Recenzja Kuban "Myślisz jeszcze?": Obowiązki, fundusze i flirt

Narzekanie na młodych raperów bywa odruchowe, ale czasem trzeba ugryźć się w język, bowiem nie każdemu da się zarzucić egoizm, pustotę i brak pomysłu na siebie. Nie dość, że Kuban nie tylko kombinuje, a rzeczywiście myśli, to jeszcze nie tylko o sobie.

Oficjalny debiut Kubana pasuje do wiosny
Oficjalny debiut Kubana pasuje do wiosny 

Organizatorzy Młodych Wilków Popkillera, największej na scenie akcji wyławiania rapowych talentów, przyznawali w zakulisowych rozmowach, że Kuban jest czarnym koniem trzeciej edycji. I mieli dobre przeczucia, o czym świadczy ciepło przyjęty mixtape rapera z Opoczna, ponad sto koncertów zagranych w dwa lata, sporo gościnnych występów. Wygląda na to, że debiutancka, świeżo brzmiąca, łatwo przyswajalna płyta tylko ugruntuje pozycję.

To, czym Kuban od razu wygrywa, jest nienachalność tej nawijki. Typ wchodzi na bit lekko, tak też się po nim porusza, w czym pomaga mu zarówno barwa głosu, jak i regularny dublet rymów na końcu wersów. Dla wielu naszych raperów odkryciem będzie sytuacja, że można wyrazić różne emocje nie drąc się na słuchacza, a ten chłopak o czym by nie mówił - a zdarza się, że to trudne sprawy - pozostaje zimnokrwisty, opanowany, tchnie udzielającym się odbiorcy spokojem. Truizm, ale fajnie, gdy płyty chce się po prostu słuchać, kiedy nieinwazyjność albumu czyni go dobrym na różne okazje. I to jest ten przypadek.

Słuchając "Myślisz jeszcze?" ma się wrażenie, że taki Kuban jest na każdym osiedlu. Ławkowo-murkowy poprawiacz nastroju, czasem trochę filozof, ale bez przesady, w granicach Kevina Smitha czy Judda Apatowa. Typ, co wie sporo, ale nikogo nie ocenia, ponad nikogo się nie stawia, umie gadać, ale przede wszystkim umie słuchać. "Pochodzę z miasta małych ludzi i dużych nałogów" - wyjaśnia. "Byłem z tych małych / co za garażami ogródki wam wyjadali" - dodaje.

Kiedy nawija o osiedlowym improwizowaniu w "26-300",  jest w tym nie tylko gra słowem na miarę wymagań "prawdziwej szkoły" rapu, ale i zajawka rodem z lat 90. Dobrze wychodzi mu też "miękka socjologia", choćby w singlowym "Było, nie minęło", przechodzącym w mocne "Czego się boję". "Jak na syna patrzysz, widzisz co tobie uciekło / I teraz płacisz podatki za to, że gardziłeś antykoncepcją / To nie 'W pogoni za szczęściem', za dużo oglądasz TV / A jak już wychodzi z dzieckiem to tylko z poczucia winy / Na siłę pary, brak siana na rozwodowe rozprawy / Najlepiej się zabić, ale najgorzej samemu być, jarzysz?" - rapuje Kubano i dobrze, że chce mu się poruszać takie tematy, bo to w tym pokoleniu rzadkość, a rap służy do tego, by od tego typu dylematów uciec.

Miejsce na socjologię to jedno, zmieściła się też kozetka psychologa. Mało kto na scenie tak dobrze nawijał o relacjach ze swoją byłą ("Ex"), znakomity jest też kacowy "Dzień dla siebie". "No ile razy tak było? Padasz po pracy styrany na wyro /  Kończysz samemu z myślami na wyrost, chciałeś podróży ej, Paryż i miłość / A masz jedynie wyprawy po piwo i parę nieodebranych, no miło /Dzielisz się teraz snapami ze zdzirą, wiem taki wieczór jest znany na wylot" - nawija raper i jest to wymowny, wiele mówiący obrazek. Na "Myślisz jeszcze?", nazwanych odą do "Pięknych dwudziestoletnich", jest takich więcej.

Kolejną wartą odnotowania kwestią jest to, że gadka po staremu staranna i krągła trafia na nieortodoksyjne bity. Nie ufajcie PR-owi, klasycznego rapu tu nie ma. Są uprażone, przestrzenne brzmienia nowego zachodniego wybrzeża, przebojowe, melodyjne numery, gdzie bębny intensywnie chodzą jednak pod spodem, jest trochę trapu, ale to nie wszystko. W produkcji dzieje się sporo i - jak na nasze warunki - świeżo. Jeżeli pominąć płyty próbujące podczepić się koniunkturalnie pod wieśniackie electro, sztywnych jak tyczka gości, którym wydawało się, że zrobią tu drugiego Adama Tenstę, albo jeszcze lepiej drugie LMFAO, wychodzi na to, że nie było tu tak uklubowionego krążka. Słychać tu wyspiarski house w typie Disclosure (Trepson!), brzmienia, które sam Kuban odnosi do Boiler Roomu (SoDrumatic), ale Frose pod koniec płyty zapędza się już w nieprzyjemnie bigroomowe rejony i jest o jeden most za daleko.

No właśnie, "Myślisz jeszcze?" ma nie tylko wszystko co potrzebne, ale wręcz ma za dużo. To powoduje przestoje, stwarza mielizny. "Mamy swoje za uszami" to pusty trapowy przelot i początek kilkuutworowej bessy, z której album wydźwiguje się dopiero z bezczelnym "Ich rap, a nasz rap". Jej apogeum to "Flatera". Kiedy rozmawiałem o utworze z zaprzyjaźnionym dziennikarzem, mój interlokutor porównał go do "Skutera" Sidneya Polaka. Ale o ile "Skuter" mógł jeszcze działać trochę jak pastisz, np. przewiezionych nawijek Tedego, tak numer Kubana jest po prostu nudny, a senny bit za grosz tu nie pomaga.

Na płycie za dużo też z deka hermetycznych gadek z cyklu "ja i moja lojalna ekipa, na którą zawsze mogę liczyć". To się sprawdza, jak tkwisz w osiedlowym obiegu. Potem to jak próbować sześć razy przepchnąć w wywiadzie w ogólnopolskim dzienniku pozdrowienia dla kolegów. Lepiej dać sobie spokój.

Żeby jednak to trochę narzekania na koniec nie przysłoniło plusów - warto sięgnąć po album, dobrze, że wyszedł na wiosnę, idealnie do tej pory roku pasuje, chcę się żyć z nim na słuchawkach, a nie gnuśnieć po wysłuchaniu. Pamiętajcie - małe rzeczy. "Idę postać przy barze, popatrzeć na panie, obejrzeć mecz gwiazd / A trzeba było zostać piłkarzem i mieć żonę Anię, po bramce biec w kadr" - rapuje Kuban, co rusz podkreślający swój status everymana. No, nie trzeba było zostać raperem. I dobrze, że się zostało.

Kuban "Myślisz jeszcze?", wyd. Dobzi Ludzie

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas