Recenzja Kuba Knap "Najlepsze wyjście": Opowieści z innej perspektywy

Raz na jakiś czas, trzeba wprowadzić w swoje życie pewne zmiany. Kto by się spodziewał, że te poczynione przez Kubę Knapa okażą się aż tak mocne i… zbawienne.

Okładka płyty "Najlepszy wyjście" Kuby Knapa
Okładka płyty "Najlepszy wyjście" Kuby Knapa 

Może się wydawać, że przez swój luzacki wizerunek Kuba Knap jest największym leniem polskiego rapu, ale przecież mało kto może sobie pozwolić na wydanie pięciu solowych albumów na przestrzeni czterech lat. Dodajmy do tego mocno niedoceniony "Lot Pierwszy" Osiedlowych Linii Lotniczych i kilka gościnnych występów. Praca, praca wre, człowieniu, a jej kolejnym owocem jest "Najlepsze wyjście" - najlepszy i najbardziej dojrzały album urodzonego w Londynie rapera.

Niezłe tempo nagrywania i wydawania płyt rzadko kiedy daje pozytywne efekty, jednak nie w tym przypadku. Wraz z premierą nowego dzieła warto zainteresować się... wersją dwupłytową. Drugi LP (z highlightem w postaci osobistej "Ucieczki z Kolskiej"), w całości wyprodukowany przez Szczura JWP, został nagrany przed "Najlepszym Wyjściem", a w połączeniu z "natywną" wersją oferuje zaskakującą dobrą kombinację wyluzowanego i hardkorowego materiału. Takie kombo na papierze nie wygląda najlepiej, ale papier jest tylko papierem - liczą się nagrywki, a tutaj były zawodnik Alkopoligamii daje prawdziwy popis.

Knapiwo to dalej wyluzowana osiedlowa mordeczka i najlepszy ziomek w okolicy (check "To się nadrobi" z Okolicznym Elementem), którego nie sposób nie lubić, mimo że na przestrzeni lat trochę się zmienił, czego dowodem jest otwierający "Tipiknapa" będący swego rodzaju rozliczeniem z przeszłością. Już bez takiej ilości melanży, imprez, używek i z kompletnym brakiem alkoholu, Knap płynie po beatach kilku starych znajomych i postaci, które ciężko sobie wyobrazić, jako współpracowników rapera.

Te zmiany klimatu i podejścia do życia pozytywnie wpłynęły na samego Kubę Knapa. Niby ciągle ma to samo hermetyczne flow, co po jakimś czasie zaczyna robić się nużące, oraz brak wielu zapadających w pamięć pojedynczych wersów, ale jego bronią jest co innego. Nagrywanie numerów kompletnych od A do Z. "Opowieści zza baru kontuaru", "Zawsze przed" czy "Małe szczęście" to jedne z najmocniejszych punktów całej jego przygody z rapem, a w przypadku tego ostatniego dochodzi jeszcze niezły gościnny występ Ryfy Ri. Pod tym względem jest to pierwszy album Knapa, do którego nie można mieć większych zastrzeżeń.

Brzmienie to typowa mieszkanka tego, do czego przyzwyczaił nas wcześniej Knap. Jest trochę west-coastowego klimatu zapewnionego przez Jorgusia Kilera, Zioła i Szoguna. Są mocno nawiązujący do lat 90. Młody, The Returners z czterema numerami, z których najmocniej wybijają się "Znamy" z żywymi instrumentami oraz cały drugi LP będący dziełem Szczura JWP. Pozytywnie zaskakuje Szwed SWD ze swoją "Teorią kolorów", która nabiera jeszcze więcej wyjątkowości przez featuring... Bilona.

Trochę inny niż wcześniej, ale dalej potrafiący przyciągnąć swoimi osiedlowymi historyjkami. Dużo tu kontrastów, jeszcze więcej sprzeczności z numerami nagranymi na przestrzeni lat, ale na szczęście jest tu najwięcej... hip hopu. Kuba Knap nagrał najlepszą i najbardziej zróżnicowaną płytę w swojej karierze i być może nieświadomie zrobił jeszcze coś, o czym się głośno nie mówi. Pomógł Hemp Rec. otworzyć się na nowych ludzi, a ci, odpowiednio dobierając artystów, mogą zrobić to, co zrobiło Prosto w kilka lat. Trafić do zupełnie nowych odbiorców, zachowując swój sznyt. To już duża sztuka, ale chyba nie można było lepiej zacząć.

Kuba Knap "Najlepsze Wyjście", Hemp Rec.

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas