Recenzja Kult "Wstyd": Radar działa sprawnie
Kamil Downarowicz
W jedynym z programów kulturalnych, jakie ostatnio miałem przyjemność oglądać, poruszono temat przyznania Literackiej Nagrody Nobla dla Boba Dylana. Prowadzący zadał pytanie o to, który z polskich tekściarzy mógłby zostać wyróżniony w równie chwalebny sposób. Niemal od razu padło nazwisko Kazika Staszewskiego.
Choć stosunek do 53-letniego wokalisty zespołu Kult można mieć różny, nawet bardzo krytyczny, nie sposób odmówić mu wielkości i nieocenionego wpływu na rozwój naszej rodzimej muzyki i popkultury. Ciężko też wyobrazić sobie artystę scenicznego, który na przestrzeni kilkudziesięciu już lat równie celnie i radykalnie analizowałby w swoich tekstach Polskę, polskość, Polaków i poddawał bezlitosnym komentarzom wszystkie konotacje związane z krajem nad Wisłą.
Kazik wraz z Kultem wychował co najmniej trzy pokolenia, które - pomimo sporej różnicy wieku - na wiele spraw społecznych czy politycznych patrzą w podobny sposób, bo przez pryzmat piosnek, które pojawiły się na takich albumach jak: "Posłuchaj, to do Ciebie", "Kaseta", "Ostateczny krach systemu korporacji". Czy kompozycje ze "Wstydu", mogą zyskać równie legendarny status? Zdecydowanie nie. Ale chyba też Kazik Staszewski, Piotr Morawiec, Janusz Zdunek, Jarosław Ważny i reszta załogi wcale o to nie zabiegali. Efekt jest taki, że nagrali album poprawny, którego słucha się przyjemnie, ale bez większych emocji.
Nowy materiał powstał w warszawskim klubie Proxima, w studiu Wojciecha Jabłońskiego i to właśnie ten muzyk odpowiada za realizację i brzmienie płyty. Co ciekawe, nasz Kazimierz nie uczestniczył prawie w ogóle przy komponowaniu premierowych kawałków, ale nie odczuwa się tego szczególnie. Szkielet wszystkich utworów jest prosty i przewidywalny. Prym wiodą typowo "kultowe" dęciaki w towarzystwie przesterowanych gitar i klawiszy. Jednak w porównaniu z ostatnim wydawnictwem zespołu ("Prosto") nie panuje tu aż tak ciężka, przywołująca na myśl dokonania KNŻ, atmosfera. Muzycy zdecydowanie wrzucają na luz i pozwalają piosenkom swobodnie i niespiesznie płynąć.
"Jeśli będziesz tam" rozpoczyna się od pulsującego rytmu basu, do którego leniwie dołączają pozostałe instrumenty. Kazik wyśpiewuje zwrotki jednostajnie, ale pewnie i z charakterystyczną werwą. W singlowym, humorystycznym "Madrycie" główną rolę odgrywają klawisze, urywana gitara i rapujący Kazik. Gdzieś w tyle głowy pojawiają się solowe dokonania Staszewskiego, przypominając jak wszechstronnym jest on artystą. Na tym tle dość przyciężkawo i muliście wypada "To nie jest kraj dla starszych ludzi", który ratuje jedynie nerwowa saksofonowa solówka w środkowej partii utworu. Na szczęście łajba kierowana przez Kapitana Kazia grzęźnie na mieliźnie tylko na chwilę, by zaraz potem, w utworze tytułowym, nabrać pełnych rockowych wiatrów w żagle. Robi się wręcz industrialne - mechaniczne uderzenia w bębny tworzą podstawę pod ostre, odmierzane z rzeźniczą precyzją riffy. Jeżeli już mowa o perkusji, to bardzo podoba mi się gra Tomasza Goehsa, który rzadko uderza w talerze, przez co całość płyty brzmi surowo. Nie ma tej całej przesadnie biesiadnej otoczki, uwierającej tak bardzo krytyków zespołu.
Jako że nowy materiał Kultu jest dość urozmaicony, to w "Ciszy nocnej" zwalniamy tempo i wraz z delikatną gitarą akustyczną lądujemy gdzieś w okolicach easy rocka. Kawałek trochę bez historii, ale w uszy nie kłuje. Agresywniejsza "Dwururka" brzmi nieprzyzwoicie konwencjonalnie i także niczym szczególnym nie zaskakuje. Jeśli coś ciekawego (może oprócz tekstów) znajdziecie w "Bezbronnych w furii" i "Odejdę" to dajcie proszę znać. Jak dla mnie są to do bólu typowe średniaki, w których niby wszystko jest na swoim miejscu, ale brakuje tego "czegoś", co powoduje, że chcesz do nich wracać po raz kolejny i kolejny.
Dość żywo i intrygująco wypada z kolei funkująca "To nie jest zbrodnia" i naprawdę szkoda, że w dwuczęściowym "Pękniętym domu" znów odbijamy nie w tę stronę, co trzeba, czyli wracamy do historii z "typowym Kultem". Album w udany sposób zamyka pijacko-knajpiana "Apokalipsa", sprawiająca, że najchętniej wskoczylibyśmy z Kazikiem na stół, by zaśpiewać wspólnie z nim refren. Omawiając album Kultu, nie sposób nie wspomnieć o tekstach Kazika. Co prawda nie są one szczególnie wybitne, i raczej nigdy już takie nie będą, jednak radar społeczny i polityczny wokalisty działa nadal sprawnie i wyłapuje co ciekawsze obiekty. Cieszy mnie, że Staszewski zwraca uwagę na rosnącą w Polsce homofobię ("Dwururka"), rozlicza rządy PiS oraz PO ("Pęknięty dom"), pochyla się nad problemem emigracji ("Odejdę"), wytyka prymat pieniędzy nad losem ludzkim ("To nie jest kraj dla starszych ludzi") czy po prostu opowiada frapujące historie ("Madryt").
W jednym z wywiadów Kazik zapytany skąd wziął się tytuł "Wstyd" odpowiedział: "Ułatwimy w ten sposób pracę niektórym krytykom". Wątpię żeby pojawiły się aż tak negatywne recenzje nowego wydawnictwa Kultu. Płyta pod względem jakości plasuje się gdzieś pośrodku całej dyskografii zespołu, co jest wynikiem przyzwoitym. Trzeba jeszcze koniecznie sprawdzić, jak te kawałki prezentują się w wersji na żywo. Bo cała esencja Kultu to wiadomo - koncerty. Jeśli publika będzie dobrze bawiła się przy "Apokalipsie", "Madrycie" czy "Odejdę", to Kazik będzie mógł spokojnie spojrzeć w lustro i powiedzieć sam do siebie - dobra robota.
Kult "Wstyd", S.P. Records
6/10
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***