Recenzja Mord'A'Stigmata "Dreams of Quiet Places": Eksperymenty popłacają
Jedni z rodzimych prekursorów eksperymentalnego podejścia do black metalu dokładają do swojej formuły elektronikę i wychodzą na tym jeszcze lepiej niż dotychczas.
Mord'A'Stigmata to jeden z tych zespołów, które kilka lat temu skutecznie zapisały się na rodzimej scenie blackmetalowej - grupa z Bochni była jednym z prowodyrów eksperymentowania z tym gatunkiem i przesuwania jego granic. Wydanym w 2017 roku "Hope" tylko potwierdzili swoją pozycję - dostaliśmy wówczas pozycję duszną, wręcz klaustrofobiczną, ale jednocześnie bardzo progresywną w kompozycyjnych założeniach (nie mylcie proszę z metalem progresywnym jako gatunkiem, bo to zupełnie inna para kaloszy).
A co tym razem dostaliśmy od polskich mistrzów post-blacku? "Dreams of Quiet Places" z jednej strony jawi się w prosty sposób jako kontynuacja poprzedniego albumu: przede wszystkim zabawą aranżacją, bogatą we wszelkiego rodzaju przejścia, przeskakiwanie z klimatów, wyczucie, jeżeli chodzi o to, kiedy należy dać słuchaczowi odpocząć. Tak, ten progresywny aspekt Mord'A'Stigmata nadal trzyma się mocno. Z drugiej strony, ich nowe dzieło to pozycja zdecydowanie bardziej przestrzenna, otwarta i jeszcze mocniej idąca w eklektyzm.
Jeżeli bowiem o ten ostatni aspekt chodzi, "Dreams of Quiet Places" brzmi szczególnie ciekawie, gdy porówna się tę płytę z "Vacuum" Entropii. Na ostatniej swojej płycie Entropia chętnie czerpała z różnych podgatunków muzyki elektronicznej, nawiązując do techno czy IDM-u. Mord'A'Stigmata robi niby to samo, choć w ich przypadku elektroniczne inklinacje prowadzą do zupełnie innych miejsc.
"Spirit Into Cristal" rozpoczyna się jak industrialowa miazga z przełomu lat 80. i 90. ubiegłego wieku, mocno akcentując syntezatorowe arpeggia. Miarowy bit z kolejnymi segmentami kompozycji zmienia się w ciężkie, solidne, łupiące mózg bębny, by ostatecznie wylądować z całym utworem w coś, co brzmi jak owoc twórczości jakiegoś bękarta muzyków z Type O Negative i Depeche Mode. Co więcej, bękart ten w okresie dorastania zaczyna buntować się przeciw rodzicom, by w ramach swojej walki z zastanym porządkiem świata biegać w czarno-białym makijażu po norweskich lasach. Rzecz absolutnie wspaniała.
W "Into Soil" idą dalej - gitarowy, potężny początek ciągnięty przez marszowo kroczące acz łamiące bębny dopełniany jest krzykami Iona. W pewnym momencie niespodziewanie przecinane zostają przez minimalistyczne syntezatory w duchu Tangerine Dream czy Klausa Schluze'a. Wpływy elektroniki do ostateczności zostają doprowadzone w kończącym płytę utworze tytułowym, stanowiącym zakręcone połączenie industrialu i minimal techno.
Ale czy to znaczy, że muzycy postawili przede wszystkim na elektronikę? Ależ skąd! To smaczek - niesamowicie zauważalny, wyrazisty, ale wciąż smaczek, bo jeżeli chodzi o fundament, to wciąż nade wszystko płyta metalowa. Posłuchajcie chociażby tego powalającego, silnie stąpającego groove'u w bębnach rozpoczynających "Exiles", który to utwór przechodzi następnie w czysty black. Tych prących blastów w połowie czwartej minuty "Into Soil", wżynających się, nisko osadzanych, powolnych riffów w "The Stain". Do tego wokal: raz będzie to krzyk, raz szept, ale najczęściej trafimy na osadzony w klasyce gatunku scream.
Zasadnicze pytanie: czy "Dreams of Quiet Places" ma jakieś wady? Szczerze mówiąc, szukam i szukam, ale znaleźć nie mogę. Chyba że ktoś za taki postawi zarzut, iż nie jest to arcydzieło zmieniające oblicze muzyki metalowej? Owszem, nie jest. Natomiast mocny kandydat do płyty roku już jak najbardziej.
Mord'A'Stigmata "Dreams of Quiet Places", Pagan Records
9/10