Recenzja LP "Death Valley": Pop w dobrym guście
Tomek Doksa
Ciężko ją znaleźć, ale łatwo polubić. Nowy materiał LP to ciekawa propozycja nie tylko dla niedzielnych słuchaczy.
Mądry ten, kto odgadnie, dlaczego niektórzy artyści wybierają sobie niejednoznaczne pseudonimy, po których ciężko ich znaleźć, zwłaszcza tam gdzie każdy ich szuka codziennie - czyli w Google. Taka Laura Pergolizzi mogłaby zapewne na potrzeby estrady nazywać się na setki innych, różnych sposobów, ale wymyśliła sobie artystyczną postać "LP", która prędzej kieruje wszystkie myśli i linki do "longplaya", ewentualnie "Linkin Park", aniżeli do niej samej.
Ale to nie wszystkie związane z nią komplikacje. W dużym rodzimym sklepie internetowym, przy najnowszym krążku artystki, "Death Valley", ktoś wpisał gatunek "alternative" i... konia z rzędem temu, komu uda się trafić na wzmiankę o nowej muzyce LP w jakimś medium poświęconym tylko muzycznej alternatywie. Albo poleci mu ją kumpel zasłuchany w offowym graniu. Bo też tak po prawdzie, z alternatywą ma ona niewiele wspólnego.
Pergolizzi, autorka wielu przebojów pisanych m.in. dla Rihanny, Christiny Aguilery czy Backstreet Boys, to dziewczyna bardzo ambitna, utalentowana zarówno kompozytorsko, jak i muzycznie i wokalnie, ale jednak celująca w dobry indiepop, tudzież lekko zadziorny poprock, ale wciąż z dedykacją dla wczesnopołudniowych playlist radiowych. Nie inaczej jest na "Death Valley" - zachowawczej, krótkiej EP-ce zawierającej ledwie pięć numerów (plus "Lost on You" w dodatkowej w wersji sesyjnej), ale stanowiącej ciekawe uzupełnienie poprzedniego albumu LP, "Forever for Now" z 2014 roku.
Komu już uda się natknąć na jej piosenki, ten rzeczywiście ma szansę stać się oddanym fanem Pergolizzi. W przypadku Laury sytuacja jest bowiem raczej zero-jedynkowa - albo się ją z miejsca pokocha, albo raczej "nie pisz do mnie więcej". Charakterystyczny wokal, stadionowe zaśpiewy, brzmienie jak z pięknie nakręconej reklamy - nikt tutaj nikogo niczym nie czaruje, dla Laury liczy się przede wszystkim chwytliwa melodia i proste emocje. Komu z tym po drodze, szybko jest w stanie zapomnieć o gwiazdach pokroju Sii albo Lady Gagi i przestawić się na dużo lepszą muzykę środka w wykonaniu LP właśnie. Jeśli ktoś do tej pory nie miał z nią do czynienia, "Death Valley" może się okazać miłym początkiem waszej wspólnej przygody. Wszystkich innych, a zwłaszcza znawców tematu, raczej nie trzeba do niej przekonywać. Oni już ją lubią. Albo wciąż nie mogą przeboleć.
LP "Death Valley", Magic Records
6/10