Reklama

​Recenzja Margaret "Monkey Business": Coraz bliżej, ale jeszcze nie to

Po ubiegłorocznych "Cool Me Down" i "Elephant" wydawało się, że Margaret znalazła w końcu pomysł na siebie. Chociaż lepiej byłoby powiedzieć, iż zaczęła go bezceremonialnie kopiować od zachodnich wokalistów. I jakby się na to nie zapatrywać, wychodziło jej to z całkiem niezłym skutkiem. A tu proszę: na "Monkey Business" wokalistka dalej wydaje się dość zagubiona.

Po ubiegłorocznych "Cool Me Down" i "Elephant" wydawało się, że Margaret znalazła w końcu pomysł na siebie. Chociaż lepiej byłoby powiedzieć, iż zaczęła go bezceremonialnie kopiować od zachodnich wokalistów. I jakby się na to nie zapatrywać, wychodziło jej to z całkiem niezłym skutkiem. A tu proszę: na "Monkey Business" wokalistka dalej wydaje się dość zagubiona.
Same kompozycje mocno uderzają we współczesne trendy /

Ubiegłoroczne single, umieszczone na reedycji debiutanckiego longplaya Margaret, pokazywały, że można u nas tworzyć pop z zachodnim sznytem. Jasne, pożyczone od Rihanny patenty były wyczuwalne momentalnie, ale całość w swojej konwencji zwyczajnie działała. Do większego sukcesu brakowało co prawda właściwej warstwy wizualnej - bo trzeba przyznać, że klipy były wyjątkowo nierówne - ale w kwestii czysto muzycznej utwory stanowiły o progresie w twórczości Margaret. Szkoda więc, że na drugim albumie piosenkarka postanowiła trzymać kilka srok za ogon i eksperymentalnie pokombinować ze stylistykami głównego nurtu, które nie zawsze się sprawdzają. Jednocześnie za słuchaczem nieustannie chodzi poczucie déjà vu. Trudno powiedzieć, czy to świadczy o niezdecydowaniu artystki, ale na pewno działa na niekorzyść płyty. 

Reklama

To znaczy, że jest źle? Nie, ale na pewno można było spodziewać się więcej. Przynajmniej tyle, że osławieni już szwedzcy producenci, z którymi współpracowała Margaret, zadbali o światowej klasy mainstreamowe brzmienie całości. To oznacza, że jest dość sterylnie, a jednocześnie numery wybrzmiewają bardzo blisko i od strony stricte technicznej brakuje w nich trochę dynamiki. Co bardziej tradycjonalistycznych słuchaczy na pewno to odrzuci.

Same kompozycje też mocno uderzają we współczesne trendy. Singlowe "What You Do" to typowa "dzisiejsza" kompozycja popowa z mocnym naciskiem na elektronikę i rurowatym basem - spokojna zwrotka przechodzi tu w potęgujący napięcie mostek, który zostaje rozładowany refrenem z pitchowanym wokalem, otrzymanym w spadku po brostepie. O ile jeszcze tu można mówić o bliżej niezidentyfikowanym skojarzeniu, o tyle "Color of You" ze swoim jamajskim riffem - niby to podróżującym w tle, ale jednak napędzającym całość - zdaje się bezpośrednim nawiązaniem do "Side to Side" Ariany Grande i Nicki Minaj. Ciekawie prezentuje się rozpoczynający album numer tytułowy, który po dość minimalistycznym intrze wpada w transowy mostek, a ten przechodzi na refren w EDM-owy motyw, kojarzący się z ostatnimi dokonaniami Britney Spears. Bardzo dobrze działa bas w "Future Me Problem", a sam utwór kieruje się - o dziwo - ku popowym trendom w połowie poprzedniej dekady, co wychodzi zaskakująco wdzięcznie.

Sprawdź tekst utworu "What You Do" w serwisie Teksciory.pl!

Z tym, że nie wszystko działa. Takie "Super Human" niby spokojniejsze, mruga w stronę stylistyki chociażby ostatniego The XX, ale prezentuje się zwyczajnie... nijako. Fortepianowe "Cuz It’s You" celuje w znacznie wyższą dawkę emocjonalności niż ostatecznie zostaje zaprezentowana słuchaczowi i tym przegrywa, pomimo kilku ciekawych zabiegów, np. z wyciszaniem kompozycji w drugiej zwrotce. Trudno uznać też próby śpiewania po polsku za udane. W polskojęzycznych piosenkach uwydatnia się intrygująca, delikatna i dziewczęca barwa wokalu Margaret. Z tym, że w dwóch balladach, w których zdecydowano się na taki zabieg, jej potencjał nie został wykorzystany w pełni. Prowadzenie partii dość mocno kontrastuje z budowanym tekstami, melancholijnym klimatem i - co tu mówić - psuje ostateczny efekt. Aż kusi, by spróbować śpiewania po polsku na bardziej dynamicznych podkładach. Może następnym razem?

"Monkey Business" ostatecznie jawi się jako niezła próba trawestowania zachodnich mainstreamowych brzmień na polski grunt. Tylko niezła, bo jednocześnie jest sporym rozczarowaniem. Do tego nadal brakuje tu osobowości muzycznej, czegoś, co można określić w pełni świadomie mianem "margaretowego" - zamiast tego słuchacz wciąż trafia na oczywiste skojarzenia. Nie widzę problemu, by po "Monkey Business" kibicować Margaret w dalszych dokonaniach, ale to zdecydowanie za mało na wyższą ocenę.

Margaret, "Monkey Business", Universal Music Polska

6/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Margaret
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy