zaadoptował się w najbliższej edycji Męskiego Grania. Utwory są niby pełne przesterowanych gitar, lekko garażowe, ale całość jest jasna, przejrzysta i kojarzyć się może chociażby z tym, jakie podejście do dźwięku znajdowało się na coverach Czesława Niemena śpiewanych przez Krzysztofa Zalewskiego (którego fani na "Aurze" odnajdą się wręcz idealnie). Trudno doszukać się tu potencjalnych przebojów porywających tłumy równo mocno, co swego czasu "Miliony monet" oraz "Jak nie my, to kto". Dostajemy za to porządnie napisane kompozycje, nad którymi unosi się atmosfera lat 70.
To, co najbardziej imponuje na tym albumie to jednak wcale nie kompozycje i nie atmosfera albumu, ani nawet nie teksty - te są po prostu zgrabnie napisane, ale tylko tyle, wszak trudno nazwać je kopalnią cytatów czy dawką niespotykanych przemyśleń. Najważniejsze są natomiast same umiejętności wokalne Mroza. W jednej chwili leci twardo, swobodnie, by za chwilę chrypnąć bluesowo. Raz ujawnia zawadiacką, cwaniacką barwę, a po chwili potrafi zauroczyć romantycznym lub prześmiewczym falsetem czy - wręcz przeciwnie - zakończyć chropowatym przeciąganiem słów.
Słychać w tym niesamowitą pewność siebie, a nade wszystkim doskonalenie swojego warsztatu przez lata. I naprawdę chciałbym wykazać jeden konkretny utwór, w którym prezentuje pełnię swoich umiejętności, ale mógłbym tak naprawdę zrobić losowanie. Może "Lek"? Może rozpoczynające album "Chcę do ciebie wrócić"?
Nawet jeżeli Mrozu wydaje się niechlujny, a głos mu się zaczyna łamać to tkwi w tym celowość oraz doskonała umiejętność panowania nad każdym aspektem działania swoich narządów artykulacyjnych. Trudno zresztą myśleć o tym w inny sposób, gdy właśnie takie działania prezentuje w nawiązującym do estetyki punku "Systemie".
"Aura" to album niesamowicie przemyślany. Brakuje tu komercyjnych wycieczek, a utwory nawet jeżeli potrafią działać autonomicznie, to najlepiej łyka się je jako część układanki. I wiecie co? Naprawdę głupio narzekać na polską muzykę, gdy zdarzają się tu tak przyjemne dzieła. Sprawdźcie koniecznie!
Mrozu "Aura", Gorgo Music
8/10
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***